Po co komu japonistyka. Nauka o Japonii bije inne kierunki na UW na głowę

Ola Gersz
– Kim chcesz być? – Prawnikiem! Lekarzem! Nauczycielem! – wydawać by się mogło, że takie odpowiedzi powinniśmy słyszeć najczęściej. Jednak albo te przekonania są przestarzałe i tak było dekady temu, albo przyszli studenci dobrze ukrywają swoje prawdziwe marzenia. Na Uniwersytecie Warszawskim najwięcej chętnych jest bowiem na studia orientalistyczne, a zwłaszcza na jeden z nich – japonistykę. I to drugi rok z rzędu. O co właściwie chodzi z tą japonistyką?
Po co komu japonistyka? Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta
Zacznijmy od liczb. Ze wstępnych wyników rekrutacji na rok 2018/2019, jakie opublikował Uniwersytet Warszawski, wynika, że najwięcej kandydatów na jedno miejsce było na japonistyce. Walkę musiało stoczyć ze sobą 25 osób (o jedno miejsce), a zwycięzców było łącznie 70 – tyle bowiem osób znalazło się na tegorocznej liście studentów na Katedrze Japonistyki na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego.

Popularność japonistyki nie powinna jednak nikogo już dziwić. Ten, wydawałoby się egzotyczny kierunek, od lat plasuje się czele list najpopularniejszych wyborów przyszłych studentów UW. W zeszłym roku również najwięcej osób po maturze miało aspirację zostania japonistami, bo aż 21,76.


Jeśli zajrzeć do oficjalnych statystyk rekrutacyjnych Uniwersytetu Warszawskiego i cofnąć się w latach, to od 2006 roku japonistyka tylko dwa razy wyszła poza pierwszą piątkę w zestawieniach kierunków, na których było najwięcej osób na miejsce. W roku akademickim 2008/2009 zajęła szóste miejsce (16,5), a w 2009/2010 – dziewiąte (16,7). W 2006/2007 r. japonistyka pobiła absolutny rekord. Nie dość, że zajęła pierwsze miejsce wśród obleganych kierunków, to o jeden indeks walczyło aż 30,25 osób;

Dużo kultury, jeszcze więcej języka
Czym w ogóle jest japonistyka. Każdy odpowiedziałby pewnie, że po prostu studiami o Japonii (z której reportaż pisaliśmy tu) i miałby rację. Jednak wejdźmy w szczegóły – z czym to się je?

Mimo że mogłoby się wydawać, że kierunek japonistyka to byt stosunkowo nowy i wytwór globalizmu, to nic bardziej mylnego. "Witamy na stronie warszawskiej Japonistyki. Nasza historia sięga 1919 roku, a w ramach specjalizacji japonistycznej uczymy języka i kultury Japonii od lat 50. XX wieku”, czytamy na stronie internetowej Katedry Japonistyki na UW.

Ze strony internetowej dowiadujemy się też, że warszawska japonistyka dysponuje „jedynym w Polsce, a drugim w Europie, oryginalnym, japońskim pawilonem herbacianym”, prowadzi wymianę stypendialną z z kilkunastoma uczelniami w Japonii, współpracuje z japońskimi fundacjami, takimi jak The Japan Foundation, a w 2002 r. gościła w swojej siedzibie na Krakowskim Przedmieściu japońską parę cesarską – cesarza Akihito i cesarzową Michiko.

Warto też zajrzeć do programu. Z tego zamieszczonego na regularnie aktualizowanej stronie internetowej dowiadujemy się, że przyszli adepci japonistyki poznają m.in. historię Japonii, literaturę i kulturę Japonii, religię i filozofię, sztukę i estetykę czy zagadnienia społeczno-kulturowe Japonii.

Są również oczywiście bardziej specjalistyczne zajęcia do wyboru. W zeszłym roku akademickim były to na przykład: „Japońskie rozliczenia z wojenną przeszłością”, „Droga herbaty w japońskiej historii i kulturze” czy „Spotkania Polski z Japonią od końca XIX w. do współczesności”.

Jednak najważniejszy jest oczywiście język, w końcu japonistyka to studia językowe. Od pierwszego roku studenci uczą się więc japońskiego od podstaw, a językowych zajęć jest sporo. W programie bowiem między innymi: wiedza o języku japońskim, gramatyka, pismo japońskie, lektura tekstów japońskich czy klasyczny język japoński. Słowem – jeśli chcesz nauczyć się języka, to się go nauczysz.

Spełnienie marzeń?
Program jest ambitny, a język trudny, ale statystyki nie kłamią – więcej osób chce studiować japonistykę niż chociażby anglistykę, psychologię, prawo czy marketing i zarządzanie. Co mówią sami studenci?

