Mniej znaczy więcej. Volkswagen uznał, że klienci mają zbyt wiele możliwości konfigurowania aut

Michał Jośko
Niemiecki Wolfsburg. Trafiłem do siedziby Volkswagen AG, aby poznać plany tego koncernu. Na początek powiem tyle: oj, dzieje się!
Odjazdowy styl, nietypowe wyposażenie? Volkswagen rezygnuje z tego dla... twojego i swojego dobra Fot. mat. prasowe
Pomiędzy rokiem 2019 a 2023 marka Volkswagen zamierza przeznaczyć 9 miliardów euro na rozwój samochodów elektrycznych. Jeśli dodać do tego środki przeznaczane na rozwój pojazdów autonomicznych, mówimy już o 11 miliardach euro.

Aż 3 miliardy, pompowane w te ambitne projekty, mają pochodzić z wielkiego planu oszczędnościowego. Na czym on polega?

Pochwała skromności
Volkswagen postanowił wziąć przykład z… restauratorów. Chodzi o to, że przecież w najlepszych lokalach gastronomicznych menu nigdy nie jest przesadnie złożone.

Karta nie powinna epatować gigantyczną liczbą potraw – większość z nich i tak niemal nigdy nie jest zamawiana, a gość ma od owego nadmiaru mętlik w głowie.


Włodarze Grupy Volkswagena uznali, że przebrnięcie przez ich konfiguratory samochodów jest po prostu zbyt czaso- i pracochłonne. Klienci otrzymują zbyt dużo opcji, z których znaczna część i tak jest wybierana niezmiernie rzadko.

– Są warianty aut, których nikt nie kupuje. Postanowiliśmy więc ograniczyć ofertę modeli oraz liczbę oferowanych wariantów – stwierdza Ralf Brandstätter, dyrektor operacyjny VW.

W tym miejscu przykład: w roku 2017 w niemieckich salonach sprzedano 84 000 Golfów. W tej liczbie znalazło się jedynie 400 identycznych samochodów!

Cała reszta to mocno przemieszane wariacje na temat opcji napędu, wyposażenia i kolorystyki.

Z punktu widzenia producenta to naprawdę droga zabawa, przypominająca raczej tworzenie luksusowych pojazdów na indywidualne zamówienie, a nie wozów dla statystycznego Müllera/ Kowalskiego.
Ralf Brandstätter podczas konferencji prasowej 6 grudniaFot. mat. prasowe
Dlatego firma już w roku 2019 wyrzuci z oferty aż 1/4 najrzadziej zamawianych konfiguracji. Zmiany będą dotyczyć zarówno zestawień silników i skrzyń biegów, jak i alufelg, kolorów lakieru czy pakietów wyposażenia dodatkowego.

Celem oczywiście jest nie tylko dobro klientów, którym skonfigurowanie samochodu ma przyjść znacznie łatwiej i szybciej (Volkswagen chce, aby zajmowało to jedynie 10 minut). Przecież wyrzucenie z oferty słabo sprzedających się wersji to świetna metoda optymalizacji kosztów.

Mechanik umarł, niech żyje informatyk!
Kolejnym planem na świetlistą przyszłość jest restrukturyzacja zatrudnienia (jak podkreślono: dokonywana w konsultacji ze związkami zawodowymi).

Volkswagen nie tylko upraszcza schemat swojej administracji, zmniejsza też koszty zatrudnienia dzięki tzw. krzywej demograficznej; dokonuje redukcji na stanowiskach, które – biorąc pod uwagę wielkie zmiany w przemyśle motoryzacyjnym – stają się coraz mniej potrzebne.

Jak poinformował Brandstätter do tej pory zlikwidowano 5600 miejsc pracy, natomiast całe przedsięwzięcie zakłada redukcję sięgającą 30 000 stanowisk, z czego 23 000 w Niemczech.

W zamian stworzono 2000 nowych stanowisk (plany zakładają dojście do przynajmniej 9000), głównie w działach oprogramowania oraz produkcji baterii.

Pokazuje to doskonale, iż dożyliśmy potężnych zmian, dotyczących całej branży motoryzacyjnej: mechanika w pojazdach staje się coraz mniej istotna, wzrasta natomiast znaczenie elektroniki.

O co chodzi? Otóż do skonstruowania samochodu elektrycznego potrzeba nawet siedmiokrotnie mniej części, niż w przypadku wozu spalinowego. Przecież odpadają tutaj m. in. skrzynia biegów, sprzęgło, wał napędowy, układy smarowania i wydechowy.

Choć na e-auto składa się coraz mniej elementów mechanicznych, to równolegle zwiększa się zapotrzebowanie na zaawansowaną elektronikę, która steruje pracą wozu oraz wspomaga kierowcę.

Bądź też – w przypadku samochodów coraz bardziej zautomatyzowanych – wykonuje część jego pracy (bądź też całą, jak pewnego dnia będzie to miało miejsce z wozami w pełni autonomicznymi).

Tak więc jeśli planujesz karierę w branży motoryzacyjnej, zapamiętaj: rynek coraz mniej będzie zainteresowany tym, że potrafisz ubabrać się w smarze, montując koło dwumasowe.

Coraz bardziej pożądane będzie raczej to, czy jesteś jajogłowym nerdem, który przycupnie przy komputerze i ogarnie oprogramowanie.

Co jeszcze?
Przyszłość należy do SUV–ów! Rynek zakochał się w uterenowionych samochodach i ów afekt będzie się jedynie wzmagał.

Pokazują do plany Volkswagena: do roku 2025 zamierza oferować 30 takich właśnie aut (przy dzisiejszych 11), które będą stanowić... połowę sprzedaży.

Oczywiście mówimy tu również o pojazdach zasilanych z gniazdka. Pierwsze elektrowozy ze znaczkami Volkswagena, Škody i Seata, produkowane na nowej platformie MEB, pojawią się już w roku 2019.

Do 2025 e-oferta przekroczy 20 modeli, a roczna sprzedaż takich aut wyniesie ponad milion sztuk.

Kluczem do sukcesu będzie tutaj zarówno wygoda użytkowania (coraz większe zasięgi i rozwinięta infrastruktura ładowania), jak i oczywiście kwestie finansowe.
Tak (w przybliżeniu) będzie wyglądał w pełni elektryczny następca VW GolfaFot. mat. prasowe
Spójrzmy na hatchbacka ID., pierwszego reprezentanta rodziny futurystycznych wozów Volkswagena, który na drogi wyjedzie w roku 2020. To pojazd, który ma szansę sprawić, że pojazdy elektryczne trafią "pod strzechy", gdyż ma kosztować tyle, co dziś Golf w dieslu.

Aha, skoro o tym mowa: wg zapowiedzi Ralfa Brandstättera samochody z silnikami spalinowymi będą wyceniane coraz drożej.

Te dodatkowe środki ze sprzedaży będą przeznaczane nie tylko na rozwój elektromoblilności, mają posłużyć także do pokrycia rosnących kosztów dostosowywania technologii dieslowskiej do coraz bardziej wyśrubowanych norm emisji spalin.

Tak, dzień, w którym za bogacza nie będzie uznawany już posiadacz samochodu elektrycznego, lecz spalinowego, jest naprawdę bliski.