"Słuchajcie, ale 100 tys. to was tu nie ma...". Lech Wałęsa przyjechał do Warszawy wesprzeć obronę Sądu Najwyższego
W obronie niezależności Sądu Najwyższego w środę znowu protestowano w w całej Polsce. Największa demonstracja miała miejsce placu Krasińskich w Warszawie, gdzie przemawiał Lech Wałęsa. – Trzeba tych przestępców jak najszybciej usunąć, bo szkodzą Polsce – krzyczał do zebranych były prezydent.
Takiego tłumu na placu Krasińskich rzeczywiście nie było w chwili, gdy Wałęsa zaczął przemawiać. W miarę upływu czasu zbierało się jednak coraz więcej protestujących. Przyszli w obronie niezależności Sądu Najwyższego, w obronie I prezes SN Małgorzaty Gersdorf, oraz aby wyrazić swój sprzeciw przeciwko zawłaszczaniu przez PiS wymiaru sprawiedliwości.
– Tą liczbą ludzi nic nie zwalczymy. Musimy zachęcić społeczeństwo, by wspólnymi siłami tych ludzi, którzy są przestępcami, powyciągać, a na ich miejsce wsadzić ludzi, którzy szanują prawo – stwierdził Lech Wałęsa. Były prezydent zastrzegł jednak, że już jest za stary, by znów obalać zły system. – Ja mam już wiele lat. Ktoś musi mnie zastąpić – apelował Wałęsa.
Były prezydent prosił zebranych o jeszcze większe zaangażowanie. – To jest naprawdę poważna walka. Musimy wykrzesać wszystkie siły, by obronić sądy. Ktokolwiek występuje przeciwko trójpodziałowi władzy, jest przestępcą! – krzyczał Lech Wałęsa. W pewnym momencie tłum zaczął skandować "idziemy po prawo i sprawiedliwość".
Lech Wałęsa nie był jedyną osobą przemawiającą na placu Krasińskich. Na mównicy byli też profesor Andrzej Rzepliński, mecenas Jacek Dubois, profesor Marcin Matczak czy sędzia Igor Tuleya. Wszyscy mówili o potrzebie zachowania trójpodziału władzy jako podstawowej zasadzie demokracji.
Protesty odbyły się nie tylko w Warszawie, ale też wielu innych polskich miastach. W Krakowie policja blokowała wejście na schody sądu, przed którym zebrali się protestujący.