"Życie mojego męża warte jest 3200 zł". Żony policjantów bronią protestu na Facebooku

Katarzyna Zuchowicz
We wtorek o godzinie 20.00 utworzyła grupę na Facebooku "Żony Mundurowych". W czwartek po południu grupa miała ponad dwa tysiące członków. Taki był odzew. - Jeszcze niedawno mówiłam mężowi, że coś się stanie, bo tak źle jeszcze nie było. Bardzo się cieszę, że jest ten protest, że nareszcie policjanci przestali z pokorą przyjmować ciosy, które wciąż wszyscy w nich wymierzają - mówi na Temat założycielka i administratorka grupy. Żona policjanta, który jest na L4. Co myśli o porozumieniu? - Lepsze coś niż nic.
"Każda służba jest jak tykająca bomba" - mówi naTemat żona policjanta na L4, administratorka grupy na FB "Żony Mundurowych". Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Zapytam najpierw – czy zgodzi się pani podać nazwisko?

Nie. Mąż prosił, żeby nie. Poza tym uważam, że moje imię i nazwisko nie ma tutaj znaczenia. To, co pani usłyszy, to fakty, które powie każda żona policjanta.

Pani mąż jest na L4?

Tak, oczywiście. Jest honorowy, ale prawda jest taka, że wszyscy policjanci chcieliby się postawić. Tyle tylko, że są zastraszeni. Dopiero usłyszałam jak jeden z policjantów, który przyniósł L4, usłyszał od komendanta, że jeśli je złoży, ten cofnie mu zgodę na działalność. I został na służbie. Takie sytuacje są nagminne.


Jak długo mąż jest w domu?

Tydzień, do 12. włącznie. Jak zaczęła się akcja, w poniedziałek rano pojechał do lekarza. Nie było problemu ze zwolnieniem. Myślę, że lekarze też nas wspierają i zdają sobie sprawę jak jest.

A jego koledzy? Ilu poszło na L4?

Wszyscy. Poza kierownictwem.

Jak pani odbiera protest?

Nareszcie! Jeszcze niedawno mówiłam mężowi, że coś się stanie, bo tak źle jeszcze nie było. Bardzo cieszę, że jest ten protest, że nareszcie policjanci przestali z pokorą przyjmować ciosy, które wciąż wszyscy w nich wymierzają.

A porozumienie związkowców z rządem PiS? Usłyszeliśmy, że mają być podwyżki. Rząd się ugiął, poszedł na ustępstwa.

Prawda jest taka, że innego porozumienia niż to, które właśnie zostało podpisane, nie będzie. Pewnie, że liczyliśmy, że uda nam się uzyskać podpis ministra pod pierwotnymi postulatami i jest niesmak, ale w tej sytuacji lepsze coś niż nic.

Niestety kształt porozumienia załatwia sprawę częściowo i czasowo, a zadowala wyłącznie dokładnie odliczających dni do przejścia na emeryturę. Dla tych, którzy całe swoje dalsze życie wiążą ze służbą w policji, nie jest satysfakcjonujące, bo przede wszystkim niewiele zmieni. Nie wierzę, że po tym wszystkim co wypłynęło przy okazji protestu zgłoszą się do policji nowi chętni. Jestem jednak pewna, że ci, którzy w niej są, po powrocie z L4 dalej będą dźwigać ciężar wszystkich dotychczasowych zaniedbań.

Jedno jest pewne - to porozumienie nie uzdrowiło tego, co chore w policji.
Od kilku dni policjanci masowo brali zwolnienia.Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Pamięta pani, kiedy w pracy pani męża zaczęło dziać się tak źle?

W ciągu ostatnich trzech lat już nie było dobrze, ale czara goryczy przelała się, jak minister zaczął ich ignorować. W niedzielę obserwowałam fora internetowe. Ludziom zaczynało się ulewać. Historie, które dzieją się na komendach, czasem przechodzą ludzkie pojęcie. Człowiek drapie się po głowie i myśli, jak to jest możliwe, w takich strukturach....

Ale ludzie są zastraszeni, mają sprane mózgi, a społeczeństwo tylko potęguje poczucie beznadziejności ich sytuacji. Dotychczas żyli nadzieją, że uda się im dogadać z ministrem, ale jak widać, musieli zrobić kolejny krok.

