Marcin Prokop porównał Trumpa do Kaczyńskiego. "To już nie są politycy, są kapłanami własnych religii"

Bartosz Świderski
Marcin Prokop po ostatniej wizycie w Stanach Zjednoczonych podzielił się z czytelnikami portalu Dziennik.pl swoją refleksją na temat tego kraju. Ale i pewną analogią. Prezenter porównał prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego do Donalda Trumpa.
Marcin Prokop znalazł wspólny mianownik Donalda Trumpa i Jarosława Kaczyńskiego. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
– Trumpowski duch i promowany przez niego izolacjonizm są coraz bardziej widoczne. W taksówce czy w sklepie ludzie zaczynają narzekać, a od narzekania przechodzą płynnie do stwierdzenia, że wszystkiemu winni są imigranci – przyznał w rozmowie z dziennikarką portalu Dziennik.pl Marcin Prokop. Właśnie na kanale Travel Chanel emitowany jest jego program "Niezwykłe Stany Prokopa".

Sam zresztą mógł się o tym przekonać, ponieważ będąc w tym kraju, został zatrzymany przez służby celne. – Powód: podejrzenie, że jadą do pracy na czarno. Do telewizji, bo mieli ze sobą sprzęt – opowiedział prezenter.


Przyznał, że wraz z bratem był przez dwie godziny przesłuchiwany. Co więcej: – Pozwalano sobie nawet na chamskie uwagi pod naszym adresem w rodzaju "coś słabo wam idzie mówienie po angielsku, może powinniśmy do was zacząć mówić po hiszpańsku" – w domyśle chciano z nas "zrobić" Meksykanów, którzy jadą do wujka Trumpa zarabiać lewe dolary – mówił dziennikarz.

Prokop w wywiadzie mówił też o ludziach, którzy ze wstydem mówili o prezydencie Trumpie.
– Nigdy wcześniej – mimo że przeżyłem za czasów swoich wycieczek do Ameryki już trzech prezydentów – nie czułem takiej atmosfery – powiedział.

Stany przypominają obecną Polskę

Prokop podkreślił, że Amerykanie – podobnie jak Polacy – są bardzo spolaryzowani. – Sympatie polityczne zmieniły się w wyznanie. Trump i Kaczyński to już nie są politycy, tylko kapłani własnej religii, mający własnych wyznawców, którzy wielbią ich niezależnie od okoliczności –stwierdził dziennikarz.

Dalej przyznał, że "Trump robi rzeczy skandaliczne", a część z nich "do naszej polskiej świadomości nawet nie dociera".

– A mimo to jego elektorat wcale nie topnieje, wręcz przeciwnie, umacnia się. Jego zwolennicy potrafią każdą z gaf, które w normalnych okolicznościach kończyłyby karierę zwykłego polityka, wytłumaczyć sobie i zracjonalizować. W każdej krytyce węszą spisek czerwonej pajęczyny albo agentów obcych wywiadów, co jako żywo przypomina mi nasz rodzimy klimat polityczny.

źródło: Dziennik.pl