Dla Klaudii Czarny, obecnie studentki drugiego roku Uniwersytecie Warszawskim, było to spełnienie marzeń. – Uczę się japońskiego już od 4 lat i marzyłam o tym żeby się dostać na japonistykę – mówi.
Klaudia Czarny
studentka japonistyki

Teraz czuję, że codziennie spełniam swoje marzenia, jakby to był taki bardzo długi sen, z którego nie chciałabym się nigdy obudzić. To jest jak zupełnie inny świat, w którym możemy być kim chcemy i spełniać nasze fantazje.

Jak podkreśla Klaudia, „kierunek jest trudny, więc trzeba bardzo to kochać, żeby wytrwać”. Ona sama była w Japonii dwa razy (raz turystycznie, a raz na stypendialnym kursie wakacyjnym na Ochanomizu), a kocha wszystko co związane z Japonią: anime, mangę, kaligrafię, ikebanę czy drogę herbaty.

Japońską tradycję parzenia herbaty uwielbia też Julia Caba, która skończyła japonistykę w 2015 r., a trafiła na nią nieco przez przypadek. – Po maturze nie wiedziałam co ze sobą zrobić, a interesowałam się Azją hobbystycznie od gimnazjum. Doszłam do wniosku, że skoro nie mam na oku konkretnego kierunku, to zerknę na rankingi. Japonistyka i sinologia była bardzo wysoko, więc złożyłam na obydwa – opowiada.

Jednak Julia nie żałuje wyboru japonistyki. – Kiedy poszłam na studia, odnalazłam tam siebie – wyznaje. Była zresztą bardzo ambitną studentką: zajęła raz pierwsze, a raz drugie miejsce w ogólnopolskim konkursie japońskiej kaligrafii, w 2013 r. wyjechała na wakacyjne stypendium na Żeński Uniwersytet Showa do Tokio, była członkiem uniwersyteckich kół na Katedrze Japońskim, a do dziś jest członkiem Stowarzyszenie Drogi Herbaty Urasenke Tankōkai Senshinkai. – Absolutnie to wszystko kocham – wyznaje dziewczyna.

Manga nie wystarczy
Język językiem, ale to kultura Japonii jest głównym powodem, dla którego chętnych jest tak wiele. A właściwie popkultura. Nawet ci, którzy nie wiedzą za dużo o Japonii, znają jej popkulturowe wytwory. Te najbardziej znane to chociażby Hello Kitty, Pokémony (jeszcze nie tak dawno gra Pokémon GO biła rekordy popularności, a spanikowani rodzice bili na alarm) i wszelkiej maści mangi i anime, których coraz więcej pojawia się chociażby na polskim Netflixie.

– Młodzież jest zafascynowana popkulturą japońską. Wielu młodych ludzi do końca nie wie, jaki kierunek wybrać i z tego względu idą na japonistykę, a japonistyka nie jest to katedra, w której uczymy tylko i wyłącznie popkultury, ale języka japońskiego i kultury japońskiej w szerokim tego słowa znaczeniu – tłumaczy popularność japonistyki lektorka języka japońskiego z warszawskiej Katedry Japonistyki.

Jak dodaje, „prawdopodobnie dla wielu tych młodych ludzi to będzie ogromne zaskoczenie i również frustracja”.

To, że wielu studentów japonistyki idzie na te studia, bo lubi czytać mangę potwierdza też Julia Caba, która przyznaje, że na jej roku wiele osób było zdziwionych, że uczą się o historii Japonii czy języka. – Moim zdaniem większość idzie na te studia z powodu fascynacji mangą i anime, nawet jeśli tego nie mówią. A muszą sobie zdawać sprawę, że to coś więcej niż przeczytanie swojego ulubionego tomiku – podkreśla.

Szerzej patrzy na to zjawisko Joanna Bator, pisarka, filozofka, a także znawczyni kultury japońskiej, autorka „Japońskiego wachlarzu”, „Japońskiego wachlarza. Powroty” i „Rekina z parku Yoyogi”.
Joanna Bator
pisarka

Myślę, że z jednej strony chodzi o bardzo prostą potrzebę zanurzenia się w czymś radykalnie innym niż otaczająca nas rzeczywistość, być może niekiedy w oparciu bardziej o fantazję niż realną wiedzę o Japonii. Japonia funkcjonuje w powszechnej wyobraźni jako bardziej kraina niż kraj, gdzie jest cudownie, niesamowicie, inaczej.

Dodaje ona jednak, że wpływ na popularność japonistyki ma też konkretna wiedza o Japonii, która jest znacznie większa niż dekady wcześniej.

– Dzięki współczesnym mediom można się bardziej zanurzyć w tę inność, niż było to możliwe kilka dekad wcześniej. I bardzo obecna jest japońska kultura popularna, nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Kiedy uczyłam w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie to młodzi ludzie wchodzi w Japonię w ogromnej większości przez kulturę popularną: mangę, anime czy gry komputerowe, a nie przez tak zwaną kulturę tradycyjną – opowiada Bator.

Powaleni przez język
Pierwszym starciem z rzeczywistością dla nowych studentów japonistyki jest nauka języka. To on najczęściej weryfikuje tych, dla których japonistyka jest powołaniem, a tych, którzy nie do końca wiedzieli na co się piszą.