Nie ma chętnych do pracy w policji, a przecież liczba przestępstw nie słabnie. Nadal są kradzieże, napady, ludzie handlują narkotykami. Policjanci pracują więcej, spędzają więcej godzin w pracy, a nie dostają większych pensji. Za nadgodziny dostają wolne w inny dzień.

Długo jest pani żoną policjanta?

Od trzech lat. Mój mąż pracuje w policji 13. rok.

Stworzyła pani grupę Żony Mundurowych. Mnóstwo wpisów się na niej pojawia.

Do grupy należy już ponad 2000 osób. Stworzyłam ją we wtorek o godzinie 20. Nie spodziewałam się tego. Ale nie tylko my, kobiety jej potrzebowałyśmy. Wie pani ilu mężczyzn do mnie napisało, że dziękują, że taka grupa powstała? Oni dopiero jakby się ocknęli, że za nimi stoją kobiety, które ich wspierają. Nie tylko w czasie strajku, ale na codzień znoszą z nimi trudy.
Fot. Screen/FB/Żony Mundurowych
Widać, że się cieszą, że my też chcemy brać udział w tym proteście. Kobiety jednogłośnie się opowiedziały, że jak będzie trzeba, też pojadą do Warszawy i jak będzie trzeba wezmą dzieci. Do tej pory tak nie było. Nie było widać, że za policjantami stoją całe rodziny, a stoją i będą stać, bo walczą także o swoje lepsze jutro.

Skąd taki pomysł?

Napisałam list, który został udostępniony w internecie. I nagle w komentarzach pojawiło się mnóstwo historii. Wtedy pomyślałam, dlaczego nikt nie wpadł na pomysł, żeby te kobiety zrzeszyć. Żeby stworzyć dla nich miejsce w sieci, a przy okazji zachęcić je wszystkie do wspierania protestu i swoich mężów. Bo przecież mundurowi walczą też o swoje rodziny. Bo jak będzie lepsza płaca, będzie więcej chętnych. Wtedy będą pracować normalnie i my też na tym zyskamy.



Wśród większości kobiet panuje rozgoryczenie i nie chcą żeby ich mężowie jechali do Warszawy narażać swoje życie.

A podwyżki? Ucieszyły je?

Też średnio, bo jak zawsze nie wszyscy dostaną tyle samo. Poza tym to kwota brutto. Dostałam już kilka wiadomości, gdzie kobiety jasno deklarują, że minister powinien podać się do dymisji i że widzą sens aby dalej #trzymaćlinię.

Proszę opowiedzieć, jak na co dzień żyje się z policjantem?

Trudno coś zaplanować, bo każda służba jest jak tykająca bomba. Jak wróci do domu po 8 godzinach pracy to jest święto. Czasem się wkurzam, ale wiem, że on nie może wyjść do domu, bo nie ma komu wykonać pracy. Najgorzej jest jednak jak nie daje mi znaku życia przez 3, 4 godziny i wtedy siedzę i marzę jedynie o jego powrocie do domu.



3200 zł. Tyle warte jest życie mojego męża. Ale w tym roku dostał jedną (jednorazowo) nagrodę motywacyjną - 300 zł brutto. Pensje są niskie, że na jednostkach panuje ciągły wyścig o nagrody. A żeby nagrody dostawać, trzeba dobrze żyć z przełożonym. Moim zdaniem, gdyby policjanci godnie zarabiali, nie skakaliby sobie do gardeł, byliby dla siebie życzliwsi i nie donosiliby na siebie nawzajem. Proszę mi wierzyć, tak patrzą jeden na drugiego, że są w stanie zauważyć, że ktoś ma nową bluzę. Wtedy zapala się czerwona lampka, czy aby kolega nie dorabia. I zaczyna się podgadywanie.

A jak dorabiają policjanci?

Malują mieszkania, skręcają meble, jeżdżą na uberach, pracują w szkołach jazdy, są trenerami personalnymi. Filmują uroczystości. Robią różne rzeczy, ale to wszystko kosztem czasu spędzonego z rodziną. Jedna z kobiet przysłała mi dzisiaj żart. Czym różni się policjant od balkonu? Balkon jest w stanie utrzymać 4-osobową rodzinę. To strasznie smutne.

Co dla pani jest najgorsze w życiu z policjantem?

