Zepsute ryby i frytura to dopiero początek. Ta "Kuchenna Rewolucja" szła jak po grudzie

Bartosz Świderski
Pierwotny pomysł na restaurację był całkiem niezły – ryby oceaniczne miały zachwycić mieszkańców Trzebini. Jednak restauracja "Porto di mare" szybko zamieniła się w nieatrakcyjny lokal z "polskim" jedzeniem. Dopiero Magda Gessler zdiagnozowała problemy restauracji. Ale zepsute dwutygodniowe ryby, barszcz z koncentratu i frytura to tylko początek.
Kuchenne znaleziska nie zachęcały do jedzenia w "Porto di mare" Fot. kadr z player.pl
Już na samym początku coś się nie zgadzało. Menu zupełnie nie pasowało do nazwy restauracji. W karcie nie było ani jednej potrawy z ryb, a wyłącznie naleśniki i typowe polskie dania. Po krótkim śledztwie okazało się, że właściciel restauracji zrezygnował z podawania ryb, ponieważ te się zepsuły. Gdy Magda Gessler dopytała, jak długo były przechowywane, wyszło na jaw, że leżały w kuchni już od około dwóch tygodni.
Potem wcale nie było lepiej. Kotlet schabowy okazał się być smażony na fryturze, barszcz czerwony przygotowany był z koncentratu, a żurek okazał się być wodnisty.


Po wyjściu z restauracji skomentowała tylko: "Nic dziwnego, że kelner płakał, jak mi podawał kartę". W dodatku kondycji lokalu nie pomagał problem jej właściciela z alkoholem i długami.

Wizyta w kuchni, do której doszło następnego dnia, pokazała jeszcze jedno: błędy kucharzy, które istotnie wpływały na to, co trafiało na stoły.

Jednak po krok po kroku udało się odmienić kuchnię i cały lokal. Po "Kuchennych Rewolucjach" restauracja "Porto di mare" nazywa się"Bistro Pieczone Gołąbki", a w swoim menu oferuje m.in. krupniok z sosem chutney, barszcz grzybowy, gołąbki w sosie salsa, a na deser ptysie.

Odmieniony lokal dostał też rekomendację od kontrowersyjnej restauratorki. – W pieczonych gołąbkach jest smacznie, czysto, sympatycznie i bardzo tanio – powiedziała Magda Gessler.