Andrzej Rozenek #TYLKONATEMAT: To ze mną Patryk Jaki zmierzy się w drugiej turze i przegra. Mówię to serio

Jakub Noch
Przypominam, jak było z Dudą i Komorowskim. Kto z nich miał lepsze sondaże, a kto wygrał wybory? Sądzę, że podobnie będzie z Patrykiem Jakim, który może i ma teraz dobre sondaże, ale gdy zmierzy się ze mną w drugiej turze, to przegra - mówi #TYLKONATEMAT kandydat SLD na prezydenta Warszawy Andrzej Rozenek. I wyjaśnia, jak miałoby dojść do realizacji takiego sensacyjnego scenariusza.
Kandydat SLD na prezydenta Warszawy Andrzej Rozenek startuje z poparciem poniżej 10 proc. Przekonuje jednak, że to z nim Patryk Jaki przegra w II turze wyborów samorządowych w stolicy. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Sporo dzieje się ostatnio na lewicy. Kto pana bardziej zaskoczył, Barbara Nowacka czy Robert Biedroń?

Wie pan, chyba żadne z nich nie doprowadziło u mnie do wielkiego zaskoczenia. Może jeszcze w przypadku decyzji Roberta Biedronia trochę zaskakujący jest moment, w którym ogłosił nowe polityczne ambicje.

A co z Nowacką? Naprawdę sprzedała Inicjatywę Polską za "marną cenę", jak to stwierdził pański partyjny szef Włodzimierz Czarzasty?

W tej kwestii także nie było na lewicy zaskoczenia. Przecież wiadomo, że Inicjatywa Polska to projekt o małej sile politycznej. Moim zdaniem, Barbara Nowacka nie mogła więc żądać za to zbyt wielkiej politycznej ceny...


Wróćmy jeszcze do Biedronia. Czytając między wierszami z wypowiedzi ekipy, która pomaga mu wystartować z nowym projektem, można odnieść wrażenie, że powstaje coś na kształt Twojego Ruchu bis. To ma sens w 2018 roku?

Na razie pozostajemy w sferze gdybań, bo Robert nie powiedział właściwie nic na temat programu i fundamentów, na których chce ten projekt budować. "Kocham Polskę" to trochę zbyt ogólne hasło, by odczytywać z tego, w którym miejscu ceny politycznej Biedroń chce się odnaleźć.

Trudno więc sensowność tego ruchu oceniać, bo jak na razie Robert skupia się głównie na liczeniu swoich fanów. A bez wątpienia ma ich bardzo dużo, bo jest polityczną gwiazdą. Poczekajmy na konkrety.

Jakie emocje w SLD towarzyszą temu oczekiwaniu na konkrety Biedronia? To tylko ciekawość, czy może jednak obawa o poważną konkurencję?

Patrzymy na to zupełnie inaczej. Robert Biedroń w SLD ma otwarty kredyt zaufania, ponieważ reprezentuje te same poglądy, co my. I jeśli będzie trzeba mu pomóc, to jesteśmy gotowi do działania. Na pewno nie traktujemy jego projektu wrogo.

"Jeśli będzie trzeba Biedroniowi pomóc..." to przekaz, który powtarza wielu polityków SLD. I brzmi to tak, jakbyście mieli nadzieję, że wkrótce powinie mu się noga.

Ależ skąd, wręcz przeciwnie! Powtarzamy to tylko dlatego, by przypomnieć, że współpraca jest potrzebna. Na przykład, ostatnio koledzy z partii Razem robili zbiórkę podpisów pod projektem obywatelskim zakładającym ograniczenie dnia pracy do 7 godzin, ale im się nie powidło.

Zebrali zaledwie 40 tys. Podpisów. A gdyby tylko padła propozycja, by SLD włączyło się do tej bardzo słusznej inicjatywy, to zapewne poradzilibyśmy sobie ze zgromadzeniem potrzebnych 100 tys. podpisów. Deklarujemy chęć pomocy innym, bo nie ma wroga na lewicy.

Wielu twierdzi, że ten czas zmusza, by uznać, że nie ma wrogów na opozycji w ogóle. Ostatni sondaż IBRiS pokazuje, że jeśli do Koalicji Obywatelskiej nie dołączy PSL, to PiS wygra wybory do sejmików wojewódzkich. Jeśli jednak do zjednoczonej opozycji dołączyliby nie tylko ludowcy, ale i SLD, to ekipa "dobrej zmiany" zostałaby daleko w tyle.

