Harowały, chorowały, krótko żyły. Ciche superbohaterki polskiej wsi, których nikt nie doceniał
A lubimy mówić, jak dobrze żyło się po I wojnie światowej w większych miastach, głównie w Warszawie. Po pierwsze, dobrze żyło się nielicznym, a po drugie miasta były wówczas rzadkością. Bo Polska głównie była wsią. W 1931 roku aż 70 procent wszystkich mieszkańców II Rzeczypospolitej mieszkało na wsiach. Czyli aż 23 miliony osób!
Ludzi było więc dużo. Za dużo.
Z przeludnieniem, które według statystyk mogło wynosić od 4,5 miliona do nawet 9 milionów osób, wiązały się bieda i nierzadko głód. Na prowincji najwięcej było bowiem gospodarstw nie większych niż 2 hektary (szczególnie w Polsce wschodniej i południowej, na zachodzie gospodarstwa były często większe). Trudno było więc z tego się utrzymać, a nie wszyscy – nawet 5,5 milionów ludzi – swoją ziemię posiadali.
A komu żyło się na wsiach najciężej, o czym mówi się rzadko? Kobietom. A we wspomnianym 1931 roku spośród 23 milionów mieszkańców wsi 11 milion 860 tysięcy stanowiły właśnie one.
Ich życie było nie do pozazdroszczenia.
Ileż się ona nadźwiga
Na wsi ciężka praca była codziennością. Harowano od świtu do późnego wieczora, latem wstawano około godziny 3-4, do łóżek wracano o 21. Na polu głównie pracowali mężczyźni, nie oznacza to jednak, że kobiety miały mniej obowiązków. Wręcz przeciwnie – mieszkanki prowincji miały na głowie znacznie więcej niż mieszkańcy i pracowały średnio 500 godzin dłużej (czyli prawie 21 dni w roku) niż ich ojcowie, bracia czy mężowie.
Pranie, sprzątanie, gotowanie, szycie, zbieranie zboża, żęcie sierpem, wykopki, pielenie, prowadzenie ogródka, doglądanie krów, świń i ptactwa... Do tego dochodziła oczywiście opieka nad dziećmi."[Rankiem] gospodynie mielą na żarnach, gospodarz rznie sieczkę na ladzie i bydłu zadaje pożywienie; baba siada ze skopcem by krowę wydoić, rozpala ogień na kominie, idzie z naczyniem po wodę, i gotuje strawę. Chłop po urznięciu i zadaniu sieczki bydłu, rąbie drwa. Potem idzie na robotę dla siebie lub dla pana. (...) Zimą zaś młóci najczęściej u siebie w stodole, wieje zboże albo je układa. Jak tylko baba ugotuje jadło, posyła latem córkę lub dziewkę w pole ze śniadaniem dla męża, a często i dla synów. Córki a w ich braku dziewka służąca, przynoszą wodę do chaty, naczynie myją, gnój z pod krowy wyrzucają na oborę. Po śniadaniu baba mając czas wolny, groch łuska, pierze drze, przędzie albo-li też sporządza odzienie, szyje nowe, poczem krowę doji. W każdą środę lub czwartek, a czasem i w piątek idzie baba z kijanką i ławką do stawu, rzeki albo jakiej bądź wody bieżącej i pierze bieliznę. Później następuje gotowanie obiadu niemniej mełcie na żarnach i dopełnienie różnego porządku domowego, po załatwieniu czego, idzie baba w lecie zbierać trawy dla bydła po polach i miedzach, pokrzyw dla świń, plewi zboże; w zimie zaś już to przędzie, już szyje, już pierze drze. Następnie gotuje kolacyję, doji krowy, sprząta; zimową zaś porą, na długich wieczorach, przędzie jeszcze aż do nocy. Chłop wróciwszy z pola najczęściej odpoczywa, albo też sporządza to, co się z naczyń lub narzędzi zepsuło."
Zajęcia kobiet były więc związane z domem i (pozornie) lżejsze fizycznie, jednak absorbujące i zajmowały niezwykle dużo czasu. Uważano je za mniej ważne – ceniono pracę mężczyzn w polu, a nie "głupie" zajęcia kobiet, a to przecież na nich opierało się całe gospodarstwo domowe.
Wszystko to oczywiście za darmo, co dzisiaj wcale się nie zmieniło – gospodynie domowe nadal nie zarabiają za swoją pracę ani grosza. A z obowiązków nie zawsze zwalnia ich choroba czy ciąża.
