Byłem na spotkaniu z Szydło, a potem na "Burzy mózgów" Biedronia. To jest przepaść klasy i stylu

Adam Nowiński
Jak najłatwiej porównać polityków? Nie trzeba studiować ich programów, czy śledzić ich osiągnięć. Wystarczy się z nimi spotkać i posłuchać na żywo. Tak też zrobiłem w przypadku wicepremier Beaty Szydło i Roberta Biedronia, byłego już prezydenta Słupska. Powiem krótko: różnica klasy politycznej i stylu uprawiania polityki jest porażająca.
Beata Szydło i Robert Biedroń chcą być blisko ludzi. Ale okazują to w zupełnie inny sposób. Fot. Agencja Gazeta / oprac. naTemat.pl
Dlaczego akurat ci politycy? Odpowiedź jest prosta: oboje deklarują, że chcą być bliżej ludzi. Beata Szydło, przynajmniej na papierze, jest w rządzie odpowiedzialna za sprawy społeczne. Z założenia to ona ma być blisko ludzi, słuchać ich potrzeb i systemowo rozwiązywać ich problemy.

A Biedroń? On z deklaracji jest blisko ludzi. Sam mówi w swoim projekcie: "policzmy się", "spotkajmy się i razem stwórzmy plan działania, zróbmy burzę mózgów". I faktycznie jest między ludźmi. W swojej karierze jako samorządowiec odbył już wiele podróży i spotkań w całej Polsce: od malutkiej Gołdapi do ogromnej Warszawy.


I nie, to nie będzie porównanie na zasadzie mężczyzna-polityk kontra kobieta-polityk, bo płeć nie powinna grać roli w żadnej dziedzinie życia, a tym bardziej w pracy. To będzie porównanie charakterów, stylów, programów i podejścia do wyborców.
1. Publiczność

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, kiedy dotarłem na "Burzę mózgów" z Robertem Biedroniem w Radomiu, to osoby, które przyszły go posłuchać. Jadąc do Radomia przeglądałem w sieci preferencje polityczne mieszkańców w tegorocznych wyborach. Jeśli chodzi o radę miasta, to zdecydowanie wolą rządy PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego zgarnęła tu większościowy pakiet mandatów, który pozwala jej na samodzielne rządy.
Spotkanie z Robertem Biedroniem – na sali głównie młodzi ludzie.Fot. naTemat.pl
To nie wróżyło spokojnego spotkania zważywszy na sympatię, jaką zwolennicy PiS darzą Roberta Biedronia, jego poglądy i przekonania. Ale ani przed budynkiem, w którym odbywała się "Burza mózgów", ani w środku nie było nikogo, kto chciałby zakłócić spokój spotkania. Przyszli sami otwarci, uśmiechnięci i głównie młodzi ludzie (licealiści, młodzi dorośli i ludzie w średnim wieku). Co nie znaczy, że nie było seniorów – byli i to też jest miłe zaskoczenie.
Spotkanie z Beatą Szydło – na sali w znacznej większości seniorzy.Fot. naTemat.pl
Tymczasem w Skarżysku-Kamiennej, gdzie byłem kilka miesięcy temu na spotkaniu z Beatą Szydło już takiej niespodzianki nie uświadczyłem. "Przywitała" mnie sala pełna sfrustrowanych ludzi, którzy słysząc inną, "lewacką" retorykę, gotowi byli nawet skoczyć komuś do gardła. Smutne, ale prawdziwe, sam słyszałem i byłem tam świadkiem agresji na podobnym poziomie.

Z kolei w Radomiu posłuchać Roberta Biedronia przyszedł nawet Andrzej Piaseczny, polski muzyk, autor tekstów i aktor. Nie pojawił się tam przypadkowo. W końcu pochodzi z tych ziem, bo urodził się w Pionkach, około 25 km od Radomia. Chciał posłuchać, co do powiedzenia miał gość ze Słupska.

