"W Polsce jest przypadłość pt. niech wszyscy nam współczują". Znany psychoterapeuta diagnozuje Polaków

Joanna Rubin
Czy Polacy są odważni? Jak wszystko w życiu – to zależy. Robert Rutkowski, polski psychoterapeuta, który temat odwagi przepracował na własnym przykładzie jak mało kto, rozkłada na czynniki pierwsze kwestię polskiego podejścia od bycia odważny. Albo tchórzliwym – jak kto woli.
Archiwum Roberta Rutkowskiego
Czy jesteśmy odważni?

Polacy są bardzo odważni, ale na wojnie, w sytuacjach pełnych zagrożenia. Natomiast w czasach pokoju, stabilizacji flaczejemy. Odwaga w nas wiotczeje. Wspólny wróg uruchamia w nas instynkt wojownika.

Dlaczego?

To kwestia nawyków, a nasze są takie, jak polski rynek nieruchomości. My domy kupujemy, a USA, we Włoszech, w Anglii się je wynajmuje. Tam ludzie nie przywiązują się do miejsca jak chłop do roli, ponieważ mają w sobie odwagę, żeby zmienić strefę komfortu, przemieszczać się i poznawać. Zyskują tym rozwój, bo on jest związany doświadczaniem nowych sytuacji. A my od dziecka chowamy się w ślimaczy domek, w którym nie ma miejsca na odwagę. Szukamy stabilizacji, pewności, a czasami nawet bylejakości.


A czy pan jest odważny?

Jak myślę o odwadze, to na pewno przypomina mi się moment, kiedy postanowiłem opowiedzieć synowi o mojej bardzo trudnej przeszłości. Wymagało to ode mnie dużego wysiłku, przełamania się i uznania faktu, że z jednej strony mam chęć nieujawniania pewnych rzeczy, a z drugiej chcę powiedzieć prawdę.

Chodzi o narkotyki?

Chodzi o burzliwą przeszłość. Zaliczyłem poważny upadek, który opisałem w książce „Oswoić narkomana”. Miałem w sobie wiele obaw w związku z rozmową z synem. Był strach, był lęk. Kompletnie nie wiedziałem jak moja historia zostanie przyjęta. Jestem pewny, że to ważne, aby mówić o sobie prawdę, o tym jak wygląda nasza rzeczywistość odnośnie każdej kwestii.

Dlaczego prawda jest taka ważna?

Kłamstwo niesamowicie ciągnie w dół
i uniemożliwia nam bycie odważnym. Jest zależność między kłamstwem a brakiem odwagi, bo tu pojawia się lęk przed tym, że na światło dzienne wyda się coś, co próbujemy ukryć, np. brak kompetencji, strach przed oceną, niepewność, ale i romans czy oszustwa.

Wszystkie te działania związane są z nieadekwatną samooceną. I jeśli trwa to latami, to wyprodukowaliśmy w sobie tchórza, i to w każdej dziedzinie życia. A jak człowiek stanie na wysokości swojego zadania, to najczęściej jest tak: „Do drzwi zapukał strach. Otworzyła mu odwaga, i nic nie zobaczyła”.

To chyba jednak nie jest takie proste.


Nie jest proste, jeśli przez całe życie byliśmy tchórzami i odwaga nie była naszym nawykiem. Myślę jednak, że ludzie nawykowo nie mają odwagi, bo ona wymaga wyjścia ze strefy komfortu. Również w taką przestrzeń, która może być bardzo ryzykowna. Wtedy mówimy o zwykłej odwadze, nie tylko takiej cywilnej, społecznej.

Co ma pan na myśli?

Żołnierze, którzy postępują zgodnie z procedurami i mają pewien regulamin wewnętrzny. Odwagę można więc ćwiczyć wchodząc w nawyki, w procedury. Jeśli jest jakieś zagrożenie i przełamiemy w sobie chęć schowania się pod stół, a za to uratujemy innych ludzi, to jest to przecież odwaga, która wynika z naszej życiowej postawy. Wtedy mówimy to, co myślimy, robimy to, o czym mówimy.

Taką formułę powinno kształtować się na poziomie dziecka, gdy pozyskujemy wartości, wskazówki od swoich rodziców. Jeśli dla kogoś miejsce, w którym żyje jest wartością, to nie trzeba go przekonywać do aktów odwagi, np. w duchu patriotycznym. Chociaż odwaga łączy się jeszcze też z zupełnie inną reakcją.

Jaką?


Lata 70. Ameryka Północna, wojna, gdzie poligonem jest Wietnam. Stacje radiowe i telewizyjne donoszą o coraz większej fali okrucieństwa. W tym czasie w USA, która jest bardzo zaangażowana w konflikt politycznie i militarnie zaczyna się ruch hipisowski, który jest w niezwykłej kontrze do polityki państwa. Organizowane są liczne marsze i demonstracje również młodych mężczyzn, którzy byli powołani do armii z przymusu.

Robert Bly, amerykański poeta, filozof, opisał w książce „Żelazny Jan” akty demonstracji odwagi polegającej na postawieniu się systemowi. Czyli mamy dwa skrajne przypadki, kiedy to odwagi wymagało wyruszenie, żeby walczyć o ojczyznę, ale również odwagi wymagało to, żeby nie wejść w niemoralny układ. Bly opisał mężczyzn, którzy ostentacyjnie palili książeczki wojskowe narażając się na bardzo nieprzyjemne reperkusje.


Bly użył też takiego stwierdzenia, że amerykańskie kobiety mówią „tak” mężczyznom, którzy potrafią powiedzieć „nie”. Doceniamy odwagę.

Ale u nas nastąpiło zwiotczenie mięśnia odwagi, bo żyjemy w społeczeństwie pełnym konformizmu. Liczy się powściągliwość, wycofanie. Mamy czasy totalnej anonimowości i chowamy się za nickami, awatarami. Odwaga jest więc w odwrocie.

Dlaczego się tak dzieje?

Chodzi o naczynia połączone i dzieje się tak też dlatego, że szkoła jest miejscem, gdzie odwaga jest pacyfikowana. Przecież jak dziecko się tylko wychyli ze swoimi pomysłami, ideami, wartościami, to jest szybko oceniane i następuje próba włożenia go w ramy. To boli i kształtuje w młodym człowieku brak odwagi przed wychodzeniem przed szereg. Niestety mocno też wpływa na poczucie własnej wartości. Później w życiu dorosłym nie jest lepiej.

Czyli?

W Polsce jest taka przypadłość, którą można zamknąć w jednym zdaniu: „Niech nam współczują. To lepsze niż gdyby mieliby nam zazdrościć”. Prowadzę sesje terapeutyczne z Polakami na całym globie i obojętnie czy oni mieszkają w Oslo, w Nowym Yorku, w Londynie czy w Malezji, to mówią jedno.

Że nie otrzymują pomocy od swoich rodaków. Polacy żyją kompletnie niezależnie od siebie. Nie ma czegoś takiego jak grupy wspólnie razem funkcjonujące, to co jest widoczne w środowiskach żydowskich czy azjatyckich. Oni się nawzajem wspierają, Polacy niestety nie.

Dlaczego integracja sprzyja odwadze?


W buddyzmie jest ciekawe zdanie: „Potwierdzeniem nas samych jest drugi człowiek”. I stąd wielka moc szczerych rozmów, kontaktów z innymi ludźmi. Wtedy możemy się dzielić swoimi przemyśleniami, budować w sobie siłę do zmian i ruszyć z miejsca. Jeśli nie ma integracji społecznej, to nie będzie mowy o odwadze. Nikt nie stanie w obronie nikogo, bo przecież będziemy patrzeć na siebie z obojętnością. I ten proces zaczyna się w szkole, która niestety produkuje solistów, a nie orkiestry.

Co jest dalej?

Później Polacy są wybitnymi specjalistami w wąskich dziedzinach, ale bardzo często funkcjonują pod sztandarem obcokrajowca, który dużo lepiej radzi sobie z zespołowością i tzw. team spirit. Umie odważnie powiedzieć, co myśli. Mnie to nie dziwi w ogóle.

Byłem kiedyś Londynie akurat wtedy, kiedy były urodziny Królowej Elżbiety. Miałem okazję obserwować ogromną liczbę ludzi na paradach. Oni czuli wspólnotową radość i dumę. U nas tego nie ma, bo my się integrujemy w mikrogrupach, takich bezpiecznych, znanych, swojskich, naszych. A do tego dzieci integrują się z …zabawkami.

Z zabawkami?

A jak wyglądają pokoje dziecięce? Oczopląs, Disneyland. Widziałem w Wiedniu przedszkole, gdzie psychologowie zabrali wszystkie zabawki. Dzieci przez pierwsze kilka minut poruszały się jak wolne elektrony i nie wiedziały co ze sobą zrobić. Były przerażone, pogubione. Ale w pewnym momencie zaczęły siebie zauważać, podchodzić do siebie i … bawić się. Wymyślać sytuacje, organizować coś, tworzyć i dzielić się radością. Z odwagą mówiły o swoich pomysłach i działaniach. Czego Jaś się nie nauczy…


***

Robert Rutkowski: pedagog, psycholog, certyfikowany psychoterapeuta, wykładowca Akademii Psychologii Przywództwa przy Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej, autor książki: „Oswoić narkomana”, w latach 2010-2013 opiekun psychologiczny Żużlowej Reprezentacji Polski, która 6 krotnie zdobywała tytuł Drużynowych Mistrzów Świata, w latach ’80 reprezentant Polski w koszykówce.

Joanna Rubin. Dziennikarka współpracująca z wieloma redakcjami. Blogerka (www.nakawie.pl), zawsze zaciekawiona przedsiębiorczością. Autorka książki "Twarze polskiego biznesu. Rozmowy Na Kawie" z wywiadami z czołowymi twórcami polskiego biznesu. Współorganizatorka popularnonaukowej konferencji TEDxPoznań. Blisko 10 lat była zawodowo związana z instytucjami finansowymi.