Internauci śmiali się z jego roli w "Wiedźminie" Netflixa. Maciej Musiał odpowiada hejterom

Bartosz Godziński
Większość czytelników kojarzy Macieja Musiała przede wszystkim z roli Tomka w serialu "Rodzinka.pl". W tym roku 23-latek daje się poznać od zupełnie innej strony. Jest jedynym Polakiem, który zagra w "Wiedźminie" Netflixa. Oprócz tego gra jedną z głównych ról w innym serialu amerykańskiego producenta: "1983". Jest również współproducentem i jednym z pomysłodawców.
Maciej Musiał jest jednym z pomysłodawców, producentów i aktorów w serialu "1983" Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
"1983" to pierwszy polski serial oryginalny Netflixa. Przedstawia alternatywą wizję naszego kraju, w którym Związek Radziecki nie upada. Jedną z reżyserek jest Agnieszka Holland, a wszystkie odcinki trafią na Netflixa 30 listopada.
"1983" - zwiastun YouTube
Maciej Musiał opowiedział mi niezwykłą historię o kulisach nowej produkcji, uniwersum, które współtworzył oraz o tym, jak zareagował na hejt, kiedy okazało się, że zagra w "Wiedźminie" u boku m. in. Henry'ego Cavilla.

Jesteś jednym z pierwszych Polaków, któremu mogę zadać to pytanie: jak się gra na planie Netflixa?


Świetnie, tym bardziej, że przy "1983" pracował wspaniały zespół. Od Agnieszki Holland i całego polskiego teamu, po The Kennedy/Marshall Company. Frank Marshall to człowiek, który wyprodukował większość filmów Spielberga.

Wyjątkowe było zaangażowanie tej ekipy. Na planie czujesz, czy ludziom chce się pracować, czy wierzą w projekt. Przy "1983" czuliśmy, że wszyscy są zdeterminowani, żeby serial wyszedł jak najlepiej.

Nowością były też amerykańskie standardy pracy. Po każdym dniu zdjęciowym, nagrany materiał trafiał na serwery, żeby ludzie z Netflixa mogli go zobaczyć. Na planie był z nami showrunner, który jest odpowiedzialny za serial. Wiele drobnych zmian, ale rewolucji w formie pracy nie było.

Wyjątkowe było natomiast, że mieliśmy aż cztery reżyserki.

I tak, jednego dnia mogły powstawać różne sceny równocześnie?

Były momenty, że pracowaliśmy na dwie ekipy. Czasem w różnych miastach.
Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
Faktycznie, w jednym z pierwszych odcinków widać wnętrza Pałacu Poznańskiego w Łodzi. Wszystko było kręcone w Polsce?

Prawie, kręciliśmy też za granicą, ale te sceny zobaczysz dopiero w ostatnich odcinkach.

W napisach końcowych po każdym odcinku jesteś też wymieniany jako jeden z pomysłodawców tego serialu. Od czego to się zaczęło?

Gdy miałem 18 lat wyjechałem na miesiąc do Los Angeles. Poznałem tam wielu młodych ludzi. Uderzyło mnie, że większość z nich nie tylko gra, ale też stara się pisać scenariusze, robić zdjęcia czy reżyserować krótkie metraże. Każdy ma kamerę i zero kompleksów.

Jest taka księgarnia Samuel French Film and Theatre Bookshop, gdzie młodzi ludzie spotykają się, czytają sztuki teatralne, rozmawiają i wspólnie tworzą. Wróciłem do Polski i pomyślałem, że może warto spróbować czegoś więcej?

Zaraz po tej podróży świętowałem swoje 19. urodziny. Było późno, z domówki wybraliśmy się do baru i tam poznałem Joshua Longa (scenarzysta i showrunner serialu - red.). Uczyłem się wtedy monologów z filmów, więc pijany wyrecytowałem mu ten najbardziej ordynarny monolog z "Wilka z Wall Street". I tak się poznaliśmy.

Poprosiłem go potem, żeby napisał mi scenę po angielsku. Wrócił ze sceną o studencie prawa i o byłym policjancie. Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby się nad tym głębiej zastanowić. Siedzieliśmy więc przez całe wakacje na balkonie i popijając whisky zastanawialiśmy się jak mógłby wyglądać współczesny świat, gdyby żelazna kurtyna nie upadła.
Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
Opowiedz o nim. To nie jest alternatywna historia Polski, w której PRL ciągle trwa w XXI wieku, ale jeszcze inna wariacja na temat systemu słusznie minionego. Wciąż trwa przecież zimna wojna, ZSRR się nie rozpadł, SB jest złe, ale taka na przykład Milicja Obywatelska jest raczej po tej dobrej stronie.

Główny bohater jest milicjantem, on jest dobry, ale milicja niekoniecznie. W końcu służy partii. A może rzeczywiście jest dobra, bo stoi w kontrze do SB. Widzisz, w "1983" nie ma tez, są tylko ludzie. I to jest moim zdaniem siła tego serialu.

