Narodowy Program Prokreacji zastąpił in vitro. Dziś już jasne – to totalna porażka

Bartosz Godziński
Rządowy program wspierania rozrodczości miał być alternatywą dla in vitro. Niestety okazał się totalną porażką - prawie nikt z niego nie korzysta. Pary starające się o dziecko przyznają, że nic im nie daje, bo nie leczy niepłodności. Zorganizowanie programu kosztowało miliony złotych, pod lupę wzięła go Najwyższa Izba Kontroli.
Narodowy Program Prokreacji zastąpił in vitro. Nie przyniósł jednak oczekiwanych rezultatów Fot. Łukasz Wadolowski / Agencja Gazeta
– Program rządowy dotyczy tylko diagnostyki niepłodności, a sama diagnostyka raczej nie leczy. W naszym wypadku in vitro było jedyną szansą, żeby mieć dziecko – mówi "Faktom" TVN pani Katarzyna. Tyle że zabieg in vitro nie jest już refundowany z państwowej kasy (robią to lokalnie niektóre samorządy np. w Łodzi).

Do refundowanego wcześniej z budżetu państwa programu in vitro zgłosiło się prawie 12 tysięcy par. NIK podaje, że do nowego programu prokreacji... 107 par. To nie koniec danych obrazujących skalę fiaska: na zorganizowanie nowego programu wydano ponad 23 miliony złotych, a na diagnostykę zaledwie 47 tysięcy złotych. To tylko 1,7 procenta zaplanowanych środków.




Ministerstwo Zdrowia napisało list do redakcji "Faktów" i podkreśla w nim, że Narodowy Program Prokreacji skierowany jest do par jeszcze niezdiagnozowanych. Jedną z niewielu zalet programu jest fakt, że przez małe zainteresowanie, w rekomendowanych klinikach nie ma kolejek.

Źródło: fakty.tvn24.pl