– Dla wielu studentów wyzwaniem będzie nauka języka japońskiego, na której ja poległam. Nie studiowałam japonistyki, ale uczyłam się języka. Dość szybko z tego zrezygnowałam, bo wiedziałam, że ani nie będę uczyła w tym języku na zawsze, ani nie będę kontynuowała studiów japonistycznych – opowiada Joanna Bator.

Autorka „Japońskiego wachlarza” ma rację – na nauce tego niezwykle wymagającego języka (głównie na alfabecie) studenci padają jak muchy. Jak mówi nam pracownica Katedry Japonistyki na UW, co roku rezygnuje praktycznie połowa studentów.

– Często ambicje studentów są na poziomie szkoły językowej, kursu językowego, a nie są wystarczające do pracy, która ma przynajmniej w teorii przygotować młodego człowieka do samodzielności językowej i napisania pracy licencjackiej, a później być może i magisterskiej – mówi lektorka japońskiego.

Wymagający jest zresztą sam program studiów. –To są wspaniałe studia, ale są bardzo wymagające, jest strasznie trudno. Jest bardzo dużo zajęć, zwłaszcza na drugim roku, kiedy egzaminów w sesji jest 14 – mówi absolwentka Julia Caba. Podkreśla jednak, że co roku program się zmienia, wiec być może nowi studenci będą mieli łatwiej i więcej osób przetrwa.

Jednak rozżalenia w kierunku tych „przypadkowych” studentów, którzy tylko kochają anime, nie kryje Klaudia Czarny. – Trzeba wziąć pod uwagę wszystkie czynniki i zdecydować, czy to jest tak naprawdę coś, czego się chce - żeby potem nie zajmować miejsca osobom, które naprawdę chciałyby studiować. W zeszłym roku na studia wieczorowe dostało się 50 osób, na dzień dzisiejszy z tamtej grupy zostało 18. Boli mnie, że tyle osób, które marzyły o tym kierunku, nie mogły się dostać, bo ktoś zajął miejsce i zrezygnował po tygodniu – mówi studentka drugiego roku.

Japonistyka i co dalej
Niektórzy o tym zapominają, ale po studiach zaczyna się życie. Czy jest życie po japonistyce? Klaudia Czarny mówi, że możliwości wyboru jest tak dużo, że każdy znajdzie coś dla siebie: –Jest to coś wyjątkowego, co tylko czeka na to żeby to odnaleźć. A jak już się odnajdzie i zacznie to pielęgnować, to człowiek żyje jak w ekstazie.

Z kolei według lektorki języka japońskiego z Katedry Japonistyki, po studiach japonistyki można robić... wszystko. – Generalnie to, że ma się skończoną japonistykę oznacza tyle, że ma się rozszerzoną perspektywę spoglądania na rzeczywistość i z tą perspektywą można zrobić dokładnie wszystko. Są osoby, które wiążą swoją karierę zawodową, drogę życiową z językiem japońskim, są osoby, które od tego odchodzą. Nie ma wzorca – mówi nam japonistka.

Na stronie internetowej te przyszłe zawody są jednak bardziej sprecyzowane. „Nasi absolwenci znajdują zatrudnienie jako tłumacze, dyplomaci, pracownicy instytucji kultury i japońskich firm”, czytamy.

Jednak jak opowiada Julia Caba, o pracę jako tłumacz czy pracownik dużej japońskiej firmy jest trudno.
Julia Caba
absolwentka japonistyki

Moi znajomi ze studiów narzekają, że nie mogą znaleźć pracy związanej z japońskim. To jest aż przerażające. Wszyscy chcą robić coś związanego z Japonią, ale najczęściej lądują w korporacjach.

Julia zaznacza jednak, że wcale nie jest tak, że nie znajdziesz pracy po japonistyce. Ważne jest nastawienie. Ona sama ma wyjątkowo imponujące CV: uczyła języka japońskiego w szkołach językowych, była przewodnikiem po Warszawie dla japońskich turystów, opiekunem na letnich obozach japonistycznych, tłumaczyła materiały wideo, a obecnie pracuje tymczasowo w biurze podróży, gdzie obsługuje turystów z Japonii.

Jak podkreśla japonistka, wszystko jest kwestią zaangażowania się, a także znajomości i nacisku na rozwój, a nie sukces. – Trzeba robić coś poza studiami. Kluczowe są tutaj koła, ich członkom często proponowana jest praca – opowiada Caba.

Ci zaangażowani mogą także wygrać los na loterii i wyjechać do pracy do Japonii. Jak podkreśla Joanna Bator, "jeśli ktoś jest zdeterminowany, a miłość do Japonii jest szczera, to ma szansę prędzej czy później wyjechać na stypendium do Japonii”. Moim zdaniem to już jest początek międzynarodowej kariery – podkreśla.

Bator wtóruje lektorka z Katedry Japonistyki: – Sky is the limit.

Napisz do autora: aleksandra.gersz@natemat.pl