"Po co kobietom pieniądze?" to dopiero początek. Mamy problem z telewizją

Ola Gersz
"Po co kobietom pieniądze?", dziewczyna, która idzie z nieznajomym do hotelu, sama się prosi o gwałt, bo "przekracza granice bezpieczeństwa", "trzeba lać" kobiety, które nie chcą sprzątać. To nie zdania wyjęte z XIX-wiecznej literatury, ale wypowiedzi, które pojawiły się w XXI-wiecznych mediach. Powtórzmy: jest XXI wiek. Dlaczego mainstreamowa telewizja tak bardzo nie lubi kobiet?
Rozmowa na temat "Po co kobietom pieniądze" (a głównie pasek na ekranie) wywołały w polskim internecie burzę Fot. screen z programu "Dzień Fobry TVN"
Kobiety wywalczyły prawo wyborcze 100 lat temu. I zdaniem wielu ludzi (naprawdę!) na tym ich walka się skończyła. Bo o co można jeszcze walczyć? Możemy studiować, pracować, głosować (chociaż komentować wyborów to już nie bardzo), nikt nas nie wydaje siłą za mąż.

Odpowiedzi na to dość kuriozalne pytanie (z którym niestety jeszcze często można się zetknąć) jest tak wiele, że pozwólcie, że ograniczymy się tylko jednej.

Można walczyć chociażby o to, aby w polskiej telewizji nie mówiono o kobietach głupot.

Po co kobietom pieniądze
"Dzień dobry TVN", śniadaniowe pasmo najpopularniejszej stacji telewizyjnej w Polsce (dane z grudnia 2017 roku).


Wiadomo że śniadaniówki rządzą się swoimi prawami: czymś trzeba tego zaspanego widza z samego rana zaskoczyć, umilić mu picie kawy i przygotowywania do pracy. Mamy więc porady jak schudnąć, makijażowe triki, wywiady z celebrytami... Wszystko czego dusza zapragnie. A właściwie, czego powinna zapragnąć sobie dusza kobieca, bo to do widzek najczęściej kierowane są śniadaniowe programy.

TVN postanowiło więc pokazać, że jest postępowe, udowodnić widzowi, że przecież wie, że kobieta nie tylko żyje szminkami, pieluchami czy kulinarnymi przepisami. W "Dzień Dobry TVN" mamy więc blok "Kobiece DNA". A w nim rozmowy o przedsiębiorczości kobiet, biznesie, roli kobiet w społeczeństwie. Wszystko okraszone statystykami i opiniami ekspertki.

To właśnie w "Kobiecym DNA" widzimy na pasku pytanie: "Po co kobietom pieniądze?".

"Być może [kobiety[ sprawdziły szybko w kalendarzu, który mamy wiek. Wyjrzały przez okno, aby upewnić się, że ulicami nie przyjeżdżają karoce zaprzężone w konie. Wreszcie spojrzały po sobie zaniepokojone, czy aby pytanie to nie zostało postawione przewrotnie. Może, jak to w ojczyźnie Witolda Gombrowicza, chodziło o ironię?" – skomentowała całą sytuację pisarka Sylwia Chutnik w "Wysokich Obcasach".

Po co nam pieniądze? To pytanie jest tak absurdalne w 2018 roku, że zszokowane (Chutnik trafiła w sedno) kobiety podzieliły się w mediach społecznościowym odpowiedziami. Na waciki, szminki, karmę do kota, brylanty."Na męskie dziwki" – napisała któraś.
Ta sama Chutnik wyliczyła też na Facebooku: aby układać monety w słupki, z banknotów robić wachlarz, żeby coś przyjemnie chrobotało w torebce, a co to w ogóle są pieniądze?


Bo serio, po co kobietom pieniądze? A po są one mężczyznom? Hm, żeby żyć? Płacić rachunki, kupować jedzenie, utrzymywać rodzinę, na przyjemności? Naprawdę czasy, w których jedynym żywicielem rodziny był mężczyzna, a kobieta siedziała w domu, nie dysponowała własnymi funduszami i musiała słuchać "pana ojca" oraz "pana męża" mamy dawno za sobą.

Chociaż "Dzień dobry TVN" chyba nie zdaje sobie z tego sprawy.

Ulubiony gadżet faceta? Żona i zegarek
To zresztą nie jedyne seksistowskie (nie bójmy się tego słowa) kwiatki w TVN-owskiej śniadaniówce. Mimo że seksizm sam w sobie często był tematem porannych rozmów, to producenci wcale się go nie wystrzegają.