– Jestem fanem pochwały różnorodności, bo tylko z różnorodnych poglądów, opinii i chęci, pod warunkiem, że są wyrażane w kulturalny sposób, wychodzi coś dobrego – powiedział nam artysta. Jego zdaniem Biedroń może być osobą, która pomoże "rozbetonować" scenę polityczną w Polsce.
Niespodziewany gość na spotkaniu z Robertem Biedroniem – Andrzej Piaseczny.Fot. naTemat.pl
– Nasze społeczeństwo jest naprawdę różnorodne, a scena polityczna zdominowana przez różnego kolorytu ugrupowania prawicowe. Nie mówię, że są złe, czy dobre, takie są. Natomiast jestem pewien, że w takim ciele jak parlament, powinna być większa różnorodność i miejsce na poglądy lewicowe, czy to gospodarcze, czy światopoglądowe – dodał.

2. Ustawka kontra spontan
Kolejny kontrastem tych obu wydarzeń jest jest forma organizacji. W przypadku wizyty wicepremier Beaty Szydło w Skarżysku mieliśmy do czynienia, mówiąc kolokwialnie, z polityczną "ustawką" lub "spędem". Po komunikacie partyjnym przesłanym do radnych PiS, w którym padła komenda "przyjeżdża była premier", rozpoczęła się generalna mobilizacja elektoratu. Do nagłośnienia akcji zaangażowano nawet Kościół.

Stąd też na wydarzeniu jakaś jedna trzecia osób, albo nawet więcej, to byli polityczni dygnitarze z całego regionu. Wszyscy ci, którzy chcieli ogrzać się w blasku rządowego VIP-a przed zbliżającymi się wyborami. Reszta stanowiła tylko tło. Dlatego nie można było oprzeć się wrażeniu, że całość była zwykłą ustawką.
Spotkanie z wicepremier Szydło było po prostu sztuczne...Fot. naTemat.pl
Inaczej było w Radomiu. Tutaj nikt nikogo nie namawiał do przyjścia. Nie było agitacji w kościołach. Informacja o przyjeździe Biedronia była na jego Facebooku i w wiadomościach firmy eventowej, która odpowiadała za rejestrację gości. Przyszli ci, którzy chcieli tu być, ci, których ciekawiło co polityk miał do powiedzenia.

Oczywiście nie twierdzę, że w Skarżysku niektóre osoby też nie miały podobnych pobudek. Zauważam jednak, że w Radomiu nie było tej otoczki sztuczności. Może wynika to z tego, że Biedroń jeszcze nie ma swojej partii i lokalnych struktur, dlatego nie miał kogo informować i kogo zapraszać. Niemniej ta spontaniczność wypada bardziej wiarygodnie i lepiej, na tle politycznego "spędu".
3. Styl polityka
Największe różnice widać chyba w zestawieniu stylu prowadzenia tych spotkań i klasie politycznej Biedronia i Szydło. Od razu można stwierdzić, że były prezydent Słupska stanowi klasę sam dla siebie. Już samo rozpoczęcie spotkania w wykonaniu Biedronia było namiastką amerykańskiego show, miało pomysł.

Po krótkim nagraniu z zapowiedzią polityka zgasło światło. Spoza sali Biedroń przywitał się z widownią i dał jej zadanie: żeby wszyscy zamknęli oczy i pomyśleli, jak powinna wyglądać Polska. Następnie wszedł do środka i kazał im otworzyć oczy. Niby drobiazg, ale robił wrażenie. Tymczasem w Skarżysku-Kamiennej wicepremier weszła na salę w asyście świty i dygnitarzy, została zapowiedziana z nagrania i wkroczyła na scenę.

