Wywracali barierki, mdleli, szturmowali scenę. Tak było, gdy Michael Jackson zagrał w Polsce

Kamil Rakosza
Zaryzykuję stwierdzeniem, że żadnej koronowanej głowy nie witano nad Wisłą tak gorąco, jak króla popu w 1996 roku. 22 lata od tego wydarzenia nikt nie wyobraża sobie, by Beyoncé czy Eda Sheerana przyjmował na audiencji prezydent Warszawy. Wtedy jednak chodziło o najważniejsze popowe wydarzenie w XX wieku w Polsce.
18 września 1996 roku Michael Jackson zagrał swój jedyny koncert w Polsce. Fot. Andrzej Iwańczuk / Agencja Gazeta
Z autopsji nie pamiętam klimatu towarzyszącego koncertowi Michaela Jacksona na Bemowie. Huczne przyjęcie króla popu przez warszawiaków w 1996 miesza mi się z późniejszą o rok audiencją u prezydenta Kwaśniewskiego i ckliwymi zapewnieniami o budowie "Jacksonlandu" w stolicy. Czemu się dziwić, kiedy ledwo skończyłem cztery lata?
Koncert Michaela Jacksona był nr 1 w krajowych mediach. Kanał YouTube mjstuffpl
Kiedy oglądasz reportaże z tamtego wydarzenia, doceniasz skalę zjawiska. Momentami zdaje się, że gdyby tylko mogli, Polacy oblaliby Jacksona złotem i zaczęli się do niego modlić. Na spękanych chodnikach Warszawy król popu momentalnie urastał do rangi boga. Służbom porządkowym nie udawało się trzymać w ryzach tłumu głodnego spotkania z żywym Piotrusiem Panem.


Koncert z 18 września 1996 obejrzało 120 tys. fanów. Część z nich w bardzo prosty, choć niegodny naśladowania sposób, udowodniła, że żadne wejściówki nie są potrzebne. Zależnie od źródeł media podają, że kilkuset, a nawet tysiąc fanów dostało się na występ Jacksona przewracając barierki. Dziś nazwalibyśmy to "januszowaniem", wtedy zwyczajną "łobuzerką" i cwaniactwem.
"Żołnierze ortalionu" witający Michaela Jacksona w Warszawie.Fot. Krzysztof Miller / Agencja Gazeta
Najważniejszy koncert XX wieku
Media relacjonowały koncert jako najważniejsze wydarzenie polskiej popkultury XX wieku. Publiczność miały rozgrzać występy Formacji Nieżywych Schabuff i DJ-a Bobo. Potem Michael Jackson wychylił się z rakiety kosmicznej i postawił pierwszy księżycowy krok. Dzięki materiałom telewizji można zobaczyć niemal religijną ekstazę na twarzach polskich fanów.

– Jako ekipa "Teleexpresu" mieliśmy świadomość tego, że uczestniczymy w wielkim wydarzeniu. Jednak, czy najważniejszym dla polskiej popkultury? – pyta Hirek Wrona w rozmowie z naTemat. – Dla rodzimej kultury masowej o wiele istotniejsze wydają się inne imprezy. Jazz Jamboree w 1956, koncert The Animals w 1965 i The Rolling Stones w 1967. Do tego Monsters of Rock w Chorzowie w 1991 roku i... amerykański Woodstock w 1994.

– To właśnie dzięki Jurkowi Owsiakowi, który w 1994 roku szalał pod sceną amerykańskiego festiwalu zyskaliśmy cudowne festiwale spod szyldów Przystanek Woodstock i Pol'and'Rock – dodaje dziennikarz.
Michael Jackson wyszedł na scenę z rakiety kosmicznej.Fot. Andrzej Iwańczuk / Agencja Gazeta
Słaba organizacja
Jednak osoby, które odwiedziły lotnisko na Bemowie, częściej mdlały z powodu ogromnego ścisku niż boskiej obecności Midasa popu. Na dodatek do wielu z nich nie mogła dotrzeć pomoc, dojazd służb ratowniczych na koncercie był bardzo źle zorganizowany. Z udokumentowanych przypadków wynika, że ratownicy interweniowali aż 500 razy. 15 osób zabrano do szpitala.

Sporą wpadkę zaliczyła ochrona obsługująca koncert. Nie potrafiła upilnować fanki, która wgramoliła się na scenę, by pocałować Michaela Jacksona. Po koncercie zatrzymano dwóch nietrzeźwych panów security, którzy pobili... policjanta. Słabo za to pilnowali sektorów, w których mieli bawić się ludzie. Te szybko przestały istnieć.

– Ludzie pchali się do przodu. Jeśli ktoś stał blisko, momentalnie mógł znaleźć się pod sceną – relacjonowała koncert jedna z fanek w rozmowie z "Panoramą". – Potem przychodzi uczucie, że chcesz jak najszybciej stamtąd wyjść. Przynajmniej ja tak miałam – mówiła dziewczyna.

Impreza zakończyła się o 23:30, ale przez zakorkowane ulice, którymi fani maszerowali również pieszo, do centrum wracało się dwie godziny. W materiałach widać również, że kolejnego dnia miejsce koncertu wyglądało gorzej niż pobliskie wysypisko śmieci na Radiowie.
Michael Jackson z ówczesnym prezydentem Warszawy Marcinem Święcickim.Fot. Andrzej Iwańczuk / Agencja Gazeta
– Samo goszczenie króla popu w Warszawie na koncercie, na który przyszło ponad 100 tys. ludzi, to była ogromna korzyść dla miasta – mówi naTemat Marcin Święcicki, ówczesny prezydent Warszawy. – To jest warte zakorkowanych arterii i zatłoczonych ulic. Radość tych wszystkich ludzi, którzy zdecydowali się zobaczyć, wysłuchać - uczestniczyć w tym niepowtarzalnym wydarzeniu.

Relacja z przyczajki
Prawo do transmitowania koncertu Jacksona miała tylko Telewizja Polsat, która dokładnie pilnowała, by dziennikarze innych spółek nie wchodzili jej w paradę. Hirek Wrona wspomina, że swój materiał nagrywali z ukrycia, przyczajeni w bemowskich krzakach.

– Pamiętam, że Marek Sierocki ganiał się po ogródkach działkowych z ochroniarzami Polsatu. Poza tym zapamiętałem całe sterty papierków po Kinder Niespodziance w garderobie Michaela – mówi.

Piotruś Pan
Kiedy rok później Michael Jackson przyleciał do Polski, władze Warszawy widziały w tym przesłanki przyjścia biblijnego mesjasza. Popkulturowego boga, mającego zbudować niekończący się rurociąg z forsą.

Jak wiadomo, upstrzony łowickimi wycinankami i grający mazura "Jacksonland" nie powstał. Podobnie inne inwestycje hucznie zapowiadane w Polsce przez Michaela Jacksona, jak europejska rezydencja piosenkarza na zamku w Lubiążu.
Michael Jackson z ówczesnym prezydentem Warszawy, Marcinem Święcickim.Fot. Jerzy Gumowski / Agencja Gazeta
– Wspominam go jako chłopca zagubionego w wirze showbiznesu – mówi Marcin Święcicki. – Personalnie bardzo skromny, momentami wydawał mi się nieco nieporadny. Robił bardzo dobre wrażenie. Interesował się polskim folklorem, zwłaszcza w kontekście planowanego parku rozrywki, który niestety nie powstał – dodaje.

Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej