Hyundai wprowadził nowość, która nie pozwoli już nigdy zostawić dziecka w samochodzie

Piotr Rodzik
Prawie każdy chce mieć SUV-a. Dużego, małego, ale SUV-a. Ot, takie czasy. Doskonale zdają sobie z tego faktu sprawę także włodarze Hyundaia, którzy pod Barceloną zaprezentowali kilka swoich nowości. Wśród nich wyróżnia się nowa generacja Santa Fe. To naprawdę udane auto rodzinne. Ale liftingu doczekał się także Tucson, a Kona ma nowy silnik.
Nowy Hyundai Santa Fe świetnie wygląda i zadowoli duże rodziny. Fot. naTemat

SANTA FE

To najgorętsza premiera Hyundaia w najbliższym czasie. Samochód może nie robi takich wolumenów sprzedaży jak Tucson głównie ze względu na swoją cenę, ale doskonale pokazuje, na co stać Koreańczyków. Jeśli kogoś nie przekonuje absolutnie świetny i30N, rzecz jasna.
Fot. naTemat
W każdym razie to już czwarta generacja popularnego rodzinnego SUV-a prosto z Korei. Co się rzuca w oczy? Przede wszystkim nowe podejście do tematu. W przypadku trzeciego modelu klienci mieli do wyboru Santa Fe oraz Grand Santa Fe. Zwłaszcza ten drugi jest doskonałym autem na wycieczki. W konfiguracji sześcioosobowej, z dwoma niezależnymi fotelami w drugim rzędzie, robił piorunujące wrażenie na każdym, kto wsiadł do środka.


Teraz jest inaczej. Grand Santa Fe znika z oferty, a nowe Santa Fe jest czymś pomiędzy "starym małym Santa Fe" a tym "większym". I rzeczywiście – nowe Santa Fe jest nieco większe od swojego poprzednika i teraz można je zamówić nawet w wersji siedmioosobowej.
Fot. naTemat
Nie da się jednak uciec od spostrzeżenia, że Grand Santa Fe było o około 15 cm dłuższe i oferowało znacznie większy komfort, jeśli podróżowaliśmy w trzech rzędach. W nowym Santa Fe w trzecim rzędzie będzie po prostu ciasno. Raczej zmieszczą się tam tylko dzieci lub czworonogi.

Miejsca nad głową co prawda nie brakuje, ale nogi... No cóż, pod pod trzecim rzędem jest już zawieszenie i tylna oś, więc przyjmowana pozycja nie należy do najwygodniejszych.
Fot. naTemat
Inna sprawa, że ja sobie mogę marudzić, ale to tak naprawdę jedyny sensowny wybór. Grand Santa Fe było naprawdę, ale to naprawdę duże. W europejskich warunkach przez to nieco niepraktyczne. Nowy model to po prostu złoty środek.

Sam samochód także wypiękniał. Wąskie, poziome światła do jazdy dziennej i kaskadowy grill to jawne nawiązania do mniejszej Kony i w ogóle do nowej stylistyki marki. Dzięki licznym przetłoczeniom auto nie wygląda też ociężale.
Fot. naTemat
Cieszy także wnętrze. Design dalej jest dość mocno azjatycki, ale pochwalić należy materiały. Mięsista skóra, wygodne podgrzewane lub wentylowane fotele, metal, drewno. Plastik też jest i to w dużych ilościach, ale całość sprawia pozytywne wrażenie. Miało być trochę premium i jest. Odrobinę.

Sama jazda jest dość... nijaka. Standardem dla nowego Santa Fe jest dwulitrowy diesel o mocy 150 lub 180 koni mechanicznych. Na niektórych rynkach będzie także silnik 2.2 o mocy 200 koni mechanicznych. Ponadto pojawi się mocna jednostka wolnossąca i to bez turbo, ale nie w Polsce. Akcyza, te sprawy.
Fot. naTemat
Silnik może współpracować z tradycyjną, ośmiobiegową przekładnią automatyczną. Żadnych dwóch sprzęgieł i innych tego typu rozwiązań. Ma być w miarę prosto i bezawaryjnie. W czasie jazdy mimo wszystko czuć jednak delikatny brak mocy – no ale to auto rodzinne.

