"To kuriozalna sytuacja". Zagraniczni dziennikarze nie spotkali się z taką sytuacją, jak w polskim Sejmie

Katarzyna Zuchowicz
Protest niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie trwa już ponad miesiąc. W tym czasie w Warszawie odbywa się sesja Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, polski parlament od piątku do poniedziałku może odwiedzić kilkuset polityków z innych krajów. Część wiedziała wcześniej o proteście, inni nie. Z ciekawością sytuację obserwują też zagraniczni korespondencji akredytowani w Polsce. – Nie wiem, czy akurat nasi parlamentarzyści wiedzą o proteście, ale ja pisałem o nim reportaż – mówi nam jeden z holenderskich dziennikarzy.
Pierwszy Dzień Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Warszawie. Jednocześnie trwa 38 dzień protestu niepełnosprawnych. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Ekke Overbeek jest niezależnym dziennikarzem, pracuje dla holenderskiego dziennika "Trouw". Mówi, że nie pamięta, by w środku gmachu parlamentu Holandii odbywały się jakieś protesty. Ale rozumie, że polscy rodzice i ich dzieci muszą być mocno zdesperowani, że zdecydowali się na taki krok. – Z drugiej strony Sejm jest zamykany i zmienia się w oblężoną twierdzę. To jest kuriozalne. Cała sytuacja jest kuriozalna – mówi naTemat.

W ubiegłym tygodniu pisał o sytuacji w polskim Sejmie obszerny reportaż.

"Symbol sprawowania władzy"
Ekke Overbeek wiele razy był w Sejmie, korzystał z jednorazowych przepustek. – Polski Sejm był bardzo otwarty i było to bardzo pozytywne. W demokracji to bardzo cenna rzecz, że parlament, jak tylko to możliwe, jest dostępny dla obywateli. To, co dzieje się teraz, to przechodzenie ze skrajności w skrajność. Pewien symbol sprawowania władzy przez ekipę rządzącą – parlament, który był otwarty dla obywateli, teraz się zamyka – mówi.


Overbeek przyznaje, że nie wie, jak jest w innych krajach. Słyszał o obostrzeniach w Grecji, ale nie wie, ile w tym prawdy. Rozumie, że we Francji, czy gdzie indziej, mogły zostać wprowadzone środki ostrożności z powodu zagrożenia terrorystycznego, ale tu – w Polsce – nikt o takim zagrożeniu nie wspomina. – Nie wyobrażam sobie, że jakiś klub parlamentarny zaprasza kogoś, to ta osoba nie wejdzie do parlamentu – mówi.



Na pewno nie wszyscy delegaci mieli wcześniej wiedzę o proteście. – Nic o tym nie wiem. Nie słyszałem o tym przed przyjazdem do Warszawy. Jeśli tak jest, z pewnością będzie się o tym mówić – mówi nam szczerze Ojars Kalnins, szef delegacji z Łotwy.

Bożena Kamińska, posłanka PO, członek Zgromadzenia Parlamentarnego NATO z ramienia Polski, opowiada nam jednak, że podczas spotkania w gruzińskim Batumi pod koniec kwietnia temat protestu w polskim Sejmie był poruszany w luźnym rozmowach. – Protest już trwał i rozmawiało się o tym, czy będzie kontynuowany, jak to będzie rozwiązane, bo o sesji wiosennej w Warszawie było już przecież wiadomo – mówi naTemat. Twierdzi, że rozmawiała z parlamentarzystami głównie z krajów ościennych, np. z Litwy. – Wiedza o proteście wśród parlamentarzystów jest – tak uważa.

Jednak jeden z korespondentów mówi nam, że temat protestu w polskim Sejmie nie wzbudza w jego kraju dużego zainteresowania. Ignacio Temino Martinez z hiszpańskiej agencji prasowej EFE również już relacjonował protest.

– W Hiszpanii sprawy niepełnosprawnych traktowane są bardzo poważnie. Ale w polskim Sejmie protestuje kilkanaście osób, ich protest postrzegany jest jak sprawa lokalna, choć może mieć wpływ na wizerunek Polski w czasie Zgromadzenia parlamentarnego NATO – mówi. W każdym razie on nie pamięta czegoś takiego w parlamencie swojego kraju. – U nas są protesty wokół parlamentu, albo w jakimś namiocie, ale zawsze na zewnątrz, nigdy w środku. Dla nas to coś zupełnie nowego – mówi.