Byłam ofiarą oszustwa na "amerykańskiego żołnierza". Opowiem wam, jak to wygląda krok po kroku

Joanna Kliszcz
doktor nauk humanistycznych
Oszuści, którzy na różne sposoby (niestety często skutecznie) zastawiają sidła na tych, którzy wierzą w ludzką uczciwość, to zjawisko stare jak świat. I tak jak świat rozwija się technologicznie, tak oszukańczy proceder również idzie z duchem czasu. Metody nabierania bogu ducha winnych osób z rzeczywistości realnej przeniosły się do wirtualnej. Straty, które ponoszą oszukani są jednak jak najbardziej realne, konkretne, niekiedy wyjątkowo dotkliwe.
Metoda na "amerykańskiego żołnierza" to popularny sposób oszustów. Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta
W tej publikacji zamierzam odnieść się do bardzo popularnej ostatnimi czasy metody, którą nazwałam „amerykański żołnierz”. Z informacji, których całe mnóstwo można znaleźć w internecie (wystarczy do wyszukiwarki wpisać powyższe określenie) wynika, że oszukanych w ten sposób kobiet jest bardzo dużo.

Jednak w tym miejscu wyraźnie zaznaczam, że do tej grupy należą także mężczyźni – ofiary płci pięknej, której przedstawicielki, w oparciu o podobny schemat, oszukały niejednego pana. Na czym opiera się ta metoda?

Tak się zaczyna
Myślę, że wielu użytkowników FB, portali randkowych i innych serwisów społecznościowych już doświadczyło jej działania (oby nieskutecznego). Załóżmy, że jest to Facebook, na którym ktoś prosi cię o dodanie go do grona znajomych i w tym momencie, za obopólną zgodą, zaczyna się korespondencja. Jej adresaci to zazwyczaj osoby stanu wolnego (wdowy / wdowcy mile widziani).


Załóżmy ponownie, że poprzez messengera lub inny komunikator odzywa się rzeczony amerykański żołnierz (tu wariantów jest więcej, bo może to być lekarz lub inny cywilny pracownik wysłany gdzieś wraz z kontyngentem wojskowym). Przebywa obecnie na misji w: Iraku / Syrii / Afganistanie, czyli wszędzie tam, gdzie toczy się jakaś wojna, są zamieszki i ogólnie jest niebezpiecznie.

Korespondencja rozwija się i nabiera coraz bardziej emocjonalnego charakteru. „Żołnierz” zapewnia, że znalazł w tobie kobietę życia, z dnia na dzień jest coraz bardziej zakochany, wysyła posty o różnych porach dnia i nocy, bo nie może wytrzymać ani godziny bez kontaktu z tobą. Zasypia z myślą o tobie i budzi się myśląc o tobie.

Stara się okazać troskliwość, pyta czy dobrze spałaś, czy już jesteś po kolacji, jak spędziłaś dzień etc. Wymianie postów towarzyszą emocjonalne gify i emotikony, ale nie ma żadnych zdjęć obrazujących nadawcę, ani otoczenia, w którym przebywa obecnie / przebywał przed misją.

A co ze zdjęciem?
Zapytany o to, może odpowiedzieć, że w obozie obowiązuje zakaz robienia i wysyłania zdjęć (w zasadzie całkiem prawdopodobne) ale jeśli tylko będzie miał sposobność, z pewnością wyśle. Fotka na jego profilu przedstawia przeważnie kogoś innego, pod kogo stara się podszyć lub, co wydaje mi się wyjątkowo podłe, żołnierza, który poległ.

Planujecie już wspólną, wspaniałą przyszłość, bo wreszcie odnaleźliście się nawzajem i choć dzieli was czas i przestrzeń, dla niego nie ma przeszkód w dotarciu do ciebie, najważniejszej kobiety w jego życiu. Po kilku tygodniach takiej korespondencji, gdy ofiara wydaje się już odwzajemniać gorące uczucia (czytaj: udało się ją zmanipulować), przychodzi pora na kolejny krok, a jest nim skierowana do ciebie prośba. W zasadzie chodzi o „drobiazg”.