Od dzieciństwa do śmierci
Kobiety wiejskie pracowały od dzieciństwa do niedołężności. Marcjanna Fornalska, działaczka ruchu robotniczego, pisała w swoich wspomnieniach "Pamiętnik matki":
A w jednym z pamiętników z tamtego okresu czytamy: "Ponieważ w naszem gospodarstwie brakowało sił męskich do pracy, więc część tej pracy należała do mnie jako do najstarszego z dzieci. Przyswoiłam sobie osprzęt bydła i koni, podorywkę, bronowanie, kierowanie końmi przy pługu i wozie"."Mam skończone dziesięć lat i powinnam zastąpić starszą siostrę, która ma lat piętnaście w pasieniu bydła, tj. krów, cieląt i owiec. Gdy to usłyszałam, przelękłam się okropnie, bo widziałam, jak starsza siostra czasem nie może dać sobie rady (...) Ale było to nieuniknione. Siostra jest już cennym robotnikiem, więc ja muszę ją zastąpić. (...) Tak przeszło parę lat mego życia - w lecie pasę bydło, w zimie przędę i bawię młodsze dzieci. Ale znów przemiana w mym życiu. Zaczęłam trzynasty rok. Starsza siostra wychodzi za mąż, ja już nie będę paść bydła i ze strachem myślę, jak podołam robocie, którą wykonywała starsza siostra. Wszak trzeba wydoić trzy razy na dzień 5-6 krów, przynieść z dziesięć razy na dzień wiadrami wody z rzeki, ponieważ wózek zepsuł się i już wody się nie wozi, a gospodarstwo duże i rodzina wielka."
A to było słabe. Tryb życia kobiet sprawiał bowiem, że często chorowały. Do tego żyły krótko. Krócej od mężczyzn. W "Pamiętnikach lekarzy" z 1939 roku pisano:
Często przyczyną chorób, a nawet śmierci, były pokątnie przeprowadzane aborcje. Nierzadko ciążę usuwała bowiem znachorka, a nie wykwalifikowany lekarz, co wiązało się z powikłaniami. A na aborcję decydowały się nie tylko panny, żeby nie było skandalu, ale również żony, które nie miały już 4-5 dzieci."Kobieta wiejska pracuje zbyt ciężko (...) Praca ta rozpoczyna się od wyjścia ze szkoły, a kończy się śmiercią. Przerywana jest częstymi okresami ciąży, w czasie której ochrona macierzyństwa praktycznie nie istnieje. Pewna mała część kobiet dobrze rozwija się fizycznie, większość szybko słabnie i marnieje. Często też spotyka się kobiety wiejskie trzydziestoletnie o wyglądzie staruszki. Prawie każda kobieta ma zniszczone uzębienie, wskutek braku starań o stan zębów i czyszczenia ich, opadnięcie żołądka i jelit wskutek braku higieny ciąży i okresów popołogowych, przewlekłe cierpienia narządu trawienia".
Jak mąż każe
Mieszkanki wsi nie miały za dużo powiedzenia w sprawie warunków życia. Mimo że w 1918 roku kobiety miały już równe prawa, to, jak mawiają historycy, nie miały równych szans. Polskie działaczki często alarmowały o sytuacji kobiet na wsi, ale rzadko same brały udział w polityce. Ze statystyk wynika, że w 1938 r. stanowiły one tylko 0,2 proc. wśród radnych w wiejskich samorządach.
Kobiety głównie szły w ślady swoich matek i wychodziły za mąż, często w młodym wieku. W 1939 roku ślub wzięło 200 tysięcy mieszkanek wsi, z czego 46 procent, a więc prawie połowa, nie ukończyło 24. roku życia.
Nie można też nie wspomnieć o tak zwanych "zbędnych" córkach. Brzmi to dość ponuro, ale w latach 30., kiedy polska wieś była coraz bardziej przeludniona, aż 40 proc. córek w drobnych gospodarstwach była niepotrzebna. Wszystkie obowiązki wykonywały ich siostry, więc nie miały one zupełnie nic do roboty i były po prostu, mówiąc brzydko, kolejną gębą do wyżywienia. Te młode dziewczyny były więc oddawane za mąż lub szukały w okolicy odpłatnej pracy (o co było bardzo ciężko) albo uciekały do miast.
Nie wszystkim się dawało, a dziewczyny, które nie mogły znaleźć pracy, albo zostawały bezdomne, albo wchodziły w świat prostytucji (opisany tutaj).
Albo wracały na wieś.