Dzieciaki sprzedawały lemoniadę w Warszawie, ale zwinęły biznes. Wcale nie przegoniła ich skarbówka
"Dzieciaki wspaniałe! Wczoraj wracając z "Mordoru" do Metra Wilanowska zaczepił mnie szczerbaty chłopiec tekstem "prze pani zapraszamy na lemoniadę". Nie mogłam odmówić, lemoniada pycha" – napisała Ewa. Nie wszyscy internauci reagowali entuzjastycznie na wakacyjny biznes. Trolle zarzekały się, że już doniosły na dzieciaki.
W końcu głos w dyskusji zabrał ojciec dwójki dzieci, które razem z koleżanką sprzedawały lemoniadę. Okazało się, że maluchy nie zbierały na książki, a bilet wstępu do papugarni (miejsce, które bulwersuje animalsów).
– Przeszła nam przez myśl decyzja o zakończeniu "działalności" z obawy o nasze pociechy i to, co mogło je spotkać na podwórku w trakcie "sprzedaży lemoniad" ze strony dorosłych. Młodszy syn niespecjalnie się przejął, bo ma 6 lat, ale dwa razy starszą córkę już bardziej to zabolało – przyznał ojciec.Nie przyszło nam do głowy, że niewinna zabawa dzieci zostanie rozdmuchana aż do takiego stopnia. Jesteśmy zwykłą rodziną z kreatywnymi dziećmi, które wolą spędzać czas na dworze niż przed telewizorem, tabletem czy innym cudem technologii. Poczuliśmy się jak patologia, którą na nic nie stać i musi wysługiwać się dziećmi.
Pan Jacek przyznał, że dzieciaki zawsze będą mogły liczyć na ich wsparcie i pomoc. Dziewczynki początkowo wahały się, ale zdecydowały w przyszłości kontynuować "kontrowersyjną" działalność. Na w tym tygodniu zwiesiły lemoniadowy biznes, ze względu na mały ruch w okolicy warszawskiego "Mordoru".
Jak to w końcu jest z tą lemoniadą na ulicy?
Małe warszawiaki nie są osamotnione w zawiści ze strony internautów. Podobne reakcje wywołało zdjęcie ze Szklarskiej Poręby.
Urzędnicy i Straż Miejska również nie prosiłyby o pokazanie dokumentów zezwalających na prowadzenie działalności gospodarczej. Służby interweniowałyby wyłącznie w trosce o los nieletnich i wlepiałyby mandatu, a raczej szukały opiekunów. Jednak w przypadku biznesu z Warszawy, maluchy miały pozwolenie od rodziców.
Poprosiłem więc o komentarz prawnika. – Przy tak niewielkiej skali nie trzeba rejestrować działalności gospodarczej czy używać kas fiskalnych – mówi w rozmowie z naTemat radca prawny Przemysław Antas. – Żadna regulacja prawna nie stanowi wprost, że przedsiębiorca musi mieć pełną zdolność do czynności prawnej. Przepisy zakazują wyzysku dzieci i zobowiązują do zapewnienia im bezpieczeństwa.
Co do samej sprzedaży napojów, Przemysław Antas zwraca uwagę, że inaczej wygląda sytuacja dzieci, które ukończyły 13 lat, od tych które są młodsze. Jeżeli dziecko ma mniej niż 13 lat to zasadniczo umowa sprzedaży jest nieważna. W przypadku starszych dzieci, ważność umowy zależy od potwierdzenia jej przez prawnego opiekuna – najczęściej rodzica. Jeżeli jednak taka umowa sprzedaży jest wykonana i nie podważa jej prawny opiekun, to nie ma tutaj praktycznego problemu – tłumaczy prawnik.Wprawdzie nie widzę żadnego przepisu, który wprost zakazywałby dzieciakom w takiej sytuacji prowadzenia działalności, ale może się pojawić pytanie, czy taka działalność jest w danym przypadku na tyle samodzielna i zorganizowana, że wyklucza pracę najemną, np. na rzecz rodzica czy dostawcy towaru. Każdy kto dopuszcza do wykonywania pracy lub innych zajęć zarobkowych przez dziecko do ukończenia przez nie 16 roku życia podlega karze grzywny.
Paradoksalnie, na przeszkodzie w sprzedawaniu lemoniady przez dzieciaki nie stoi polskie prawo czy służby, które po prostu przymknęłyby na taki biznes oko. Ludziom brakuje zwykłej życzliwości, która najwyraźniej wyparowała w czasie wakacyjnych upałów.