Mężczyzna rozciął sobie brzuch po dopalaczach - myślał, że ma tam wiewiórkę. Prawda czy miejska legenda?
Drastyczna historia ofiary dopalaczy mrozi krew w żyłach. Znamy ją z mediów, a także z opowieści znajomych, którzy na dowód pokazują zdjęcia niczym kadry z horrorów. Przerażająca historia służy za przestrogę, ale ile jest w niej prawdy?
Na pogotowie w Łodzi dzwoni rozdygotany mężczyzna. Wzywa pomocy, bo coś nieprawdopodobnego wierci się w jego brzuchu. Jest święcie przekonany, że wewnątrz jego brzucha jest wiewiórka. Dyspozytorka nie dowierza, ale wysyła karetkę. Ratownicy docierają na miejsce, ale zastają przerażający widok.Teza
Na krześle siedzi nieprzytomny mężczyzna z rozdartym brzuchem. Po pokoju nie biega żadna wiewiórka. Ale za to u jego stóp leżą wnętrzności, a obok zakrwawione nożyczki i torebka po dopalaczu. Nie udaje się go uratować. Czy ta odrażająca historia wydarzyła się naprawdę?
Straszna historia z łódzkim pogotowiem w tleA Ty jak myślisz?
Kiedy dwa lata temu zobaczyłem zdjęcia i usłyszałem opowieść o wiewiórce w brzuchu, podchodziłem do niej sceptycznie, ale uważałem, że niewykluczone, że mogła się wydarzyć. Nie takie historie Łódź widziała – zwłaszcza kiedy w grę wchodziły narkotyki.
Znajomy opowiadał mi, że jego kolega miał wtedy dyżur na SORze. Z dojazdem karetka się ociągała, bo były pilniejsze wezwania niż naćpany, gadający głupoty facet. To też dało do myślenia: może łódzkie pogotowie specjalnie ukrywało fakty, bo gdyby przyjechało wcześniej, to mężczyznę można by uratować?
Do 14-latki z Poznania, która dostała ataku po zapaleniu trawki, nie przyjechała karetka, bo "po marihuanie się nie umiera".
Poniższe zdjęcia pochodzą rzekomo od ratownika z łódzkiego pogotowia. Ocenzurowałem rozcięty brzuch i wnętrzności, ale w internecie można znaleźć je w wersji dla czytelników o stalowych nerwach.
Na zdjęciu po prawej widać leżące na ziemi nożyczki, którymi mężczyzna rzekomo się rozciął•Fot. naTemat
Specjalistka od dopalaczy opowiedziała o miejscu zdarzenia ze szczegółami. – Nożyczki wbił sobie w okolice wzgórza łonowego. Ciął skórę, aż natrafił na żebra – mówiła TVN24 prof. Jolanta Zawilska, kierownik zakładu farmakodynamiki na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi.
– Wyciągnął jelita na zewnątrz. Wyrwał też nerki, które znaleziono potem przy jego nogach. Szukał wiewiórki – opowiadała telewizji. Postanowiłem to sprawdzić.
W papierach nie ma wzmianki o wiewiórce w brzuchu
Wszystkiemu zaprzecza rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. – Kiedy pojawiła się informacja o mężczyźnie, który pod wpływem dopalaczy rozciął sobie brzuch, przeszukaliśmy całą dokumentację medyczną. Chcieliśmy napisać o tym naukowy artykuł w fachowym piśmiennictwie – powiedział naTemat Adam Stępka.
Pracownicy łódzkiego pogotowia nic na ten temat nie znaleźli, a szukali nie tylko w papierach stolicy województwa. – Nasze karetki stacjonujące na terenie Łodzi, Zgierza, Skierniewic oraz Rawy Mazowieckiej nie interweniowały do takiego przypadku. Dam sobie za to uciąć rękę – przyznał w rozmowie.
– To jest plotka, która krąży po całej Polsce. Jeśli pojedzie pan na konferencję do Gdańska i porozmawia z tamtejszymi ratownikami, to podadzą dokładną dzielnicę, w której się to zdarzyło. W zeszłym roku na 5. Kongresie Ratowników Medycznych w rozmowach kuluarowych opowiadano, że miało to miejsce na terenie Krowodrzy w Krakowie – mówi rzecznik Adam Stępka.
Prawdziwej historii o facecie, który rozciął sobie brzuch w poszukiwaniu wiewiórki nie ma, ale ludzie faktycznie mają różne odloty po dopalaczach. – Były wizyty ratowników, na których ktoś widział Szatana, wyskakiwał przez okno albo bił babcię młotkiem po głowie – mówi rzecznik łódzkiego pogotowia Adam Stępka.
Miejska legenda o wiewiórce w brzuchu
Nawet jeśli oficjalnie w papierach łódzkiego nie ma wzmianki o tej strasznej historii, to rzut oka na wyniki wyszukiwarki Google utwierdza nas w przekonaniu, że to jednak miejska legenda. Na Wykopie możemy znaleźć screen z posta, który pochodzi prawdopodobnie z Tomaszowa Mazowieckiego. O sprawie pisały też inne media.
"Centrum Poznania, ubiegły tydzień. Młody chłopak powoli umiera. Przeciął sobie brzuch nożyczkami. Jego wnętrzności wypadły. Był przekonany, że coś go w środku uwierało. Wcześniej zażył dopalacze. Nie udało się go uratować" – podawał już w 2015 roku "Głos Wielkopolski.
W 2017 roku bliźniaczo podobną historię, uzupełnioną o zwrot akcji, podał portal z Piotrkowa Trybunalskiego: ePiotrkow.pl. "Tymczasem, gdy ambulans był w drodze mężczyzna poinformował CPR, że tej wiewiórki już nie ma i odwołuje wezwanie. Lekarz jednak podjął decyzję, że dotrze do pacjenta" - czytamy w relacji, w której nawet pada nazwa dopalacza. Nieszczęśnik wziął legendarnego "Mocarza".
Można więc śmiało stwierdzić, że historia o wiewiórce w brzuchu to jedna z najświeższych miejskich legend. Wydarzyła się w wielu miejscach naszego kraju na przestrzeni kilku lat. Podobnie jak np. słynna "misja na Marsa", którą słyszałem od znajomych z różnych części Polski. Zagadką pozostaje jednak źródło zdjęć z rozciętym brzuchem.
WNIOSKIFAłSZ
Od lat słyszymy przerażającą historię o mężczyźnie, który rozciął sobie brzuch pod wpływem dopalaczy. Myślał, że ma tam wiewiórkę. Łódzkie pogotowie zaprzecza, by takie zdarzenie miało miejsce na terenie Łodzi i miast podlegających stacji ratownictwa. Takie same historie rzekomo wydarzyły się też w Poznaniu, Tomaszowie Mazowieckim czy Piotrkowie Trybunalskim i można o nich poczytać w internecie. To po prostu jedna z najświeższych legend miejskich.Podziel się prawdąMężczyzna po dopalaczach rozciął sobie brzuch nożyczkami. Myślał, że ma tam wiewiórkę.Miejska legenda czy przerażająca historia bez happy endu?
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej