Odwiedziłam najmniejszą kawiarnię w Polsce. Jest tak mała, że "Pani z sanepidu złapała się za głowę"

Sylwia Wamej
Ma jedynie 6 metrów kwadratowych. To mniej niż ma naprawdę mały pokój w mieszkaniu, a mimo to ktoś wpadł na pomysł, by zrobić tam... kawiarnię. Obok tego miejsca nie sposób przejść obojętnie. Dobro&Dobro to najmniejsza kawiarnia w Polsce, prowadzona przez małżeństwo z Ukrainy – Innę i Olega.
Kawiarnia Dobro &Dobro na warszawskim Mokotowie Fot. Facebook/Dobro&Dobro
Ciężko zliczyć, ile w Warszawie jest kawiarni. Roi się od popularnych sieciówek i lokali, które chcą się wyróżnić ciekawymi smakami kawy i oryginalnym wystrojem.

Jak w domowej kuchni
Kawiarnia Dobro&Dobro na bliskim Mokotowie (ul. Puławska 11) przyciąga głównie niepowtarzalną i bardzo przystępną cenowo kawą, jednak najbardziej rzuca się w oczy jej metraż, liczący zaledwie 6 metrów kwadratowych. Mały bar i zaplecze, a w środku jedynie... dwa siedziska. Lokal może pomieścić maksymalnie cztery osoby.
Oleg i Inna są właścicielami lokalu. Założyli kawiarnię 3 lata temuFot. Facebook/ Dobro&Dobro
Mimo maleńkiej powierzchni, jego wnętrze jest bardzo ciepłe, przytulne i kolorowe. Pełno w nim kolorowych obrazków i ręcznie robionych przedmiotów. Można się tam poczuć jak w domowej kuchni, wypić kawę o najróżniejszych smakach, m.in. dyniowe i kasztanowe latte, zjeść chałwę słonecznikową i ukraińskie ciastko "zefir".


Autorami Dobro&Dobro jest młode małżeństwo z kijowa - Inna i Oleg, którzy przeprowadzili się do Warszawy trzy lata temu. Inna, która ma polskie korzenie, dostała tutaj pracę i Kartę Polaka. – Chcieliśmy zobaczyć, jak się mieszka w innym kraju. Poza tym Kijów i Warszawa leżą blisko siebie, więc gdyby nam "nie poszło" w Warszawie, zawsze bez problemów możemy wrócić do Kijowa – mówi w rozmowie naTemat Oleg.
Kawa " po warszawsku" jest jedną ze specjalności kawiarniFot. naTemat
To miała być zwyczajna kawiarnia
Jeszcze będąc w Kijowie, planowali, że chcą stworzyć własny biznes, a najbliższa ich sercom okazała się kawiarnia. Początkowo chcieli otworzyć w Polsce miejsce, które miałoby 20 lub 30 metrów, ale ciężko im było znaleźć odpowiedni lokal.

Trafiła się okazja, aby wynająć dużo mniejszą przestrzeń na ul. Puławskiej, ale Olegowi ciężko było skontaktować się z jego właścicielką. – W ogłoszeniu podany był jedynie telefon stacjonarny, na który nikt nie odpowiadał. Jednak miesiąc później znów trafiłem na tę ofertę i wtedy się udało. Spróbowaliśmy z żoną zacząć od małego biznesu, tym bardziej, że wcześniej nie mieliśmy doświadczenia w prowadzeniu lokalu gastronomicznego. Fakt, że prowadzimy najmniejszą kawiarnię w Polsce, to przypadek – opowiada Oleg Yarovyi.

Początkowo nie dawano miejscu żadnych szans. – Pani z sanepidu powiedziała, że chyba lepiej byłoby, gdybym zainwestował w samochód, a nie w lokal, bo to bardziej opłacalne. Od klientów też początkowo słyszeliśmy różne opinie, że to nie jest żadna kawiarnia, tylko bankomat (śmiech) – mówi.
Trzy lata temu kawiarnia otrzymała certyfikat dla "najmniejszej kawiarni w Polsce"Fot. naTemat
Inna i Oleg nie poddali się i postanowili sprawdzić, czy w Polsce istnieje lokal, który zasługiwałby na miano "najmniejszej kawiarni". Znaleźli podobne miejsce w Łodzi, które liczyło trochę więcej metrów, bo "aż" 14. Postanowili zgłosić się do Towarzystwa Kontroli Rekordów, której przedstawiciele wymierzyli miejsce. Przyznali też ukraińskiej parze certyfikat za ustanowienie Rekordu Polski w kategorii najmniejsza kawiarnia w Polsce, który dziś wisi na ścianie we wnętrzu lokalu.

Ludzie wpadają tam na szybką kawę i pogawędkę
Choć konkurencję Oleg i Inna mają sporą, bo w okolicach Placu Unii Lubelskiej i Metro Politechnika funkcjonuje kilka sieciowych kawiarni, piekarni, ale też niezależnych lokali, udało im się rozkręcić biznes na tyle, że Dobro&Dobro – tyle że o większym metrażu – otworzyli w dwóch miastach Polski: Lublinie i Wrocławiu.

Główny lokal w Warszawie to miejsce nie na długie przesiadywanie i plotki przy kawie, raczej na przerwę w pracy i smal talk, który można sobie uciąć z obsługą lokalu. – Sporo ludzi z okolicznych biur przychodzi na kawę. Zostaną tu chwilę, a potem uciekają do swoich obowiązków. Jak jest ciepło, wystawiamy stoliki na zewnątrz na ogródku i wtedy jest więcej osób – opowiada baristka kawiarni.

Właściciele Dobro&Dobro wybrali taką, a nie inną nazwę, bo jak twierdzą, sami są dobrymi ludźmi i chcą, żeby dobra atmosfera panowała we wnętrzu miejsca. Na potwierdzenie nazewnictwa lokalu jakiś czas temu promowali akcję "zawieszona kawa", która polega na tym, że klienci mogą "zawiesić" dla kogoś kawę, obojętnie czy dla przyjaciela, czy nieznajomego. Płacą za dwie, z tym, że tę drugą wypija ktoś za darmo. Do kawy dołączane są życzenia napisane na papierowym kubku, który potem zawieszany jest pod sufitem.

Ludzie to doceniają. I choć może się teraz zrobić za słodko, pochlebne opinie na Tripadvisor czy na Facebooku mówią same za sobie. – Pozytywne głosy ludzi jeszcze bardziej nas nakręcają i sprawiają, że idziemy w dobrą stronę. Cały czas urozmaicamy kawowe menu, żeby oferta różniła się od innych kawiarni. Mieszamy rożne smaki, kombinujemy, dodając do kawy chałwę, miód czy sok pomarańczowy. Więc ludzie każdego dnia mogą spróbować coś innego – podkreśla Oleg.
Miejsce pełne jest kolorowych, ręcznie robionych przedmiotówFot. naTemat
Choć teraz on i jego żona mogą spać spokojnie, bo wszystkie trzy kawiarnie mają się dobrze, początki działalności Oleg określa jako ciekawe i bardzo intensywne. – Na początku to była praca niemal 24 h na dobę, zresztą tak jest też teraz (śmiech). Mało ludzi przychodziło, więc trzeba było robić wszystko, żeby ich przyciągnąć. To było fajne doświadczenie i na tym przecież polega biznes. Ty inwestujesz swój czas, a potem widzisz wyniki – podsumowuje.