Nigdy nie byłem na wyścigu kolarskim, dlatego pojechałem na... największy z nich. Tour de France naprawdę robi wrażenie
Przekonać się na własnej skórze
Najpierw więc transport na miejsce. Dziennikarską bazę wypadową, zorganizowano niedaleko Nantes, skąd mieliśmy wyruszyć na trasę wyścigu. Ten jednak miał zacząć się tuż przed południem. Najpierw trzeba było na własnej skórze przekonać się, jak wygląda taki wyścig. Namiastką tego miał być poranny trening.
Przyznam szczerze, że po raz pierwszy miałem do czynienia z profesjonalną kolarką (choć jak się potem dowiedziałem to jeszcze nie klasa zawodnicza). Inny sposób zmiany biegów, ale przed wszystkim inna pozycja za kierownicą. Ale przyszedł czas na start. I ruszyliśmy.
Start
Ale dosyć pościgów. Prysznic, śniadanie i pakowanie sprzętu. Załadowano nas do kilku egzemplarzy Skody Superb i wyruszyliśmy w kierunku La Baule, gdzie miał rozpocząć się czwarty etap tegorocznego Tour de France. Tuz przed samym wjazdem natknęliśmy się na... paradę. To tradycyjny przejazd pojazdach o przeróżnych kształtach, które mają oczywiście pokazać sponsorów wyścigu. Radosny przejazd kolorowych pojazdów, w akompaniamencie wesołej, skocznej muzyki.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, przywitało nas całe zaplecze. I to nie tylko to dla dziennikarzy i działaczy kolarskich drużyn. Przede wszystkim to kolarskie. A przypomina to oglądany (niestety tylko w telewizji) padok wyścigu Formuły 1. Autobusy zespołów, ciężarówki wyładowane sprzętem i dziennikarze sportowi z całej Europy, nagrywający ostatnie rozmowy przed startem etapu. A wszystko w jednym miejscu, które dla fanów kolarstwa byłoby prawdziwym rajem.
Tuż przed startem wyścigu wyruszyliśmy do ustalonego miejsca, gdzie mieliśmy spotkać się z kolarzami. I rzeczywiście, po przyjeździe i kilkunastominutowym oczekiwaniu, doczekaliśmy się przejazdu peletonu. Cała radocha trwa jakieś.... 10 sekund. I już ich nie ma.
Ale to nie koniec podpatrywania kolarzy. Tym razem przyszła kolej na śledzenie ich poczynań z pokładu śmigłowca.
Potem szybkie lądowanie, jeszcze szybsza przesiadka do "naszej" Skody i gaz do dechy, aby zdążyć na metę przed peletonem. A tam pozostały tylko emocje i wypatrywanie, kto pierwszy wpadnie na metę w Sarzeau. Do tego tłumy kibiców, którzy uderzając o barierki dopingowali swoich idoli.
Wrażenia
Wszyscy, z którymi rozmawiałem mówią, że tylu kibiców nie widzieli na żadnym innym wyścigu kolarskim. Tylko Tour de France wzbudza takie emocje, a kibicowanie to prawdziwa powinność Francuzów. Na całej trasie, na poboczach można było spotkać takie widoki.