W bazie nie ma dostępu do banków, kont, bankomatów, wpłatomatów, ani innych miejsc, gdzie można zdeponować / wpłacić pieniądze, więc korespondent wyśle kasę do ciebie, jedynej osoby, której ufa (poza tobą nie ma przecież żadnych sióstr, braci, rodziców, krewnych, przyjaciół, wychował się jako sierota w domu dziecka i na świecie jest sam jak palec), a ty masz ją tylko odebrać i przechować.

I przychodzi TEN moment
To przecież żaden problem, a pieniądze są dla was, na wspólne, szczęśliwe życie, które rozpoczniecie natychmiast po jego powrocie z misji, co ma nastąpić w najbliższej przyszłości. Zgadzasz się i... przesyłka nie nadchodzi.

Po dłuższym czasie zgłasza się „kurier” (ewentualnie pracownik lotniska, magazynu lub inna podstawiona osoba) z informacją, że pieniądze (inne warianty to: dobytek żołnierza, złoto, znaleziony skarb lub podobne tego typu bzdury) zostały zatrzymane gdzieś przy okazji odprawy celnej i należy wpłacić określoną kaucję (tu spotkałam się z zakresem od 100 do kilku lub kilkudziesięciu tysięcy (i znowu, co kto woli: dolarów, euro, funtów, złotych).

Bywa, że jedna wpłata to za mało, słyszałam również o opłacie „antyterrorystycznej” (sic!). Jest jeszcze wersja o konieczności wniesienia określonej (niemałej) kwoty do dowództwa, by zmęczony, targany dramatycznymi przeżyciami weteran mógł wcześniej opuścić misję i wrócić do domu, czyli ciebie – jego jedynej i ukochanej.

Jeżeli wysłałaś pieniądze, jest całkowicie pewne, że wpadły w ręce oszustów, a po zakochanym na śmierć i życie „żołnierzu” ginie wszelki ślad. Gang oszustów swoją działalnością przypomina oszustwo nigeryjskie. Grupa siedzi w internecie i na całym świecie wyszukuje potencjalne ofiary (Polska nie jest tu jakimś wyjątkiem), zakłada konta na różnych portalach i proceder kwitnie.

Kilka szczegółów dla lepszej identyfikacji:
- Przeważnie bardzo „kaleczą” angielski, piszą i czytają przez translatory, więc poziom gramatyki tego języka jest w ich wydaniu tragiczny
- Tworząc historię swojego życia, wspominają o ciężkim, sierocym dzieciństwie
- Często samotnie wychowują syna/córkę, w czasie gdy oni na misji, dzieci uczą się w zagranicznej szkole
- Bywa, że niejasno opisują miejsce, z którego pochodzą (a nuż ofiara tam była)
- Mój „zakochany żołnierz” nie mógł się zdecydować, czy mieszka w mieście Syria w stanie Virginia, czy walczy z ISIS w państwie Syria
- Ich konta na FB nie zawierają żadnych informacji osobistych typu: własne zdjęcia, posty, miejsca pracy, zamieszkania, w zasadzie nie ma tam nic
- Najczęściej są wdowcami, a żona zginęła w tragicznych okolicznościach
- W każdym poście powtarzają, że jeszcze nigdy w życiu nie byli tak zakochani, a uwagi, że nie można zakochać się w kimś, kogo się nie zna, zbywają milczeniem (podobnie jak pytania, na podstawie których można by dokonać identyfikacji)

Czy potrzeba czegoś więcej, by rozpoznać oszusta? Okazuje się, że nawet tam, gdzie powinien zapalić się czerwony reflektor (bo światełko to zdecydowanie za mało), niektórym nie zapala się nic i brną dalej w internetową pseudomiłość.

