"Czuję się zażenowany". Praca zielonogórskiego artysty użyta do załatania dziury w dachu

Katarzyna Michalik
Kontrowersyjny pomysł na renowację zabytkowego budynku w Zielonej Górze. Dach dawnej tłoczni Carla Engmanna załatano... obrazem autorstwa Bogumiła Hodera. Kreatywność na abstrakcyjnym poziomie czy brak poszanowania dla dzieła rodzimego artysty?
Dziurę dachu zabytkowej tłoczni załatano obrazem zielonogórskiego artysty Bogumiłą Hodera. Malarz i fotograf nie jest pomysłem zachwycony Fot. Screenshot Facebook, Ruch Miejski Zielona Góra
Historia miejsca
Dawna tłocznia win w Zielonej Górze od 1976 roku wpisana jest na listę zabytków. Zbudowana została na w pierwszej połowie XIX wieku przez Carla Engmanna, kupca winnego. W dawnej tłoczni znajdowało się 6 pras winnych, a w budynku sąsiadującym - piwnice, mogące pomieścić kilkaset tysięcy litrów wina.

Mimo dużej wartości historycznej, tłocznia Engmanna od wielu lat popada w ruinę i - choć wiele organizacji ubiega się o rozpoczęcie jej renowacji - wydaje się, że prędko się to nie wydarzy. Samo miasto dąży to skreślenia budynku z listy zabytków, mimo że odrestaurowany mógłby być jedną z większych atrakcji turystycznych miasta.
Jednym z powodów niszczenia tłoczni są dziury w dachu, które powodują m.in. zalewanie wnętrz podczas opadów. Konserwator wydał decyzję o ich załataniu, ale chyba nie spodziewał się tak kreatywnego podejścia do tematu. Kilka dni temu na dachu tłoczni pojawił się bowiem... obraz zielonogórskiego artysty, Bogumiła Hodera.


Artysta nie jest zadowolony z zaistniałej sytuacji
O tym, że reprodukcja obrazu pt. "Rana" została użyta do zasłonięcia dziury w dachu zielonogórskiej tłoczni, artysta dowiedział się w piątek 14 września. Po wielu sygnałach od różnych osób, które ten temat zainteresował uznał, że warto rozwiać kilka wątpliwości.

Okazuje się, że owa reprodukcja, będąca wydrukiem wielkoformatowym na tworzywie sztucznym jest jedną ze zbioru, na którego publiczne wykorzystanie - wyłącznie w ramach zielonogórskiego Winobrania 2011 - Bogumił Hoder wyraził zgodę oraz przesłał wykonane przez siebie autorskie zdjęcia obrazów.

Zielonogórski Ośrodek Kultury właściwie wykonał postanowienia umowy. Reprodukcje w mniejszym formacie zniknęły jednak w niewyjaśnionych okolicznościach już w pierwszym dniu Winobrania, reprodukcja "Rany" została wykorzystana z boku sceny winobraniowej koło Ratusza Miejskiego w Zielonej Góry (miała być wykorzystana w innym miejscu, jednak z również niewyjaśnionych przyczyn, ktoś nie wyraził zgody na inną lokalizację).

– Po Winobraniu 2011 los reprodukcji był dla mnie zagadką. Wiadomo jednak, że nikt nie miał już prawa wykorzystywać jej bez mojej zgody do innych celów, tym bardziej publicznych – tłumaczy nam artysta. – Żyjemy w czasach skrajnie audio-wizualnych, każdy ma możliwość obserwacji i rejestrowania - np. przy użyciu drona - w większym czy mniejszym stopniu tego, co nie jest pozornie dostępne z punktu widzenia ulicy – dodaje.

Hoder zwraca również uwagę na fakt, że sztuka już dawno wyszła poza mury galerii, a każdy obraz może funkcjonować zarówno w oryginale, jak i w przestrzeni cyfrowej i pod względem intelektualnym, jest to wciąż ta sama praca.

Jedyna różnica, to kwestia istnienia wersji pierwotnej - a w przypadku "Rany", tą wersją artysta dysponuje osobiście. Na dachu tłoczni znajduje się więc po prostu wielki plakat, jednak ktoś dosłownie - nieumyślnie lub umyślnie - umieścił go tam powierzchnią zadrukowaną do góry.
– Jako autor oryginalnego obrazu oraz jako artysta dający Miastu zgodę na publiczne wykorzystanie pracy w ramach konkretnej imprezy czasowej, nie wyrażałem zgody na tak poniżający los reprodukcji swojego obrazu, tym bardziej, że nikt mnie o takim pomyśle nie poinformował wcześniej i nie pytał o zgodę, ani nawet opinię – opowiada twórca.

Sam obraz jest dla artysty wyjątkowy, ponieważ to właśnie on w 2011 dał mu 1 miejsce w międzynarodowym konkursie malarstwa i grafiki "Natale di Roma" w Rzymie, w 2016 r. wystawiał go we Francji, a w kwietniu 2019 r. zamierza zabrać go na inną, dużą wystawę o wiele, wiele dalej.

– Całą sytuacją czuję się zażenowany i jest mi zwyczajnie przykro, bo niezależnie od budynku, czy jest zabytkiem czy nie, dopuszczając do tego, by reprodukcja jednej z moich prac ściśle artystycznych została użyta dosłownie do zatkania dziury w zrujnowanym i zawilgoconym dachu, osoby odpowiedzialne za to poniżyły mnie osobiście – podsumowuje sytuację Bogumił Hoder.