Pod facebookową dyskusją na temat niefortunnego paska "Po co kobietom pieniądze?" pisali o tym sami widzowie.

"Widziałam już kilka rozmów z tego cyklu [»Kobiece DNA«] i już nie wiem za co się łapać, bo wciąż zapraszane są do dyskusji panie z wbetonowanymi stereotypami. Jak nie o »kobiecym modelu zarządzania« – bo my przecież jesteśmy o wiele bardziej wrażliwe i ambitne, i ostrożne niż mężczyźni, hurr durr, a w ogóle to nasze mózgi się różnią i tak jest od zawsze... Zawsze jest też ta sama ekspertka, której mocno się dziwię, że bierze w tym udział, bo wypowiada się z sensem i rzeczowo" – pisze jedna z użytkowniczek Facebooka.

Inna informuje, że właśnie w wydaniu, który ogląda, rozmawiają o tym, ile centymetrów odejmują majtki obciskające. "Oczywiście na modelkach, mierzą centymetrem" – dodaje. Ktoś inny wskazuje na znajdującą się w rogu ekranu zapowiedź następnej rozmowy. Kiedy dowiemy się już więc, po co kobietom pieniądze, eksperci powiedzą nam jak urządzić pokój dla dziewczynki.

Nie popisują się także prowadzący, nawet poza anteną. Andrzej Sołtysik, zapytany niedawno w wywiadzie dla agencji Newsweria Lifestyle'a o "gadżety i dodatki, które są nieodłącznym elementem męskiej garderoby", wymienił... swoją żonę.

– Dobrze ubrana żona to jest element bardzo ważny, mówię serio, a poza tym, jeśli chodzi o mnie, to najbardziej męskim gadżetem dla mnie jednak pozostaje samochód – mówił Sołtysik. Oprócz ładnej żony i samochodu męskim gadżetem jest jeszcze dla niego zegarek.Samo "Dzień Dobry TVN" żadnego problemu nie widziało, czego dowód w linku poniżej.
Trzeba lać
Skandalicznych wypowiedzi o kobietach nie unika również Kuba Wojewódzki, sztandarowa gwiazda TVN i samozwańczy król stacji. Oczywiście, Wojewódzkiemu nie można odmówić błyskotliwości, jednak ta często zamienia się po prostu w chamstwo.

Tak było chociażby w głośnym odcinku z bokserem Tomaszem Adamkiem i piosenkarką Natalią Nykiel. Tutaj najgorszy poziom przedstawił Adamek, Wojewódzki jednak mu wtórował.

– Ja żonę szanuję, ale musi być dyscyplina w domu – powiedział bokser, na co prowadzący zwrócił się do Nykiel słowami: – My ci tu zaraz zrobimy analizę. Gotujesz? Sprzątasz?

Na odpowiedź wokalistki, że się stara, ale jest raczej bałaganiarą, Adamek powiedział: "trzeba lać!" i uderzał przy tym wymownie ręką o kanapę. Rozśmieszyło to i widownię, i Nykiel, i Wojewódzkiego, który rozbawiony wyciągnął w kierunku Adamka dwa wyciągnięte kciuki.

Sam TVN chyba też to ubawiło, bo wideo z rozmową stacja zatytułowała na swojej stronie internetowej słowami: "»Trzeba lać!« Zobacz dlaczego!". Tak, przemoc domowa jest naprawdę niewiarygodnie śmieszna.

Gromy na "Kubę Wojewódzkiego" posypały się także za inny odcinek, tym razem z inną wokalistką, Natalią Szroeder.

22-letnia Szroeder usiadła na kanapie w studio Wojewódzkiego we wrześniu ubiegłego roku. Niestety jej przypadek pokazał, że kobiety wciąż są karane za to, że mają czelność ubierać się jak chcą. Wokalistka założyła sukienkę z odkrytymi placami i dużym dekoltem, a Wojewódzki uznał najwyraźniej, że jej strój to zaproszenie do żenującej rozmowy o jej życiu erotycznym. Zwłaszcza, że sukienka często opadała i wyraźnie skrępowana Szroeder musiała ją często poprawiać.

Wojewódzki zaczął od słów: – Modlę się, żeby ci to opadało. Postaram się patrzeć ci w oczy, ale jakby mi wzrok opadał, to się nie dziw.

