Trzaskowski wywołał awanturę słowami o "mrożeniu" unijnych dotacji. Sprawdzamy, o co mu chodziło

Jarosław Karpiński
Kandydat PO na prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowski nawiązując do projektu nowego budżetu UE na lata 2021-27 powiedział w Radiu Zet, że "na szczęście dzięki naszym staraniom pieniądze nie przepadają, tylko będą mrożone”. – Jak wygramy kolejne wybory, to będą odmrożone i Warszawa skorzysta z olbrzymich pieniędzy na inwestycje – podkreślił. "Czy PO właśnie zdradziło swoją taktykę? – kontrował Patryk Jaki, pretendent PiS do stołecznego ratusza, pytając jednocześnie o podstawę prawną do takiego działania. "Wreszcie wiemy co zrobić, aby uspokoić KE – wpisać zwycięstwo PO do Konstytucji. Dziękuje Posłowi R. Trzaskowskiemu za szczerość" – szydził polityk PiS.
Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej kolejny raz spotka się z premierem Mateuszem Morawieckim Fot: Sławomir Kamiński/AG
O co chodzi? Komisja Europejska zaproponowała projekt rozporządzenia, który zakłada wstrzymanie, czy zamrożenie wypłaty środków finansowych dla krajów, które łamią
praworządność.
Nie ma co ukrywać, że jest to wymierzone głównie w Węgry i Polskę. To o tym rozwiązaniu mówił Trzaskowski.

UE zamrozi pieniądze dla Polski?



"Zamrażarka" komisarz Jourovej


Europoseł Platformy twierdzi, że jego partia nie ma jeszcze oficjalnego stanowiska w tej sprawie. – Osobiście nie jestem zachwycony tym instrumentem dlatego, że jeśli takie instrumenty mają mieć sens to powinny być adresowane do wszystkich 27 państw UE, a nie akurat do takich, którym bardzo zależy na pieniądzach z budżetu UE. Myśmy zresztą jako PO wnioskowali o to, by ofiarą takich rozwiązań dyscyplinujących nie padli beneficjenci końcowi środków Unii, czyli różne firmy, ośrodki naukowe, badawcze, samorządy itd. – zaznacza.

Wiadomo, że taki postulat został uwzględniony. – Nawet jeśli doszłoby do wstrzymania wypłaty pieniędzy, to polski rząd będzie musiał wywiązać się z zobowiązań wobec końcowych beneficjentów, czyli np. wobec Warszawy w kontekście budowy metra. Ale musi te środki wygospodarować w budżecie krajowym – tłumaczy Olbrycht.

"Wzrosną nastroje antyeuropejskie"
Zwraca jednak wagę, że skuteczność zastosowania instrumentów presji ekonomicznej na tych, którzy psują prawo jest wątpliwe. – Zdecydowanie wzrosną bowiem nastroje antyeuropejskie – przewiduje. – Uważam, że powinniśmy tak długo jak się da naciskać na Komisję Europejską by w sprawie przestrzegania praworządności w Polsce zwróciła się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości – podkreśla europoseł.



Najważniejszy temat kampanii
Warto dodać, że jeśli przejdzie pomysł rozporządzenia KE w sprawie zamrożenia środków dla Polski, to Europarlament będzie o tym decydował kwalifikowaną większością głosów, czyli przekraczającą połowę.

– Tylko zwycięstwo u nas sił prodemokratycznych, proeuropejskich i praworządnych, może odmrozić pieniądze zablokowane przez antydemokratyczną i antyeuropejską politykę PiS. To będzie realne starcie. Europa nie zapomina – podkreślił Schetyna w "Rzepie" i ocenił, że "dzisiaj to Rumunia i Bułgaria, deklarując wejście do strefy euro, wchodzą do drugiego, głównego pokoju, w którym przy stole rozmawia się o przyszłości UE, a Polski tam nie ma”.

Kilka dni temu byli polscy prezydenci, premierzy, szefowie MSZ i opozycjoniści napisali list do Komisji Europejskiej. Stwierdzili w nim m.in, że "ostatnią instancją, która może obronić polską praworządność, jest Unia Europejska". Pod listem podpisali się Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Bronisław Komorowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Leszek Miller, Marek Belka, Kazimierz Marcinkiewicz, Andrzej Olechowski, Dariusz Rosati, Adam Rotfeld, Radosław Sikorski, Władysław Frasyniuk, Bogdan Lis oraz Zbigniew Bujak.

List wywołał burzę na prawicy. "Ten list jest zdradą narodową. To jest takie samo działanie jak to, które przed kilkuset laty było udziałem targowiczan" – komentował w Radiu Maryja i TV Trwam Antoni Macierewicz.

Odbiorą nam też prawo głosu?
Ale poza sankcjami finansowymi Polsce grożą też inne kary. Frans Timmermans przekazał już członkom KE, że Polska nie dokonała odpowiednich zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym. Dlatego proponuje rozpoczęcie kolejnej procedury dyscyplinującej, która została przewidziana w art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Tym samym 26 czerwca ministrowie do spraw Unii Europejskiej postawią zarzuty wobec Warszawy, lecz szansę na odpowiedź dostanie polski rząd. W kolejnym etapie kraje członkowskie mogłyby zadecydować o kontynuowaniu procedury, której finał to pozbawienie Polski prawa głosu w Brukseli. Ten ostatni scenariusz jest jednak mało prawdopodobny.