Mają tak samo konserwatywny rząd jak my – a może i bardziej. Właśnie rozwiązali kwestię aborcji i to od razu na całego
Sama debata w Izbie Deputowanych trwała niemal dobę i była wyczerpująca i dla samych deputowanych, i dla osób manifestujących przed gmachem parlamentu. Wreszcie zdecydowali – Argentyna wzorem Irlandii, która niedawno zgodziła się na aborcję w referendum, postanowiła znacznie zliberalizować swoje przepisy dotyczące przerywania ciąży. A to wszystko w kraju rządzonym przez centroprawicowego prezydenta, gdzie w Izbie Deputowanych najwięcej przedstawicieli ma koalicja o podobnym światopoglądzie. W kraju, który wydał na świat obecnego papieża.
Aż chce się powiedzieć – zupełnie jak w Polsce. To żadne zaskoczenie, że kraj południowoamerykański jest na wskroś katolicki. Ale kiedy przyjrzeć się bliżej, podobieństwa do Polski są aż nadto widoczne. Według niektórych danych katolików w Argentynie jest nawet 92 proc. (według innych szacunków ponad trzy czwarte narodu), ale do tego dochodzą jeszcze protestanci. No i mają papieża Franciszka, choć akurat on z chrześcijaństwem w najbardziej skostniałej wersji wiele wspólnego nie ma. Ale żeby nie było – Franciszek wielokrotnie wypowiadał się przeciw legalnej aborcji w swoim kraju. I jako papież, i jako arcybiskup biskup Buenos Aires.
Procesja w mieście Salta w Argentynie.•Fot. Nestor Troncoso / CC BY 2.0 / Wikimedia Commons
To wcale nie musiało się udać w tej atmosferze politycznej
Przypadek Argentyny jest nawet bardziej intrygujący, ponieważ wielu politykom w tym kraju z takim prawem zwyczajnie może być nie po drodze. – W kulturze politycznej Argentyny jest bardzo mocno zakorzenione, że aborcja jest czymś niemoralnym. Ta zmiana prawa jest więc ogromną zmianą – podkreśla Broniarczyk.
W samej Izbie Deputowanych najwięcej reprezentantów ma koalicja Cambiemos, która jest formacją centroprawicową. W jej skład wchodzi partia PRO, która wypchnęła do wyborów prezydenckich w 2015 roku Mauricio Macriego, wcześniej szefa federalnego rządu Buenos Aires.Najważniejsze założenia argentyńskiego projektu
Prawo do usunięcia ciąży do 14. tygodnia ciąży bez podawania przyczyn.
Prawo do usunięcia ciąży od 15. tygodnia ciąży po złożeniu oświadczenia o gwałcie, w wypadku stwierdzenia zagrożenia życia lub zdrowia przez ciążę oraz w przypadku genetycznych wad płodu, uniemożliwiających mu samodzielne życie.
Prawo do darmowego zabiegu w ciągu 5 dni od zgłoszenia, niezależnie od zdania lekarzy, w każdym szpitalu lub klinice. Jeśli lekarz odmówi, ośrodek zdrowia będzie musiał znaleźć innego specjalistę.
Z sukcesem. Sam prezydent, który objął władzę przed trzema laty, też ma konotacje centroprawicowe. Już zapowiedział, że nie będzie się sprzeciwiać projektowi, choć jest przeciwnikiem aborcji i wcale się z tym nie kryje. Z kolei minister zdrowia Adolfo Rubinstein, który najwyraźniej też nie jest jej zwolennikiem, z rozbrajającą szczerością wyjaśnił, że ten projekt poprawi świadomość społeczeństwa i ułatwi wychowanie seksualne w szkołach zwłaszcza w kwestii antykoncepcji, dzięki czemu w przyszłości ten projekt... w ogóle nie będzie potrzebny. •
To wszystko jest o tyle zaskakujące, że to poprzedniczce Macriego – Cristinie Fernández de Kirchner – było bliżej do lewicowych wartości. A to jednak dopiero teraz udało się zająć sprawą. Przy czym pamiętajmy, że w systemie politycznym Argentyny prezydent ma znacznie więcej do powiedzenia niż choćby nasz Andrzej Duda. Jest jednocześnie szefem rządu i ma prawo weta wobec ustaw parlamentu.
Dla zwolenników aborcji decyzja parlamentu to oczywisty sukces. – Zmobilizował się ruch kobiecy. Kobiety w Argentynie od początku domagały się liberalizacji w pełnym brzmieniu, bez żadnych półśrodków. Podkreślały, że bariera finansowa jest często problemem, więc aborcja musi być darmowa, dostępna w szpitalach – wyjaśnia Broniarczyk.
Jednocześnie to efekt długich skalań – i to na skalę, która nasze czarne protesty po prostu zawstydza. – Życzyłabym sobie podobnego zaangażowania w Polsce, z twardym, nienegocjowalnym stanowiskiem. Ale też wiary w to, że można to osiągnąć. W Argentynie na ulice wychodził nawet milion osób. Tamtejsi politycy wiedzieli, że w końcu muszą się w końcu tym zająć – zauważa aktywistka.
To może być początek zmian
Ameryka Południowa w efekcie zmienia się na naszych oczach. Argentyna zgodziła się na aborcję w sześć lat po sąsiednim Urugwaju. Trzeba pamiętać jednak, że projekt ma niewiele więcej zwolenników niż przeciwników, więc raz zdobyty przywilej niekoniecznie musi pozostać z mieszkańcami tego kraju na zawsze. Pytanie, czy za Argentyną pójdą inni – dla organizacji feministycznych ta część świata to nadal jedna, wielka, czerwona plama.
Broniarczyk wierzy jednak, że będzie to pewien katalizator. – Urugwaj na pewno wpłynął na sytuację w Argentynie, a Argentyna wpłynie na sytuację w innych krajach, choć jest dalej wiele krajów, gdzie obowiązuje pełna penalizacja aborcji, choćby Salwador. To, że w regionie zachodzą zmiany, ma wpływ na mobilizację kobiet. To co się tam dzieje czy w Irlandii, działa nawet w Polsce – twierdzi.
•