"Na razie nie wrócimy do Sejmu". Katarzyna Milewicz wyjaśnia nam, co to znaczy, że protest został "zawieszony"
Katarzyna Milewicz w rozmowie z naTemat zdradza, dlaczego protestujący opuścili budynek Sejmu oraz mówi o tym, co dalej stanie się z ich protestem. – Chcemy być odpowiedzialni – przekonuje i dodaje, że na razie do Sejmu nie wrócą.
Po prostu rząd nas opuścił, zlekceważył, odwrócił się od nas nie odpowiadając nawet na zadane przez nas ostatnio pytania. Przedstawiliśmy czwarty kompromis , skoro nie ma pieniędzy w budżecie, żeby od przyszłego roku dać niepełnosprawnym te 500 zł. Ale rząd przerwał z nami dialog . A jeszcze ma być Sejm Dzieci i Młodzieży i nie chcemy blokować tego, żeby nam nikt nie zarzucał, że dzieci nie mogą skorzystać z tego. To z naszej strony będzie odpowiedzialne. Chociaż podejrzewam, że to już zostało odwołane.
Tak, wczoraj przeniesiono SDiM na jesień.
No tak, ale może to zostanie w takim razie przywrócony. To jest nasza wspólna decyzja. A na chwilę obecną jesteśmy spakowani, torby zostały zniesione na dół, kartki pościągaliśmy.
A co się z nimi stanie?
Z tych wszystkich materiałów zostanie zrobiona wystawa. A dary, które otrzymaliśmy takie jak pieluchy, podzieliliśmy między sobą, żeby nie zostało to wyrzucone.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Nie, my zawieszamy protest, bo to nie jest przerwanie protestu, tylko jego zawieszenie. Ale nie będziemy wracali do Sejmu. Będziemy czekali na to, co rząd zrobi w sprawie niepełnosprawnych. Co zrobi przez te kolejne półtora roku rządów.
Na waszą decyzję miały wpływ negatywne komentarze, m.in. w sprawie SDiM?
Nie, złożyło sie na to wiele czynników. Akurat negatywnymi komentarzami to się nie przejmujemy za bardzo. Tak naprawdę wszystko o tym zdecydowało. I to odwrócenie sie rządu i zerwanie rozmów, jak i ta szarpanina ze strażą marszałkowską podczas wywieszania plakatu.
Przypomnijmy: w niedzielę po godzinie 10, po 40 dniach w Sejmie, Iwona Hartwich ogłosiła zawieszenie protestu niepełnosprawnych i ich opiekunów. Protestująca wyjaśniła także, że nad opuszczeniem budynku wszyscy myśleli od jakiegoś czasu.
Od kilku dni na niepełnosprawnych i ich rodziców w Sejmie nakładano coraz większe ograniczenia. Najpierw zabrano wszystkie kamery stacji telewizyjnych, a potem odcięto im dostęp do prysznica i windy.
Protestujący domagali się m.in zwiększenia renty socjalnej oraz dodatku 500 zł miesięcznie dla każdej osoby niepełnosprawnej. Ten ostatni warunek stał się kością niezgody między nimi a rządem. Do tej pory nie został spełniony.