"Polsko idź stąd i nie wracaj". Zamknęli w trakcie wielką imprezę, bo auta były za głośne... na torze
Jedyny tor wyścigowy z homologacją w Polsce, luksusowe samochody i tłumy ludzi – ten dzień zapowiadał się obiecująco dla miłośników sportów motorowych. Niestety wszystko na nic. Impreza pt. Gran Turismo Polonia z wieloletnią historią została przerwana, bo było za głośno. Tak, było za głośno na prawdziwym torze. Jeśli nie tam, to gdzie indziej mają jeździć? Władze tłumaczą, że mają związane ręce.
Wszystko przez hałas jaki generowały ultraszybkie auta. Członkowie klubu przyjechali, zmierzyli poziom decybeli i zamkneli obiekt dla organizatorów i uczestników imprezy.
– W trakcie dzisiejszej imprezy po torze jeździły samochody dopuszczone do ruchu ulicznego w całej Unii Europejskiej, dlatego tym bardziej trudno nam zrozumieć, dlaczego dziś nie spełniały one wymogów poznańskiego toru wyścigowego. Przez ostatnie 13 lat nie mieliśmy przecież tego problemu – mówił po zdarzeniu Marcin Jellinek, rzecznik organizatora.
Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
"Janusze pobudowali się, a teraz narzekają"
Internauci i obserwatorzy tego zdarzenia winą za przerwanie imprezy obarczają mieszkańców, którzy pobudowali się w niedalekiej odległości od toru. Otwarcie nazywają ich "lemingami" i "nosaczami", którzy skuszeni tańszymi cenami mieszkań wprowadzili się tam, chociaż wiedzieli, że obok jest tor i... lotnisko!
Rozgoryczenia nie kryje także Adam Kornacki z TVN Turbo. – Żyjemy w 38-milionowym kraju i mamy jeden, słownie jeden homologowany do rozgrywania mistrzostw Polski czy Europy tor wyścigowy. W Wielkiej Brytanii każde hrabstwo ma swój tor wyścigowy z homologacją. Tor powstał w czasie komuny, w okresie, kiedy nie było to możliwe, a jednak –mówi w rozmowie z naTemat.
Przypomnijmy, że Tor Poznań jest jedynym obiektem wyścigowym z prawdziwego zdarzenia w Polsce, który od początku tworzony był z myślą o przeprowadzaniu profesjonalnych wyścigów samochodowych na licencji FIA. Jest to też największy obiekt tego typu w Polsce i chyba ten najbardziej znany. To tutaj miały ścigać się bolidy F1. Ostatecznie przegraliśmy "walkę" o to z Węgrami w latach 70. XX wieku.
Kornacki przyznaje, że od tego czasu z powodu konfliktów ze spadkobiercami i właścicielami gruntów tor się nie rozwinął. Jest taki sam, a można wręcz powiedzieć, że się trochę "zwija". A obostrzenia miasta mu w tym tylko pomagają.
– Tor jest wręcz opakowany systemami mierzącymi głośność. Obok jest lotnisko. Ci deweloperzy, którzy sprzedawali tam działki i obiecywali, że będzie tam cicho, po prostu kłamali. Ci, którzy się tam wybudowali lobbują za tym, żeby toru nie było, a przecież zaraz obok jest wspomniana "Ławica". Moim zdaniem to szczyt obłudy – stwierdza nasz rozmówca.
Poznański ratusz odbija jednak piłeczkę i stwierdza, że nie ma nic wspólnego z odwołaniem imprezy. – Decyzja ta została podjęta wyłącznie przez zarządcę Toru Poznań, czyli Automobilklub Wielkopolski – mówi Hanna Surma, rzeczniczka prasowa Prezydenta Poznania i Urzędu Miasta.
– Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska UMP stanowczo zaprzecza, że ze strony pracowników tego Wydziału miał miejsce rzekomy nacisk, by to wydarzenie zakończyć. Nie odebrali też żadnych skarg oraz nie wykonywali żadnych pomiarów poziomu hałasu w czasie imprezy – stwierdza Surma.
Ale nie zaprzecza, że w okolicy toru obowiązują restrykcje dotyczące poziomu hałasu. Określa je decyzja wydana przez prezydenta miasta Poznania z kwietnia 2009 roku. – Dla terenów rekreacyjno-wypoczynkowych oraz mieszkaniowo-usługowych zlokalizowanych przy ul. Bukowskiej w Poznaniu oraz ul. Wichrowej i Rzemieślniczej w Przeźmierowie dopuszczalny średniodobowy poziom hałasu wynosi 55 dB w porze dziennej i 45 dB w porze nocnej – wymienia.
Dla domków jednorodzinnych w Przeźmierowie jest jeszcze "ostrzej" odpowiednio: 50 i 40 dB. Ponadto miasto narzuca na Automobilklub Wielkopolska "wykonywanie pomiarów hałasu każdorazowo podczas trwania treningów motocyklowych prowadzonych przez grupy zewnętrzne, wynajmujące od niego tor".
Mamy związane ręce...
Ale to na Automobilklubie tak naprawdę wieszane są koty. Po weekendowej imprezie na torze w Poznaniu na jego Facebooku można natknąć się na tego typu kwiatki: "Wstyd przynosicie Polsce. Niech zarząd poda się do dymisji, zróbcie miejsce młodym, którzy będą wspierać motoryzacje w Polsce, a nie ją niszczyć. Odwołać ogromny międzynarodowy event na torze Poznań... z powodu hałasu... Gdzie macie głowy ludzie?" – napisał w komentarzu jeden z internautów.
Niesłusznie, bo wielkopolski Automobilklub walczy o to, żeby toru nie zamknięto. Wojciech Bart, dyrektor Toru Poznań tłumaczy w rozmowie z nami, że klub ma związane ręce jeśli chodzi o przepisy nałożone przez urząd miasta. Jeśli nie będzie ich przestrzegał – Polska straci jedyny tor wyścigowy z prawdziwego zdarzenia.
– Zawsze, od kiedy istnieje tor, mieszkańcom przeszkadzał i tor i lotnisko. Przepisy mamy jakie mamy, musimy ich przestrzegać. Imprezę musieliśmy przerwać, ponieważ organizator złamał warunki umowy: nie przestrzegał zawartych w niej obostrzeń dot. poziomu głośności i nie zachował podstawowych zasad bezpieczeństwa, które obowiązują na torze – wyjaśnia Bart.
– Jeżeli jest zapis w umowie, że samochody, które jeżdżą po Torze Poznań mają generować 96 decybeli to nie widzę żadnego problemu, żeby to odczytać i tego przestrzegać. Ale jeżeli samochody wyjeżdżają na tor i generują 120 decybeli to jest niedotrzymanie warunków umowy. I od tego się zaczęło – dodaje nasz rozmówca.
Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta