Największa tajemnica sportu. Wiemy, dzięki komu i w jaki sposób działa Livescore.com

Adam Nowiński
Kibice znają ten ból, kiedy zbliża się mecz ich ukochanej drużyny, ale trzeba siedzieć w pracy lub być gdzieś poza domem. Wtedy z pomocą przychodzi im LiveScore, gdzie na bieżąco mogą śledzić wyniki niemal każdego pojedynku piłkarskiego i nie tylko. Mecz w drugiej lidze egipskiej? Jest. A może w drugiej lidze hokeja w Szwecji? Załatwione. Ale jak to się dzieje, że LiveScore ma te dane na żywo z tylu miejsc na świecie? Odsłaniamy kulisy jego działania.
Okazuje się, że na oglądaniu meczów można zarobić. Wystarczy zostać livescoutem. To dzięki nim działają takie serwisy jak LiveScore. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Każdy, kto kiedykolwiek interesował się sportem, był na tej stronie. Chodzi o LiveScore.com, największego gracza, jeśli chodzi o wyniki sportowe na świecie. Tutaj w ułamku sekundy (dosłownie) dowiemy się od razu: kto i kiedy zdobył punkt, strzelił gola czy wygrał spotkanie w najodleglejszej lidze piłkarskiej, siatkarskiej, krykieta, hokeja itd. Serwis ten jest bardzo popularny także w Polsce.

– Polska jest jednym z trzech krajów na świecie, z którego LiveScore ma największy ruch internetowy – przyznaje w rozmowie z naTemat Tim Lesniewski, szef contentu Livescore.com. – Zakładamy, że dzieje się tak, bo polski rynek telewizyjny jest dość podzielony i trudno jest oglądać sport. Dlatego istnieje duży apetyt na sporządzanie wyników na żywo i ich aktualizacji – stwierdza nasz rozmówca.


A ile tego jest! Samych krajów grających w piłkę nożną tylko w menu na stronie głównej jest ponad 70! Koszykówka? Tutaj też jest na bogato – ponad 30 państw. Hokej? Możemy zobaczyć wyniki rozgrywek nawet na Białorusi. Ale jak to się dzieje, że na LiveScorze możemy znaleźć te wyniki na żywo np. z meczów piłkarskich rozgrywanych w najniższych ligach Afryki czy Azji albo z tak mało popularnych dziedzin sportu jak krykiet?
Tyle jest samych zakładek piłkarskich na LiveScore.Oprac. NaTemat.pl
Powstało wiele teorii spiskowych na ten temat. Jedni mówią, że to dzięki współpracy z klubami sportowymi. Drudzy, że to kontakt ze związkami sportowymi. Ale najbardziej abstrakcyjna wydaje się wersja z algorytmem śledzącym komunikaty na elektronicznych tablicach wyników – tak, takie coś też pojawiło się w sieci.

Wszystkie teorie nie mają jednak nic wspólnego z prawdą. Strony takie jak LiveScore korzystają z usług mniejszych firemek, które zatrudniają tzw. livescoutów. W Polsce nazwalibyśmy go sprawozdawcą, ale to tak naprawdę zapaleniec sportu, który znalazł ciekawą formę pracy.

– W LiveScore nie polegamy tylko na jednym dostawcy danych, używamy kilku różnych firm, ponieważ różni dostawcy danych mają różne możliwości, a korzystanie z wielu źródeł pomaga nam maksymalizować szybkość i niezawodność – mówi Tim Lesniewski.

To właśnie dzięki relacjom livescoutów widzimy w przeciągu kilku sekund aktualne wyniki spotkań piłkarskich, siatkarskich czy pojedynków tenisowych. Każda firma zatrudnia dziesiątki takich osób, które przesyłają informacje do "centrali" za pośrednictwem specjalnych aplikacji na smartfona lub programów komputerowych przy użyciu laptopa. Czasami droga informacji jest uproszczona i skauci relacjonują bezpośrednio do firmy nadrzędnej, np. Livescore'a.

Kto może zostać livescoutem?
Jedną z firm, która działa na terenie Polski i zatrudnia livescoutów, jest Statscore. Na jej stronie można znaleźć wymagania wobec kandydata na to stanowisko. Skaut musi być odporny na stres, znać się na sporcie, przynajmniej na tych głównych dyscyplinach, umieć robić kilka rzeczy na raz, biegle obsługiwać komputer oraz internet i władać językiem angielskim w stopniu komunikatywnym.

Oczywiście życie weryfikuje wiele z tych wymagań. Co do języka, trzeba umieć po prostu dogadać się przez telefon i rozgryźć aplikację lub program, na którym będzie się pracowało, bo ten zazwyczaj jest właśnie po angielsku. Kiedyś trzeba było wisieć na telefonie z centralą. Teraz wystarczy w odpowiednim momencie kliknąć w aplikacji, co się dzieje: kto atakuje, w której strefie znajduje się piłka, rzut wolny, rożny, karny, kary drużynowe i indywidualne, gole, punkty, warunki atmosferyczne, zdarzenia nietypowe.

Co jeśli się pomylimy? Jest różnie, jedne firmy wezmą to pod uwagę podczas rozliczenia, inne nie. Przeważnie jednak dostaniemy po kieszeni, czasami nawet 50 proc. wynagrodzenia. A skoro już o zarobkach mowa, to są one uzależnione od relacjonowanej dziedziny sportu i od wielkości miasta – im większe miasto, tym więcej wydarzeń sportowych w pobliżu i większa wypłata.

"Ja coveruję polską piłkę nożną, mieszkam w Szczecinie i do 100 km mogę wybierać swoje mecze. Płacą 35 euro jeśli wszystko zrobisz poprawnie plus oddają wszystkie koszty tj. paliwo, bilety. W Polsce na pewno są to Ekstraklasa i I Liga, ale czasami dodają mecze z niższych lig, ale to już w zależności czy mają takie zamówienie" – napisał na jednym z forów bukmacherskich Bartek, który pracował jako livescout.

Ale widełki są różne. W jednej z firm ze Szwajcarii płacą nawet 50 euro za mecz. Zatrudnienie na tym stanowisku jest w Polsce legalne i nie koliduje z ustawą hazardową. Zazwyczaj jest to umowa na zlecenie lub o dzieło. Firma zwraca też koszty dojazdu (za bilety autobusowe czy kolejowe lub za paliwo – do 10 litrów) oraz pieniądze za bilet na mecz. Niektóre firmy gwarantują też sprzęt służbowy taki jak smartfon czy laptop.

Początki są trudne
Co ciekawe, livescouci też mają możliwość awansu. "Wiadomo 35 euro może nie powala, jednakże po relacji z 40 meczy otwiera się droga do relacjonowania turniejów np. w tenisie, jeśli masz oczywiście zaliczony mecz egzaminacyjny z tego sportu. Ale z tego co wiem na początku nie masz co liczyć na dużo meczów" – pisze na forum Marek.

Egzamin jest warunkiem przystąpienia do pracy. Często firmy dostarczające wyniki, chcą najpierw przetestować kandydata. Zazwyczaj musi on wtedy zrelacjonować jedno z archiwalnych spotkań. Niektórzy przełożeni będą chcieli też sprawdzić poziom znajomości języka angielskiego. Mogą zadzwonić do kandydata, żeby przeprowadzić z nim rozmowę.

Takie relacjonowanie to raczej praca dla studenta lub zapaleńca sportu, który szuka formy dorobienia. Niemniej, to z pewnością jedno z najciekawszych połączeń przyjemnego z pożytecznym, jakie znam.