Ekipa "polskiego Biebera" ma kłopoty. Artyści piszą pozew zbiorowy – domagają się ogromnej kwoty za zaległe koncerty

Bartosz Godziński
Zagrał ponad 500 koncertów i ma tysiące fanów w całej Polsce. Management Dawida Kwiatkowskiego, a przez to niejako on sam, są teraz w poważnych tarapatach. Zarabiają na imprezach, ale zdaniem oskarżających ich artystów - nie każdy z podwykonawców i muzyków dostaje przelew z wynagrodzeniem. Przygotowują pozew zbiorowy, który może zrewolucjonizować polski showbiznes.
Dawid Kwiatkowski jest idolem nastolatek. Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Dla wielu czytelników postać "polskiego Justina Biebera" jest mało znana. Obecnie 22-letni Dawid Kwiatkowski jest jednak od lat bożyszczem nastolatek, a fanki (tak zwane "Kwiatonators") zapełniają sale koncertowe i kupują tysiące płyt - "Pop & Roll" rozeszła się w ponad 30 tysiącach egzemplarzy. Młody gwiazdor był też wielokrotnie nagradzany w konkursach MTV i SuperJedynkach. Kariera idealna? Nie do końca.

Coś pękło
Nieskazitelna opinia Dawida Kwiatkowskiego została właśnie nadszarpnięta. Afera wybuchła po facebookowym wpisie byłego gitarzysty z jego zespołu. Przemek Świerk odszedł w sierpniu m.in. z powodu problemów z wypłacaniem gaży. Z jego relacji wynika, że trwało to od 2016 roku i zdarzało się niemal przy każdy koncercie.
Przemek Świerk
Były gitarzysta zespołu Dawida Kwiatkowskiego

Okazało się, że pieniądze, o które stale musieliśmy się upominać, które zarobiłem latem ciężką pracą, często ryzykowaniem swojego życia, przeznaczone zostały na film dokumentalny, który powstaje o Dawidzie Kwiatkowskim.

– Wiem... Sytuacja kryminalna – kontynuuje w swoim usuniętym z profilu wpisie. – Nie będę komentował ani walczył o to, aby mojego wizerunku w tym filmie nie ujawniono (choć bardzo bym tego chciał). Nie mam na to siły. Ale gdy ta produkcja ujrzy światło dzienne, pamiętajcie proszę czyim kosztem powstała – zaznacza Świerk.



Okazuje się jednak, że takich osób jak Przemek jest więcej. Dlatego teraz mówią: "Dość!" i skrzykują się na pozew zbiorowy. Póki co wiadomo o pięciu poszkodowanych osobach przez agencję Kwiatkowskiego, ale nieoficjalnie mówi się, że może być ich więcej. Nie są to wyłącznie muzycy, którzy jeździli z nim na koncerty.

Jednym z poszkodowanych przez agencję With the Band jest Paweł Pawelec - radiowiec z Eski, DJ i organizator imprez.

– Zatrudnili mnie do zorganizowania koncertu Dawida Kwiatkowskiego w Poznaniu. Agencja Igora Pilewicza ma swoją firmę biletową. Sami więc sprzedają wejściówki na koncerty i tylko oni mają wgląd w liczby. Agencja mówiła, że sprzedało się ich 400, a jestem pewien, że osób było dwa razy więcej – mówi w rozmowie z naTemat. Liczbę biletów elektronicznych można ustalić, ale nie da się udowodnić ile biletów papierowych zostało sprzedanych na bramce.

Pawelec walczy o ponad 20 tysięcy złotych. – Agencja zapłaciła mi pierwszą transzę, która poszła wyłącznie na koszty organizacji koncertu, ale drugiej części wynagrodzenia z zyskami biletów już nie zobaczyłem na oczy. Igor Pilewicz to ten typ biznesmena co nie płaci pełnych zobowiązań – tłumaczy Pawelec.

To metoda dobrze znana w świecie prawniczym. Mówią na nią "na Palikota", a nazwa wzięła się od wcześniejszych działań znanego polityka, gdy jeszcze był biznesmenem. "Polska The Times" opisuje, jak to wyglądało. Z tekstu wynika, że rzekomo płacił ludziom np. część wartości faktury i mówił, że więcej nie da i można sobie iść do sądu. Część wykonawców machała ręką i brała tyle, ile proponował.

Paweł Pawelec razem z mecenasem Andrzejem Rutkowskim przygotowują pozew zbiorowy wymierzony przede wszystkim w agencję, pod której skrzydłami jest Dawid Kwiatkowski. – Modus operandi menadżerów to "metoda na Palikota". Agencja de facto rozliczyła się z moim klientem, ale nie podzieliła się zyskami – wyjaśnia w rozmowie z naTemat Rutkowski.

Inny jego klient nie otrzymał jednak żadnych pieniędzy. Pracował przy jubileuszowym koncercie Kwiatkowskiego z okazji pięćsetnego występu. – Kazano mu się udać po honorarium do fundacji... związanej z siatkówką. Była współorganizatorem eventu w łódzkiej Atlas Arenie. Zobowiązała się zapłacić połowę faktury, ale co z drugą połową? Nie wiadomo – mówi prawnik.

Pozew zbiorowy będzie przygotowywany do końca tygodnia – prawnik czeka na zgłoszenie się innych poszkodowanych albo polubowne rozwiązanie sprawy. Łączna kwota, która jak na razie się uzbierała to ok. 100 tysięcy złotych.

Polski szowbiznes pełen patologii
Ciemną stronę naszego showbiznesu nie są np. używki (choć one też), ale przede wszystkimi oszukiwanie podwykonawców. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że np. doświadczeni dźwiękowcy czy oświetleniowcy otrzymują niewspółmierne wynagrodzenie do gwiazd imprezy. Organizatorzy płacą im ułamek gaży, którą inkasuje artysta... albo nie dostają nic i później muszą się dopominać lub chodzić po sądach.





"Miłością do gry nie opłacimy rachunków" – powiedział i zachęcił do zakładania firm i starania się o dotacje. Przyznał ze swojego doświadczenia, że "im bardziej znany i prestiżowy artysta, tym ma bardziej wyj*bane na współpracowników".