"Szkoła" to bardziej dokument niż czysta fikcja. "Tematy kupuję w sklepie spożywczym"
"Szkoła" to cieszący się niesłabnącą popularnością serial paradokumentalny. Perypetie uczniów z produkcji TVN są niekiedy bliskie nam lub naszym pociechom, ale bardzo często wydają się wyjęte z odległego kosmosu. Choć szkoła i bohaterowie są fikcyjni, to jednak ich problemy już nie do końca. – Historie pojawiające się w serialu mają odbicie w rzeczywistości – mówi naTemat scenarzystka Hanna Niemiec.
Fot. Materiały prasowe / TVN
I tak, i nie. Niektórzy zapominają, że "Szkoła" jest paradokumentem. Przedstawiamy w nim sytuacje, które obserwujemy u naszych dzieci, dzieci znajomych czy dowiadujemy się nauczycieli. Historie pojawiające się w serialu mają odbicie w rzeczywistości.
W prawdziwej szkole zapewne przez wiele dni życie toczy się leniwie, a tylko od czasu do czasu trafia się coś wstrząsającego, ważnego, coś, co wzbudza dyskusje. Jasne jest, że w serialu w każdym odcinku musimy coś takiego pokazać.Widzowie mają swoje ulubione "akcje", wśród nich jest m. in. historia dziewczyny, która przykleiła sobie uszy klejem modelarskim, rytuał picia krwi miesiączkowej, uczniowie ćpający cukier i wiele innych. Mam rozumieć, że wszystkie, nawet najbardziej absurdalne historie, mają podparcie w faktach?Widzowie, którzy się oburzają, że w szkołach nie ma takiego nagromadzenia złych, strasznych rzeczy, możliwe, że nie chcą widzieć co się naprawdę dzieje, a po drugie: jako telewizja musimy zaciekawić widza, więc przedstawiamy wydarzenia, które w normalnej szkole nie przytrafiają się tak często.
Trudne historie i problemy przewijają się u nas przez cały czas i naprawdę ma to dużo wspólnego z rzeczywistością. Oczywiście nie przenosimy sytuacji 1:1. Sytuacje o których słyszymy, czytamy, widzimy, inspirują nas do tego, żeby stworzyć ciekawy odcinek serialu.
Fot. Materiały prasowe / TVN
Nasz serial rzeczywiście cieszy się dużą liczbą widzów, inaczej nie produkowalibyśmy go już piąty rok. A przyczyny tego są różne. Niektórzy młodzi widzowie oglądają serial, mówiąc ich językiem, "dla beki". I to jest w porządku. Rodzice mogą zastanowić się, co się w szkole ich dziecka naprawdę dzieje.
Serial jest często przyczynkiem do rozmowy z pociechą: "Czy u was też tak jest?", "Jak byś zareagował, gdybyś słyszał o czymś takim?". Mamy potwierdzenie, że ta produkcja spełnia taką rolę. Pozostali oglądają to, by się po prostu rozerwać.
Z drugiej strony wiele osób krytykuje serial za wypaczanie wizerunku szkoły i uczniów. Widzowie uważają, że może sprowadzać na złą drogę, albo młodzi nie będą się starać kontrolować, bo inni i tak są gorsi. Były nawet skargi do KRRiT...
Uważam, że nie uda nam się wychować młodego pokolenia jeśli będziemy przymykać oczy na zło, udawać, że tego nie ma i lukrować rzeczywistość. Tak się nie rozwiąże problemu. Zdaniem twórców serialu, w tym również moim, trzeba je nazywać, pokazać i wytłumaczyć jak wyjść z takiej sytuacji. To jest niezwykle ważne.
Zauważmy, że w każdym odcinku bardzo dbamy o to, żeby osoba, która popełniła błąd, zrozumiała go albo poniosła karę, a pozostali uczniowie wiedzieli gdzie i dlaczego, ktoś zawinił. Staramy się, by każda historia miała morał.
Kiedy czytamy lub widzimy takie bulwersujące sytuacje, to mówimy "Ach ta dzisiejsza młodzież!". A ja uważam, że młodzież zawsze jest taka sama, tylko różni się okolicznościami, możliwościami, metodami czy środkami wyrazu. Nie ma podziału na to, że kiedyś była lepsza, a teraz jest gorsza. Zawsze było tak, że np. niektórzy nastolatkowie znęcają się nad innymi, a niektórzy przesadzają z używkami. Jak pani to widzi porównując swoje młode laty, do obecnej sytuacji w szkołach? Nastolatka uknuła intrygę, żeby uwieść ojca młodszej uczennicy • YouTube / tvnpl
Zgadzam się z panem w stu procentach. Z drugiej strony starsze pokolenie ma swoje prawa i pewnie zawsze będzie mówić "Ach ta dzisiejsza młodzież!". Nawet ci co teraz są młodzi za 20-30 lat będą na młodzież narzekać.