Bardziej drażniąca jest za to praca układu kierowniczego, który na ostre manewry reaguje bardzo bezwładnie. Ale znowu - nie po to powstaje to auto, żeby jechać lewym pasem autostrady na czyimś ogonie.
Fot. naTemat
O tym, że chodzi przede wszystkim o komfort, świadczy zresztą bogate wyposażenie. Indywidualnie regulowane fotele (także na kanapie z tyłu!), wielki szklany dach, gniazdko 220V, wyjście 12V, niezliczone porty USB i tak dalej.

Hyundai nie zapomniał także o systemach bezpieczeństwa. Ale nie tych typowych jak choćby o ostrzeżeniu o martwym polu. Santa Fe nie wypuści na przykład pasażera z tylnej kanapy, jeśli wyczuje, że z tyłu nadjeżdża pojazd.
Fot. naTemat
I najlepszy gadżet: w tym aucie nie da się zostawić dziecka na tylnej kanapie. Jeśli kierowca spróbuje zamknąć auto z pasażerami w środku, samochód zacznie hałasować klaksonem i mrugać światłami. Świetne!

W przyszłości Santa Fe będzie oferowane także jako hybryda plug-in. Jeśli tylko będzie sensownie wyceniony, będzie to w swoim segmencie (niezbyt popularnym, bo to jednak wielkie auto) hit.
Fot. naTemat

TUCSON

To nie nowy model, a lifting istniejącego. Paradoksalnie dla Hyundaia będzie to i tak ważniejsza premiera niż całkiem nowe Santa Fe, bowiem właśnie to Tucson jest znacznie popularniejszym modelem. Bo mniejszym i tańszym.

Choć to lifting, na zewnątrz zmieniło się całkiem sporo. Tucson ma nowe reflektory w technologii Full LED, a do tego zmodernizowany zderzak i grill. Z tyłu zmieniły się też reflektory, klapa bagażnika czy końcówki układu wydechowego.
Fot. naTemat
Ale z drugiej strony to ciągle Tucson. Pewnie znajdą się i tacy, którzy na ulicy pomylą go z autem sprzed liftingu. Tym bardziej, że w środku zmieniło się niewiele. Pojawił się nowy (większy) wyświetlacz, nowe materiały wykończenia deski rozdzielczej, ładowarka indukcyjna, możliwość zakupu wentylowanych foteli i... w zasadzie tyle.

Najważniejsze zmiany zaszły jednak pod maską - Tucson w dużej mierze został przeniesiony w XXI wiek. Klienci będą mogli się bowiem zdecydować na tzw. miękką hybrydę. To rozwiązanie znane choćby z – uwaga, uwaga – Audi A8.
Fot. naTemat
O co chodzi? W tej odmianie Tucson będzie oferowany z dwulitrowym dieslem o mocy 185 koni mechanicznych oraz właśnie 48-woltowym układem elektrycznym. W samochodzie zamiast tradycyjnego alternatora i rozrusznika pojawia się niewielkie "urządzenie".

Montuje się je przy silniku i jest z nim połączone paskiem napędowym. Tyle techniki. W praktyce układ odpowiada za ładowanie niewielkiego akumulatora w bagażniku oraz uruchamianie auta. Wspomaga też systemy pokładowe (choćby klimatyzację) oraz silnik przy przyspieszaniu.
Fot. naTemat
Po co to wszystko? Żeby rzadziej pojawiać się na stacji benzynowej. Czas pokaże, czy ten system przyniesie w Tucsonie realne efekty. Tradycjonaliści oczywiście mogą w ogóle ten pomysł zignorować i zamówić Tucsona choćby z wolnossącym silnikiem 1.6 o mocy 132 koni mechanicznych. Auto w takiej konfiguracji można mieć już za niespełna 87 tysięcy.

KONA

O Hyundaiu Kona wiemy właściwie wszystko i nie ma co tu się szczególnie rozwodzić. Nowością w trakcie imprezy był jednak świeżutki silnik wysokoprężny w Konie. 1.6 CRDi pojawi się w dwóch wariantach. 115 i 136 koni mechanicznych.
Fot. naTemat
Nowy motor bardzo sprawnie rozpędza niewielkiego SUV-a, a właściwie to crossovera. I wydaje się, że będzie palił naprawdę niewiele. Ale miałem okazję przejechać nim zaledwie kilkadziesiąt kilometrów i to głównie po autostradzie, więc to się jeszcze okaże.

Co za to już mogę powiedzieć, to pochwalić jego kulturę pracy. Żadnego klekotu, po prostu cisza. Nawet na drogach szybkiego ruchu. Sam szalony design oczywiście pozostał bez zmian.
Fot. naTemat