Potem zapytał ją czy ma chłopaka. Kiedy kobieta odpowiedziała, że nie, prowadzący zareagował: – Jezus... dzisiaj siłownia będzie robiona. Wiesz, że nasze dziecko byłoby piekielnie młode, jakby się urodziło?

Król TVN zapytał też Szroeder, kiedy rozpoczęła życie seksualne (jej odpowiedź: – Nie, to nie jest odpowiednie miejsce, żeby mówić o takich rzeczach), stwierdził, że "czuje na nochal, że jest ona dziewicą" i że "wygląda jak lalka Barbie". Sama wokalistka wyraźnie czuła się w jego programie nieswojo. Nie owijajmy w bawełnę: to było molestowanie, w tym wypadku werbalne.

Nie zapomnijmy też o traktowaniu przez Wojewódzkiego Wodzianki. Na swoim profilu na Facebooku dziennikarz zamieścił raz zdjęcie, na którym nad nim i jego gościem Kubą Badachem stoi dziewczyna w czarnym, koronkowym body z lateksowymi wstawkami. Pod nim dziennikarz urządził konkurs: "Kto wymyśli najlepszy dialog do tego zdjęcia, zostanie laureatem konkursu".
Odpowiedzi sugerowały, że moderatorzy Facebooka chyba się wyłączyli. Bo oscylowały one od "Poślinić szyjkę" do "Ona: z lodem? On: bez loda. Ona: a przynieść Ci słomkę czy wyjmiesz sobie z butów? Kuba: czekaj, czekaj zaraz będą słone paluszki...". Zrobiło się absolutnie obrzydliwie.

Zresztą nie tylko Wojewódzki dopuszcza się w swoim programie niewłaściwego zachowania wobec kobiet. Bardzo często "facepalm "można mieć, słuchając wypowiedzi jurora programu Polsatu "Twoja twarz brzmi znajomo", Pawła Królikowskiego. Wystarczy, żeby jedna z uczestniczek miała mniej lub bardziej odważny strój, Królikowski musi to skomentować, często dość niewybrednie. Są więc i rubaszne żarciki, i dwuznaczne spojrzenia, i komentarze w stylu "dostanę przez ciebie, dziewczyno zawału".

Widownię i prowadzących zawsze to bawi. Zatrzymajcie tę karuzelę śmiechu.

Sama sobie winna
Nie można też nie wspomnieć o wypowiedziach Ilony Łepkowskiej. Chodzi o jej niedawne komentarze w programie "Fakty po Faktach" na antenie TVN24, w którym scenarzystka i pisarka rozwścieczyła internautki swoistym "victim blaming", czyli obwinianiem ofiary.

A rozmowa (w której brali również udział amerykanista Tomasz Płudowski i dominikanin, o. Paweł Gużyński) dotyczyła molestowania seksualnego, gwałtów, pedofilii i kampanii #MeToo, przytoczono też miedzy innymi przykłady oskarżonych o molestowanie piłkarza Cristiano Ronaldo i sędziego amerykańskiego Sądu Najwyższego Bretta Kavanaugha.
Podczas gdy dwaj pozostali goście (mężczyźni) wzięli stronę kobiet, Łepkowska zaczęła krytykować... ofiary. Stwierdziła ona mianowicie, że ktoś, kto "idzie z nieznajomym do hotelu, przekracza granice bezpieczeństwa", więc zaatakowana kobieta sama jest temu winna.

Łepkowska stwierdziła również, że czasy #MeToo są koszmarem dla... mężczyzn. Bo nie mogą czuć się bezpiecznie. – Teraz 18-latka na imprezie na Bemowie zażąda odszkodowania za klepnięcie w tyłek – przedstawiła swój argument.

Pisarka uznała również, że kobietom, które oskarżyły amerykańskiego sędziego o molestowanie po kilku dekadach, nie można wierzyć. – Jest za późno na takie żale i kobieta sama sobie tym szkodzi – stwierdziła i dodała: – Przypomniało jej się po latach? Ja znam te teorie psychologiczne. Broniła również Kavanaugha, bo był nastolatkiem, a "każdy był przecież młody".

W odpowiedzi na oburzenie w internecie i mediach Łepkowska wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że z pewnością "rzuciły się na nią wojujące feministki".

Wniosek z tych smutnych przykładów jest taki. Telewizja i osoby publiczne naprawdę mogłyby już przenieść w czasie do XXI wieku. I uznać, jak brzmi jedna z popularnych definicji feminizmu, że kobiety to też ludzie.

Bo przykład idzie przecież z góry.