Duża część problemów przeniosła się właśnie do sieci, a że ta ma większy zasięg niż szkolne korytarze, to czasami to mocniej boli. Młodzi nie zmieniają się również wewnętrznie - wciąż potrzebują ideałów, prawdy, dobra, wyczuwają fałsz, potępiają zdradę.Problemy się nie zmieniły. Zawsze uczniowie spotykali się z hejtem, brakiem tolerancji na odmienność, kiedy chodziłam do szkoły, to już wtedy było głośno o narkotykach. Jedyna rzecz jaka się zmieniła w ciągu ostatnich lat, to internet. Wpłynął na sposób komunikowania się i postrzegania świata.
W zespole scenarzystów jestem najstarsza - mam 45 lat. Łącznie nad serialem pracuje ośmioro scenarzystów, w różnym wieku, najmłodsza scenarzystka ma dwadzieścia kilka lat, więc te problemy jeszcze niedawno były jej bliskie. Część osób z ekipy ma też dzieci w wieku szkolnym, mają więc informacje ze źródła.
Fot. Materiały prasowe / TVN
Odpowiadając żartem: tematy kupuję w sklepie spożywczym. A tak zupełnie serio, to pomysły się biorą zewsząd. Są zasłyszane w rozmowach na ulicy, w tramwaju, od dzieci znajomych. Również nauczyciele dostarczają nam historii, podobnie jak internauci, którzy opisują zdarzenia w komentarzach. Czasem też odcinek rodzi się z odcinka - dany problem nas tak zaintrygował, że go kontynuujemy.
Która historia najbardziej utkwiła pani w pamięci i nie mogła pani uwierzyć, że coś takiego miało miejsce?
Wszystkie te opowieści wydają mi się ważne i bulwersujące. Z początku dziwiło mnie to, jak nasi aktorzy poważnie do tego podchodzą. Z jednej strony bardzo dobrze wchodzą w role, a z drugiej strony bardzo to przeżywają i komentują. Niektórych ról nie chcą grać, by nie spotkać się z nienawiścią w środowisku. Oczywiście idziemy im wtedy na rękę, to szukamy innej osoby lub modyfikujemy najtrudniejsze momenty.
Czy takie dość trudne i kontrowersyjne role odciskają się na ich psychice?
Nie chcemy zrobić krzywdy dzieciom i cały czas o tym myślimy. Pracujemy we współpracy z nauczycielami, psychologami, ale i rodzicami. Gdy ktoś zgłasza problem, to zawsze go respektujemy. Również te zwykłe, życiowe sprawy jak klasówki czy wyjazdy. Niektórzy odmawiają ról zakochanych, jeśli sami mają sympatię - nie chcą by ukochana osoba była zazdrosna.
Fot. Materiały prasowe / TVN
Nie przypominam sobie, by ktoś zrezygnował z powodu hejtu czy krytyki. Rezygnacja jest związana z nadmiarem nauki, innymi obowiązkami, które szkoła czy rodzice na nich nakładają, a także z powodu... nudy. To są młodzi ludzie i zabawa, która z początku była pasjonująca - przestaje taką być.
Kiedy oglądam filmy czy seriale o młodzieży, nie tylko "Szkołę", ale np. "Trzynaście powodów", to cieszę się, że mam to już za sobą, bo nie wiem czy bym się odnalazł w takich realiach. Głupi, hejtujący komentarz nieraz wyprowadza z równowagi, a co dopiero, gdybym był obiektem nastoletniej "dramy" w social media. A jak jest z panią?
Trudno powiedzieć, ale mam nadzieję, że bym sobie poradziła (śmiech). Rzeczywiście, świat wygląda zupełnie inaczej. Uczniowie mają trudniej pod tym względem.
Portale i aplikacje społecznościowe to codzienność nastolatków. Myśli pani, że przyszłe sezony "Szkoły" będą toczyć się w wirtualu?
Tego się nie da oddzielić, bo realne dramaty człowiek przeżywa w sobie, w rzeczywistości. Źródło tych dramatów często jednak rodzi się w rzeczywistości wirtualnej.
Fot. Materiały prasowe / TVN
My, dorośli, zapomnieliśmy chyba, jacy byliśmy. Nastolatkowie są bezkompromisowi i mają do tego prawo. Ja lubię młodzież i nie narzekałabym. Hasło "Ach ta dzisiejsza młodzież" mówiłabym raczej w żartobliwym tonie.