Ale wróćmy do pytania. Świat przedstawiony. W tytułowym 1983 roku podziemie przeprowadziło zamachy przeciw władzy. Zginęło wielu cywili i to odwróciło ludzi od opozycji. Przyszli technokraci, którzy wierzyli w postęp, chcieli ekonomicznie pchać Polskę do przodu. Udało im się.

Zbudowali tak silne filary tego systemu że przetrwał kolejne 20 lat. Zadbali, o to żeby edukacja, służba zdrowia czy transport publiczny były na najwyższym poziomie. W pierwszym odcinku jest scena w metrze, widać tam mapę metra w Warszawie, na której jest 10 linii metra.

Mamy więc konflikt dobrobyt kontra wolność, wolność kontra bezpieczeństwo.

Oglądając ten serial, zastanawiałem się nad tym, czy ludzie za granicą, np. w USA, nie pomyślą, że tak właśnie wygląda współczesna Polska.

I zaczną nam wysyłać paczki? Nie, wierzę w inteligencję widzów Netflixa. Tym bardziej, że świat "1983" jest przedstawiony jako dystopia. Czuć to.
Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
W "1983" grasz jedną z głównych ról, naiwnego studenta prawa, kierowanego ideą. W pierwszych dwóch odcinkach tego nie widziałem, ale w którą stronę pójdzie ta postać, jak ewoluuje?

Moja postać - Kajetan ma, mówiąc kolokwialnie, wypraną głowę. Nie zna innego światopoglądu niż ten Partii. Wierzy, że Państwo musi być policyjne, bo dzięki temu jeśli zostawi na placu Piłsudskiego portfel, to po dwóch dniach dalej tam będzie leżał. Znowu wolność kontra bezpieczeństwo.

Interesująca była dla mnie figura zmiany światopoglądu, w którym ktoś zostaje wychowany. Co musi się wydarzyć, żeby ktoś spojrzał na świat inaczej.

To też nie jest twoja jedyna produkcja Netflixa. Jak wszyscy wiemy, grasz w "Wiedźminie”. Zdjęcia na Węgrzech już ruszyły. Pracowałeś już na planie?

Dziś przyleciałem z Budapesztu i niedługo tam wracam. Nic więcej nie mogę powiedzieć.

Wcielasz się w postać Sir Lazlo. Kim on jest?

Tego też nie mogę zdradzić, ale jest to postać, której nie było w książkach. Scenarzyści wprowadzają ją, by zaskoczyć widzów i nie odtwarzać jeden do jednego pierwowzoru. Tak robiło przecież HBO ekranizując "Grę o tron".

To co w takim razie było pierwsze: "1983" czy "Wiedźmin"?

"1983". Casting do Wiedźmina odbywał się dużo później. Był dwuetapowy, najpierw wysyłałem self-tape (filmik z nagraniem sceny castingowej- red.), a potem były już przesłuchania twarzą w twarz.

I jesteś jedynym Polakiem w obsadzie?

Na razie tak.
Fot. Krzysztof Wiktor/Netflix
A jak zareagowałeś na hejt w internecie? Ja od razu pomyślałem, że fajnie, że mamy w końcu Polaka w obsadzie, a w sieci rozpętała się wielka burza i zdjęcie sfabrykowanej strony z Filmweba, że zagrasz... zwłoki na płocie.

Tak, widziałem. W Polsce dobrze jest być skromnym. Oczywiście, to wspaniała cecha, ale marzenia dają nam siłę, są motorem naszych działań. Gdy pracowaliśmy nad "1983" prawie nikomu o tym nie mówiłem.

To były marzenia, których nie chciałem konfrontować ze światem, bo bałem się, że opinie innych zabiją mój entuzjazm. Chciałbym, żeby ludzie się wspierali, żeby Polacy się wspierali. Tak można zajść dalej.

Ale muszę przyznać, że zwłoki na płocie mnie rozśmieszyły.

Na planie "1983" jesteś nie tylko aktorem, jednym z pomysłodawców, ale i jednym z producentów. Prezentujesz ostatnio szeroki wachlarz możliwości, zrywasz tym samym z wizerunkiem, który wszyscy kojarzą z "Rodzinki.pl". W czym się czujesz najlepiej?

Możliwość obserwacji produkcji, poznawania procesów była bardzo interesująca i cenna.

Ale wiesz, nie odcinam się od "Rodzinki", którą uważam za świetny serial, ani od innych mniej artystycznych projektów, które robiłem. Tym bardziej, że na pracę nad "1983” potrzebne były środki. Bez robienia innych rzeczy nie mógłbym iść do przodu. Traktuję to jako pracę. Poznałem sporo ciekawych ludzi, mam dużo pomysłów, więc postaram się kombinować dalej. Co z tego wyjdzie, zobaczymy.

To co planujesz teraz, po premierze "1983"?

Wsiądę w pociąg do Krakowa i pojadę na uczelnie. Niedługo sesja.