Tak samo porażająca była różnica w interakcji Szydło i Biedronia. Wicepremier ma na pewno wiele zalet, ale przemawianie publiczne nie jest jedną z nich, a tym bardziej interakcja z ludźmi. Szydło weszła na scenę, powiedziała swoje (nie wnikam w to, jak to powiedziała), odpowiedziała na pytania publiczności i pojechała.
Biedroń w Radomiu tryskał optymizmem.Fot. naTemat.pl
U Biedronia było inaczej. Wskoczył dziarskim krokiem na scenę, rzucił kilkoma żartami i przede wszystkim nawiązał kontakt z publicznością. Coś, czego w Skarżysku nie doświadczyłem, w Radomiu zrobiło furorę. Nagle okazało się, że ten "pan z telewizora" jest zwykłym człowiekiem, jak każdy z nas. Ma swoje problemy, swoją opinię na różne sprawy. Po prostu jest ludzki, charyzmatyczny, dowcipny, mówi, ale także umie słuchać i reaguje na to, co słyszy. Tego niestety na spotkaniu z Szydło nie było.
4. Przebieg spotkania
To kolejna przepaść między obydwojgiem polityków. Nie sztuką jest wejść na scenę i wygłosić monolog przeplatany momentami głosami z publiczności. Bo tak zrobiła Szydło. Lepsze wrażenie robi dyskusja z widzami. Przecież to miało być sensem tego spotkania!

"W ramach rozpoczętej kampanii politycy Prawa i Sprawiedliwości ruszyli w teren, aby przedstawić swoje nowe propozycje dla Polaków i, aby wysłuchać opinii na temat dzisiejszej sytuacji w Polsce" – czytamy na jednej ze stron PiS o akcji "Polska jest jedna", w ramach której w Skarżysku pojawiła się Beata Szydło.
Miny ludzi w tle mówią wszystko...Fot. naTemat.pl
Ale nie było tam wsłuchiwania się w głos ludzi. Mało tego: jak padały prośby lub pytania ze strony publiczności, Szydło miała gotowe odpowiedzi. Ale nie były to jej odpowiedzi, tylko sztabowców – kolejne obietnice wyborcze bez pokrycia.

Z kolei w Radomiu pytającymi nie byli zgromadzeni na widowni. Pytania zadawał sam Biedroń, który z jednej strony chciał usłyszeć, "co nas boli", a z drugiej powiedzieć "co zrobić, żeby to zmienić". I nie zadowalał się ogólnikami typu "zmniejszyć opodatkowanie pensji" lub "opodatkować Kościół". – Ludzie muszą wiedzieć, czym jest budżet państwa, bo dając na jedno, na przykład na domy pomocy społecznej, musimy skądś zabrać – mówił Robert Biedroń.
W Radomiu była prawdziwa rozmowa z ludźmi.Fot. naTemat.pl
Ludzie naprawdę uczestniczyli w tym spotkaniu. Dzielili się swoimi spostrzeżeniami, które potem notowali na tablicy jako podsumowanie "Burzy mózgów". I było też miejsce na odmienne zdania, do czego zresztą zachęcał sam prowadzący. Dla niego każda opinia była ważna, nawet jak całkowicie odstawała lub była sprzeczna ze zdaniem ogółu. I takie też się dzięki temu pojawiły.

Owszem, słychać było czasami śmiechy tych, którym nie podobały się wspomniane opinie, ale Biedroń był dobrym moderatorem i szybko gasił przejawy nietolerancji. Inaczej było w Skarżysku, gdzie ci, którzy mieli inne zdanie na temat rządów PiS i Beaty Szydło, musieli uciekać z sali pod wpływem agresji ze strony pozostałej części widowni.

•••

Można śmiało przyznać, że energia, otwartość, poczucie humoru i dialog są symbolami nowoczesnego polityka. Dzięki nim to Robert Biedroń wypada lepiej w zestawieniu z wieloma innymi politykami, chociażby właśnie ze wspomnianą Beatą Szydło. Można się spierać, że przecież to różnica charakterów, temperamentów – owszem, pewnie tak jest. Ale nadal, polityk musi mieć i jedno i drugie, zwłaszcza, jak chce być dobrym liderem.