"Ich pies wychowywał". Zaginięcie 13-latka ujawniło przerażającą prawdę o rodzinie z Izdebek
Wszystko zaczęło się od zaginięcia 13-letniego Daniela. To wydarzenie pozwoliło ujawnić koszmar, który od lat miał miejsce w jego rodzinnym domu. Śledczy ujawnili wieloletni dramat dziesięciorga dzieci.
Będący na miejscu poszukiwań reporter programu Uwaga TVN chciał porozmawiać z matką chłopca. – Proszę nie zbliżać się do domu. Trwają tam czynności procesowe. Chodzi o dobro dzieci. Nie ma możliwości skontaktowania się z matką dzieci – powiedział wówczas policjant pilnujący dojścia do posesji.
Dramat dzieci
Podczas poszukiwań chłopca, na jaw wyszły przerażające fakty z życia jego i jego rodziny. Skala dramatu okazała się porażająca.
– Nieraz bywałam w ich domu. Mieszka tam moja chrześnica. W domu było dużo krzyku. Dzieci nieraz płakały. Ojciec pił. Dzieci często mówiły, że ojciec pije albo śpi. Wielokrotnie pytałam mojej chrześnicy, czy w domu wszystko w porządku? Nie chciała nic mówić – powiedziała reporterowi jedna z mieszkanek wsi.
Jak mówią mieszkańcy Izdebek, rodzice dzieci są niewydolni wychowawczo. 43-letnia matka jest upośledzona w stopniu lekkim. Jej mąż jest sześć lat młodszy. Jego głównym zajęciem jest picie alkoholu pod sklepem. Często żartuje, że nie musi pracować, bo "ma fabrykę w spodniach".
– Nie da się opisać słowami, co tam się działo. To było piekło. W tym domu jest dziesięcioro dzieci. Było też kilka poronień, co najmniej trzy. Przed ślubem były kolejne trzy, ale wywołane bez wiedzy lekarzy. My, jako rodzina, gubiliśmy się, kiedy ona jest w ciąży, a kiedy nie. Były plotki, że pod płotem zakopali te dzieci z poronienia – powiedziała krewna rodziny.
Jak przyznaje rodzina i sąsiedzi, dzieci były sposobem na coraz większe pieniądze przyznawane m.in. przez opiekę społeczną.
– Nikt, nigdy nie pracował w tej rodzinie. Pieniądze mieli z pomocy, z narodzin kolejnego dziecka, z renty. To było w przybliżeniu ok. 10 tysięcy miesięcznie. Pieniądze wydawali w pierwszej kolejności na alkohol i papierosy. To były ich priorytety. Jak zostały jakieś grosze, to z litości wydawali coś na dzieci – opowiada krewna dzieci.
To co działo się z dziećmi jest jeszcze bardziej przerażające. – Zdarzyło się, że jedno z dzieci spało w wymiocinach, bo zwymiotowało w wózku i nikt go nie przebrał. Te dzieci wychował pies. Jak pies dostał jedzenie, to dzieci szły i jadły z jego miski. Niektóre z nich w ogóle nie mówią, tylko szczekają, warczą – to kolejna relacja krewnej.
– One przykładowo nie wiedziały, że wafelek, który dostały, trzeba odpakować, tylko jadły z papierkiem, żeby nikt im nie zabrał – dodała w rozmowie z reporterem.
Po przeszukaniu domu i znalezieniu zakrwawionych dziecięcych ubrań, śledczy podejrzewają, że dzieci były także molestowane przez ojca. Być może dochodziło także do kontaktów seksualnych. Sprawę bada prokuratura.
źródło: uwaga.tvn.pl