Najgorsze jest to, że żyję w ciągłym strachu. Że jemu coś się stało albo stanie. Gdy jedzie na 5.30, to już wiem, że jedzie na zatrzymanie, a historii z zatrzymań jest wiele. Już wtedy nie śpię, czekam na moment, gdy się do mnie odezwie.

Ale jest też poczucie zagrożenia o mnie samą, bo często mijamy na ulicy lub w markecie ludzi, których mąż kiedyś zatrzymywał albo brał udział w jakiejś interwencji. Powiedział mi kiedyś: gdy nagle się od ciebie oddalam, to nie robię tego bezcelowo. Dlatego ja za nim w takim momencie nie podążam, bo wiem, że on próbuje mnie chronić, by ktoś mnie z nim nie kojarzył. Ze względów bezpieczeństwa nie jesteśmy też powiązani na Facebooku w związek małżeństwa. Poza tym zawsze sprawdzamy, czy mamy zamknięte drzwi w domu. Zło nigdy nie śpi.

Mąż przenosi emocje do domu?

Nawet jeśli nie chce, to prędzej czy później one wypływają. Wtedy idzie lawina. Ale ciężko mu z minuty na minutę zapomnieć o tych wszystkich rzeczach, które usłyszał w trakcie służby, albo zapomnieć o tym, co zobaczył. My kobiety musimy być wtedy psycholożkami, terapeutkami, pocieszycielkami i motywatorkami, by znaleźć dla nich siłę na następny dzień.

W niedzielę o 16 widzę, że mój mąż jest myślami gdzie indziej. Jest zdenerwowany, że znowu musi tam iść. Praca w policji, gdzie nie ma godziwej zapłaty, ani nic co motywuje, nie jest niczym fajnym. Każdego policjanta to demotywuje. Chciałby odejść, ale poświęcił ponad 12 lat na pomaganie innym. Na chwilę obecną w policji trzyma go tylko fakt, że za niecałe 3 lata będzie mógł odejść na emeryturę i zacząć spokojniejsze życie.

Wie pani jaka atmosfera panuje wśród policjantów w pracy?

Jest okrutna zawiść. Nie ma przyjaźni. Są układy. Mój mąż zawsze mówi, że nie ma w pracy nawet kumpli, są tylko znajome twarze. Często mówi: najgorsze jest, że ja mogę kogoś nie lubić, nie szanować np. za to, jak zwraca się do żony, ale muszę mu w 100 procentach zaufać, gdy jadę z nim na interwencję. Musi być pewien, że ta osoba zrobi wszystko, by nic im się nie stało. To bardzo specyficzny rodzaj współpracy.



Żeby każdy posłuchał choćby jednego policjanta. Posłuchał, z czym on się codziennie musi zmierzyć i co ma do powiedzenia. I nie życzę nikomu, żeby musiał przeżyć choć jeden dzień z jego służby. Jechać choć na jeden nocny patrol, powiedzieć rodzinie, że ktoś nie żyje, że znaleziono ciało dziecka.

Obowiązki, które wykonuje policjant, są bagatelizowane przez społeczeństwo. Są źli, bo są źli, bo tak mówią inni. No i po 15 latach policjant może iść na emeryturę. Każdy by tak chciał... Ale nikt nie wytłumaczył, że wynosi ona 40 proc. pensji, czyli w przypadku mojego męża jakieś 1300 zł.

Ilu lat brakuje pani mężowi do emerytury?

Trzech. Będzie miał wtedy 38 lat i w wieku 38 lat będzie musiał zaczynać budować swoje doświadczenie zawodowe od zera.

Wierzyła pani w powodzenie tej akcji protestacyjnej?

Mam wrażenie, że to ja bardziej wierzyłam w jej powodzenie niż mąż, bo on uważa że nic się nie zmieni, a we wtorek wróci do służby i nadal będzie miał w pracy te same problemy. To jest smutne, ale policjanci są nauczeni tego, że cokolwiek będzie, oni zawsze będą kopani po tyłku. Ja jednak nie tylko jestem zaskoczona, że tylu policjantów poszło na L4, ale jestem szczęśliwa i pełna nadziei. Bo to powinno stać się już jakiś czas temu..

Najgorsze jest, że kierownictwo ich nie wspierało. Tak bardzo bali się o swoje stołki. To jest przykre.