On też spotkał Tuska na ulicy w Brukseli z zakupami. Teraz wyjaśnia, czy to mogła być ustawka
Sobotnie zdjęcie zostało wykonane z ukrycia. Wygląda, jakby Donald Tusk nie wiedział, że został sfotografowany, gdy stał w lokalnym supermarkecie w Brukseli w kolejce po jajka. Ale zaraz, zaraz... Może to tylko tak wygląda? Na prawicy od razu pojawiły się podejrzenia, że to zwykła ustawka.
Zdjęcie w weekend stało się hitem internetu. Udostępnił je m.in. dziennikarz "Rzeczpospolitej" Michał Kolanko. Jego wpis skomentował Paweł Rybicki, były prawicowy dziennikarz, który dziś współpracuje z obozem "dobrej zmiany" w roli eksperta od mediów społecznościowych.
Pana spotkanie z Donaldem Tuskiem w Brukseli było przypadkowe, czy była to ustawka?
Zupełny przypadek! I ja, i kolega byliśmy w szoku. No, bo kto by się spodziewał Donalda Tuska, który idzie sobie spokojnie ulicą z zakupami bez żadnych ochroniarzy.
Sądząc po naszej elicie politycznej, sądziliśmy, że każdy, nawet najmniejszy z polityków, ma swoją ochronę. A tutaj – nikogo wokół. Ulica była zupełnie pusta... Hm, chyba że zamknęli całą ulicę dla niego? A nas przepuścili przez przypadek?
Jaka to była pora? No i byliście już po koncercie, czy przed?
To była niedziela rano, już po naszym sobotnim koncercie w Brukseli. W Belgii w niedziele w godzinach przedpołudniowych otwarte są nieliczne sklepy spożywcze. Nawiasem mówiąc, my też właśnie wracaliśmy ze sklepu spożywczego.
Właśnie przechodziliśmy po pasach przez tę pustą ulicę i nagle kolega mówi: "Ty patrz, Donald Tusk!". Wtedy mnie się włączyło takie myślenie: "Jak to? Przecież jeśli jest to Donald Tusk, to wokół powinni być ochroniarze, limuzyny, może nawet jakieś helikoptery nad ulicą".
Niezależnie od tego, jak się go ocenia jako polityka, piastuje wysokie stanowisko w Unii Europejskiej.
Właśnie o to mi chodzi – ja w politykę się zupełnie nie wtrącam i nie oceniam go w tych kategoriach. Dla mnie to po prostu było zaskakujące, że człowiek na takim stanowisku chodzi po mieście bez ochrony. Nawet później rozmawialiśmy z kolegami i zastanawialiśmy się, czy tak być powinno. To się działo rok po zamachach w Brukseli. Doszliśmy wówczas do wniosku, że to jednak jest dość ryzykowne.
Kto kogo poznał i kto do kogo podszedł? Prawicowe media donosiły, że to Tusk "zaczepił polskie gwiazdy disco polo w Brukseli".
Ja początkowo nie chciałem wierzyć, że to Tusk i myślałem, że to musi być ktoś do niego podobny. Ale szedł z żoną i uznałem, że dwa sobowtóry to już niemożliwe i że to musi być ta para.
Oczywiście to my podeszliśmy do nich, bo to my ich rozpoznaliśmy. Zapytaliśmy, czy możemy zrobić sobie zdjęcie. Zamieniliśmy parę zdań.
To było króciutkie, szybkie spotkanie. I my byliśmy zaszokowani, i oni powiedzieli nam, że wracają z zakupami na obiad...
Czyli oni nie tylko chodzą na zakupy, ale też zwyczajnie robią sobie obiad?
Tu już nie mam pojęcia. Może robią sobie sami, może mają jakąś panią do pomocy, która im gotuje – o tym nie rozmawialiśmy. Widziałem tylko, że niosą zakupy, ale w siatki nie zaglądałem.
A kto niósł zakupy – on czy żona?
Oczywiście on.
Ale w niedzielę...
No, fakt. Może był zapracowany i nie zdążył zrobić zakupów wcześniej.
O disco-polo rozmawialiście? Bo też były takie doniesienia, że Tusk opowiadał, iż lubi taką muzykę.
Nie, o tym nie było rozmowy. Powiedzieliśmy, że graliśmy dla Polonii. Donald Tusk odpowiedział, nam, że to super, życzył nam powodzenia. Pewnie sam też się nie spodziewał, że w niedzielę rano na pustej ulicy w Brukseli spotka dwóch Polaków, którzy będą chcieli z nim sobie zrobić zdjęcie.
Akurat w Brukseli Polaków jest sporo – o czym wiecie, przyjeżdżając na koncerty.
Fakt, Polaków jest dużo i koncert w Brukseli był bardzo fajny.
Bartek Padyasek, lider zespołu D-Bomb, grającego dance i disco-polo. Grupa koncertuje nie tylko w Polsce, ale też w klubach Wielkiej Brytanii, USA czy Włoch. Jej przeboje to choćby "Oczy pełne łez", "Do końca naszych dni", "Jeżeli to grzech" czy "Lubię Cię".
D-Bomb - Jeżeli To Grzech • YouTube.com / DBombVEVO