"Zlecenie na Kwaśniaka". Jego prawnik: To było zabicie, które się nie udało, potem nosił kamizelkę kuloodporną
Miał ponad 40 szwów na głowie, połamany nadgarstek i kości ręki. Przez około dwie minuty Krzysztof A., pseudonim "Twardy", okładał Wojciecha Kwaśniaka metalową pałką. Celował w głowę. Dostał zlecenie od Piotra P., ówczesnego przewodniczącego rady nadzorczej SKOK-u Wołomin, w której były wiceszef KNF zlecił kontrolę.
Metalową pałką w głowę
Wczesna wiosna 2014 roku. Przed domem Wojciecha Kwaśniaka, wiceszefa KNF, który od półtora roku zajmuje się SKOK-ami, czeka zamaskowany mężczyzna. Pod kominiarką ma jeszcze pończochę, ubrany jest na czarno. To Krzysztof A., pseudonim "Twardy", kręci się od kilku godzin na warszawskim Wilanowie. Czeka aż Kwaśniak wróci z pracy.
Atak na byłego szefa KNF poprzedzono kilkutygodniowymi przygotowaniami: zakupiono samochód, teleskopową metalową pałkę. "Twardy" dostał egzemplarz "Pulsu Biznesu" z fotografią Kwaśniaka. Sekatorem rozciął siatkę ogrodzenia (przez którą później zresztą uciekł) i czekał na Kwaśniaka na terenie posesji. Około 18:30 przyjechał ówczesny wiceszef KNF. Pilotem otworzył bramę, wysiadł z samochodu. I nagle rosły mężczyzna rzucił się na niego.
– Bił wyłącznie po głowie, z ogromną siłą i rozmachem ciężką, metalową pałką teleskopową. Broniłem się gołymi rękoma. Straciłem bardzo dużo krwi... Nie wiem, czemu zawdzięczam to, że w ogóle przeżyłem. Biegli twierdzą, że to dlatego, iż nie straciłem przytomności i aktywnie się broniłem. Być może sprawca odstąpił, bo nadjeżdżał samochód sąsiada, być może uciekł, bo ściągnąłem mu kominiarkę... – mówił Kwaśniak w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
– Gdyby pan Kwaśniak się nie bronił, to byłby już nieżywy. W czasie napadu udało mu się zerwać kominiarkę z głowy sprawcy. Ten wystraszył się i uciekł, porzucając narzędzie – mówi nam mecenas Jerzy Naumann, który reprezentuje byłego wiceszefa KNF.
Samochód pancerny, kamizelka kuloodporna
Kwaśniak w ciężkim stanie trafia do szpitala, leży na OIOM-ie. A przy jego łóżku dyżurują policjanci. Kiedy bandyci dowiadują się, gdzie przebywa, szybko zostaje przeniesiony do innej placówki.
– Było to właściwie zabicie, które się nie udało. Pan Kwaśniak w rezultacie tych urazów doznał złamania czaszki. Miał też połamany nadgarstek i kości ręki. Na głowie założono mu ponad czterdzieści szwów – wylicza jego obrońca, mecenas Naumann.
Po dwóch miesiącach Kwaśniak wychodzi ze szpitala. Biuro Ochrony Rządu zarówno jego, jak i dwóch innych urzędników KNF obejmuje ochroną.
Pracownicy KNF są wożeni samochodem pancernym, za którym zawsze jeździ kolejne auto. Noszą kamizelki kuloodporne. – Funkcjonariusze w jednym i drugim mieli długą broń – powtarzał Kwaśniak dziennikarzom TVN.
– Od kwietnia do listopada ochraniano funkcjonariuszy KNF, bo spodziewano się, że atak na któregoś z nich może się powtórzyć – mówi nam mecenas Naumann.
Zlecenie
Do dotkliwego pobicia Kwaśniaka doszło na 1,5 roku po tym, jak KNF objął nadzór nas SKOK-ami i zaraz po tym, gdy zlecono kolejną kontrolę w SKOK Wołomin. To były przewodniczący rady nadzorczej tej Kasy, były oficer WSI Piotr P., miał zlecić pobicie Kwaśniaka.
Oprócz Piotra P. w sprawę pobicia zamieszany jest Krzysztof A., pseudonim "Brzydki Krzysiek" i Krzysztof A., pseudonim "Twardy", a także czwarta osoba, która pozbyła się potem samochodu.
Pierwszy z nich współpracował z Piotrem P. i wyszukiwał tzw. "słupy" do brania kredytów w SKOK. Później dziennikarze relacjonowali, że "Brzydki Krzysiek" zlecenie na pobicie Kwaśniaka przyjął na schodach w siedzibie SKOK, ale przekazał je swojemu ochroniarzowi "Twardemu", również Krzysztofowi A. Miał za to dostać 50 tys. zł i motor.
– Dobrze by było zabrać mu na parę miesięcy zdrowie, "spacyfikować", bo bardzo nam szkodzi – miał mówić były oficer WSI, o czym informowała "GW".
– Krzysztof A. miał powiedzieć o Kwaśniaku: Łatwiej by mi było go odstrzelić. Chodziło o to, że pan Kwaśniak przez cały czas przebywał w otoczeniu jakichś osób, więc nie mieli podejścia do ofiary. Dlatego można wnosić, że oni liczyli się z tym, że Kwaśniak zostanie pozbawiony życia – zdradza nam mecenas Naumann.
Absurd
Po kilku miesiącach jasne było, kto i komu zlecił pobicie Kwaśniaka. Ostatecznie prokuratura oskarżyła Piotra P., "Brzydkiego Krzyśka" i "Twardego" o czynną napaść na funkcjonariusza publicznego w związku z pełnieniem obowiązków służbowych i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu wiceszefa KNF (art. 223 par. 2 k.k.).
Ale w więzieniu przebywa tylko jeden z tej trójki – Piotr P, a i tak jest aresztowany do innej sprawy. Pozostali dwaj odpowiadają z wolnej stopy. Czwarty, Krzysztof A. przebywa w areszcie w Niemczech z zarzutem napadu na sklep jubilerski.
– Nagle Krzysztof A. ps. "Twardy" źle się poczuł z powodów psychiatrycznych. I na wszelki wypadek przestał się stawiać na wezwania, które sąd zarządzał w celu jego zbadania. Później pojawiła się informacja, że przebywa w szpitalu psychiatrycznym i policja nie mogła go znaleźć. I do dziś główny sprawca pobicia jest na wolności, bo lekką ręką uchylono mu areszt – opowiada nam mecenas Naumann.
Za to prokuratura w Szczecinie prowadzi śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków służbowych przez byłe kierownictwo KNF. W czwartek o świcie do byłych urzędników KNF wkroczyli agenci CBA. Przewieźli ich z Warszawy do oddalonego o 550 kilometrów Szczecina tylko po to, by po kilku godzinach ich wypuścić. Usłyszeli zarzut niedopełnienia obowiązków związanych z... nadzorem nad SKOK Wołomin. Wobec wszystkich podejrzanych zastosowano poręczenie majątkowe.
Końca nie widać
Od brutalnego pobicia Wojciecha Kwaśniaka minęły już blisko cztery lata. Wydawało się, że
ta sprawa zakończy się w styczniu zeszłego roku. Ale nic z tego.
– Sędzia sygnalizowała, że nie wyklucza zmiany kwalifikacji czynu z ciężkiego pobicia na czynną napaść na funkcjonariusza. Później dowiedzieliśmy się, że pani sędzia przechodzi na długotrwałe zwolnienie lekarskie i przestaje tę sprawę sądzić. Pojawił się nowy sędzia, który musi zacząć wszystko od początku: tak przewiduje procedura karna – tłumaczy mecenas Naumann.
I wyjaśnia dalej: – Nie jest to łatwe, bo aktualna sytuacja w sądach praktycznie uniemożliwia ich pracę. Trudno winić sędziów, bo to nie oni ponoszą odpowiedzialność za tę sytuację.