Uparcie twierdzę, że zbyt szeroka koalicja, taka od lewa do prawa, spowoduje że część elektoratu lewicowego i część konserwatywnego po prostu nie pójdzie do wyborów. Potrzebujemy dwóch bloków: konserwatywno-liberalnego i lewicowo-centrowego.

SLD celuje mocno w tych, którzy dotąd na wybory nie chodzili?

Sojusz ma swój elektora, mocno zadeklarowany lewicowo. I przede wszystkim w niego celujemy z naszą ofertą.

Spodziewał się pan, że kampania wyborcza w Warszawie tak szybko zejdzie na poziom, który widzimy na przykład w tym ataku na Rafała Trzaskowskiego z wykorzystaniem rzekomej agenturalnej przeszłości jego matki?

To jest żenujące i podłe. Obserwujemy w tym przypadku jakieś totalne schamienie po prawej stronie sceny politycznej. Wyrażam w tej sprawie moje pełne wsparcie dla Rafała Trzaskowskiego i solidaryzuję się z nim.

Atakowanie przeciwników politycznych poprzez rodzinę jest skrajnie podłe i trzeba z tym za wszelką cenę walczyć. Tak samo potępiałbym, gdyby zaatakowano rodzinę Patryka Jakiego lub któregokolwiek innego z moich konkurentów.

No właśnie, Patrykowi Jakiemu zaczęto zarzucać, że on za bardzo obnosi się z rodzina...

W tej kwestii politycy mają różne standardy. Niektórzy lubią angażować rodzinę do promocji politycznej, a inni nie. Ja należę do tej drugiej grupy. Staram się bliskich do akcji politycznych nie wykorzystywać. Przyznam, że uważam to za nieetyczne. Jednak dopuszczam taką możliwość, że w rodzinach innych polityków mają odmienne zdanie.

Kilka tygodni temu kandydatem na prezydenta Warszawy został pan w trybie awaryjnym, gdy SLD zaliczyło potężną wpadkę z Andrzejem Celińskim. Jak odnajduje się pan w tej roli?

Bardzo dobrze, bo i w sytuacjach kryzysowych w ogóle dobrze się czuję. Nie mam problemu z tym, by działać w takich okolicznościach. Obiecałem kolegom z SLD i naszym wyborcom, że będę gryzł trawę i teraz dzień po dniu zamierzam to robić.

Wkrótce prezentacja mojego programu. Na początku tygodnia dokonamy w nim zapewne ostatnich drobnych poprawek i będzie gotowy.

Udało się nadrobić czas stracony względem konkurencji?

Tak, udało nam się nadrobić stracone cztery miesiące.

Czy ta kandydatura na pewno jest partyjnym awansem, a nie sposobem na rychłą marginalizację? Wszakże sondaże wielkich szans na sukces panu nie dają.

Sondaże sondażami... Przypominam, jak było z Andrzejem Dudą i Bronisławem Komorowskim. Kto z nich miał lepsze sondaże, a kto wygrał wybory? Sądzę, że podobnie będzie z Patrykiem Jakim, który może i ma teraz dobre sondaże, ale gdy zmierzy się ze mną w drugiej turze, to przegra.

Pan teraz na serio?

Tak.

Jak więc miałoby dojść do realizacji tego scenariusza...?

Kluczowe jest to, co robią dwaj aktualni faworyci. Ta ich zabawa w piaskownicy w końcu musi zniechęcić wyborców. I to jest podstawowy powód, który sprawia, iż istnieje szansa na to, by ktoś spoza tego tandemu Jaki-Trzaskowski wszedł do drugiej tury.

Obaj panowie już dawno oderwali się od ziemi i szybują gdzieś daleko od realiów. Te wszystkie populistyczne obietnice nawet najmniej wyrobionym wyborcom muszą wydawać się nierealne, a przecież nikt nie lubi być oszukiwany. Jestem więc przekonany, że wkrótce poparcie dla Trzaskowskiego i Jakiego zacznie spadać.

Ma pan świadomość, że startuje z poparciem poniżej 10 proc.?

W polityce nie takie rzeczy się zdarzały. Trzeba tylko wierzyć i dać wyborcom szansę, by nie musieli wybierać tylko między mniejszym i większym złem.