Sześć reguł
Dlaczego tak się dzieje? Skąd bierze się taka łatwowierność, a w zasadzie naiwność? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania, ale może pewne zachowania ludzkie będą bardziej zrozumiałe, gdy odwołamy się do tzw. REGUŁ WPŁYWU SPOŁECZNEGO, na których opierają się techniki manipulacyjne. Psychologia społeczna wymienia sześć głównych (bywa że więcej, ale nie wnikajmy w szczegóły):

Sześć reguł

1. Reguła społecznego dowodu słuszności
2. Reguła autorytetu
3. Reguła niedostępności
4. Reguła lubienia i sympatii
5. Reguła wzajemności
6. Reguła zaangażowania i konsekwencji

osobom zainteresowanym tematem wpływu społecznego polecam książkę „Wywieranie wpływu na ludzi” Roberta Cialdiniego
Biorąc pod uwagę specyfikę tematu, najbliżej będzie nam do trzech ostatnich:
Reguła lubienia i sympatii zakłada, że chętniej spełniamy prośby osób, które lubimy. Chodzi m.in. o te, które prawią nam komplementy, pochlebstwa (nawet nieszczere) i z którymi wiążą się nasze pozytywne emocje.

Nasz „amerykański żołnierz” daje nam w postach dużo tzw. głasków, czyli pozytywnych bodźców, te zaś „zmiękczają” naszą wolę i zdrowy rozsądek

Reguła wzajemności, czyli zasada stosowana przez wszystkich i od zawsze. Jeżeli ktoś nas czymś obdarowuje, wyświadcza przysługę, wyzwala stan pobudzenia i wewnętrznego nacisku, aby oddać, odwzajemnić otrzymane dobro. Ludzie, którzy tej reguły nie szanują są postrzegani jako niewdzięcznicy i egoiści, myślący tylko o własnym interesie.

Jeżeli więc oszust obdarza nas zaufaniem, komplementami, obiecuje wspólną świetlaną przyszłość, to jak można odmówić jego drobnej prośbie? Przecież to wbrew zasadom społecznego współżycia i niezgodnie z podstawowymi normami relacji międzyludzkich.

I tak przechodzimy do reguły trzeciej - zaangażowania i konsekwencji. Każdy zapewne zna te słowa: „jak powiedziałeś A, to trzeba powiedzieć B”, co oznacza po prostu, że jak się w coś angażujemy, to powinniśmy być konsekwentni i doprowadzić sprawę do końca. Jeżeli zatem odwzajemniamy uczucia, przyjmujemy komplementy, zawierzamy czyimś dobrym intencjom, dajemy się złapać w pułapkę tej reguły.

Dotyczy to każdego
Człowiek chce zachowywać się jak jednostka konsekwentna (bo to oznacza obowiązkowość, rozsądek, wiarygodność) i jako taka przestaje analizować szczegóły niektórych sytuacji, gdyż mogłoby to spowodować, że zrobi coś, co z zasadą konsekwencji stoi w sprzeczności. Przecież, jeżeli uwierzyłaś w miłość swojego żołnierza, to nie możesz wątpić w szczerość jego intencji (jedno wyklucza drugie).

Początkowa decyzja powoduje, że dalej wszystko się toczy jak po równi pochyłej. Angażujesz coraz więcej emocji i coraz trudniej jest ci wycofać się z raz obranej drogi, zapędzasz się więc w ślepą uliczkę, zgodnie ze starą zasadą, że łatwiej powiedzieć „nie” na początku niż na końcu.

Tak to właśnie działa, i pewnie niejednej z czytających ten tekst osób zdarzyło się wpaść w pułapkę zastawioną przez manipulanta, na przykład kupując rzecz, której w ogóle nie potrzebowała albo zabrnąć w coś, z czego już nie mogła się później wycofać.

I nie myślcie, proszę, że regułom wpływu społecznego ulegają tylko jacyś ONI. One dotyczą NAS WSZYSTKICH, z piszącą te słowa łącznie.

Uważajmy więc na tych, którzy chcą wykorzystać nasze uczucia, bo koszty emocjonalne mogą być znacznie bardziej dotkliwe i bolesne niż finansowe. Zraniona duma, nadszarpnięte poczucie własnej wartości, zawiedziona miłość to straty, które są nie do przecenienia i które bywają nie do odrobienia

Pozdrawiam wszystkich i życzę, żebyście nie dali się omotać naciągaczom, krętaczom, oszustom, cwaniakom i temu podobnym kombinatorom.