"Ich pies wychowywał". Zaginięcie 13-latka ujawniło przerażającą prawdę o rodzinie z Izdebek

Mateusz Marchwicki
Wszystko zaczęło się od zaginięcia 13-letniego Daniela. To wydarzenie pozwoliło ujawnić koszmar, który od lat miał miejsce w jego rodzinnym domu. Śledczy ujawnili wieloletni dramat dziesięciorga dzieci.
Tajemnica dziesięciorga dzieci jest przerażająca. Fot. screen z uwaga.tvn.pl
Do zaginięcia Daniela doszło w połowie listopada, kiedy to zniknął spod domu swojej babci. W górzystym terenie chłopiec spędził dwie noce, mając na sobie tylko cienki sweter. Do jego poszukiwań zaangażowano prawie tysiąc osób, helikopter oraz drony termowizyjne. Jego poszukiwania utrudniało to, że Daniel miał kłopoty z porozumiewaniem się.

Będący na miejscu poszukiwań reporter programu Uwaga TVN chciał porozmawiać z matką chłopca. – Proszę nie zbliżać się do domu. Trwają tam czynności procesowe. Chodzi o dobro dzieci. Nie ma możliwości skontaktowania się z matką dzieci – powiedział wówczas policjant pilnujący dojścia do posesji.


Dramat dzieci
Podczas poszukiwań chłopca, na jaw wyszły przerażające fakty z życia jego i jego rodziny. Skala dramatu okazała się porażająca.

– Nieraz bywałam w ich domu. Mieszka tam moja chrześnica. W domu było dużo krzyku. Dzieci nieraz płakały. Ojciec pił. Dzieci często mówiły, że ojciec pije albo śpi. Wielokrotnie pytałam mojej chrześnicy, czy w domu wszystko w porządku? Nie chciała nic mówić – powiedziała reporterowi jedna z mieszkanek wsi.

Jak mówią mieszkańcy Izdebek, rodzice dzieci są niewydolni wychowawczo. 43-letnia matka jest upośledzona w stopniu lekkim. Jej mąż jest sześć lat młodszy. Jego głównym zajęciem jest picie alkoholu pod sklepem. Często żartuje, że nie musi pracować, bo "ma fabrykę w spodniach".

– Nie da się opisać słowami, co tam się działo. To było piekło. W tym domu jest dziesięcioro dzieci. Było też kilka poronień, co najmniej trzy. Przed ślubem były kolejne trzy, ale wywołane bez wiedzy lekarzy. My, jako rodzina, gubiliśmy się, kiedy ona jest w ciąży, a kiedy nie. Były plotki, że pod płotem zakopali te dzieci z poronienia – powiedziała krewna rodziny. Pieniądze=dzieci
Jak przyznaje rodzina i sąsiedzi, dzieci były sposobem na coraz większe pieniądze przyznawane m.in. przez opiekę społeczną.

– Nikt, nigdy nie pracował w tej rodzinie. Pieniądze mieli z pomocy, z narodzin kolejnego dziecka, z renty. To było w przybliżeniu ok. 10 tysięcy miesięcznie. Pieniądze wydawali w pierwszej kolejności na alkohol i papierosy. To były ich priorytety. Jak zostały jakieś grosze, to z litości wydawali coś na dzieci – opowiada krewna dzieci.

To co działo się z dziećmi jest jeszcze bardziej przerażające. – Zdarzyło się, że jedno z dzieci spało w wymiocinach, bo zwymiotowało w wózku i nikt go nie przebrał. Te dzieci wychował pies. Jak pies dostał jedzenie, to dzieci szły i jadły z jego miski. Niektóre z nich w ogóle nie mówią, tylko szczekają, warczą – to kolejna relacja krewnej.

– One przykładowo nie wiedziały, że wafelek, który dostały, trzeba odpakować, tylko jadły z papierkiem, żeby nikt im nie zabrał – dodała w rozmowie z reporterem.

Po przeszukaniu domu i znalezieniu zakrwawionych dziecięcych ubrań, śledczy podejrzewają, że dzieci były także molestowane przez ojca. Być może dochodziło także do kontaktów seksualnych. Sprawę bada prokuratura.

źródło: uwaga.tvn.pl