"Urodziła żywe dziecko i udusiła w reklamówce". Morderczyni noworodków pracowała w przedszkolu
– U fryzjera tylko o tym się dziś mówi. Ludzie nie mogą przeżyć tego, co się stało – oburza się mieszkanka Byczyny, oddalonej o cztery kilometry od Ciecierzyna. To tu doszło do tragedii: 27-latka udusiła niemowlę, w pobliżu domu policja miała znaleźć szczątki innych jej dzieci. – Ona mówiła, że oddaje je do adopcji, a zakopywała pod domem – rozkłada ręce młoda kobieta.
– 11 grudnia rozpoczęliśmy czynności pod nadzorem prokuratury. Przez cały czas pracują tam policjanci: zabezpieczają to miejsce, wszelkie ślady, zbierają dowody – ucina asp. sztab. Dawid Gierczyk. I policja, i prokuratura na razie niewiele mówią. Za to we wsi i okolicznych miejscowościach aż huczy: ludziom w głowie się nie mieści, jak matka mogła zabić dzieci.
Udusiła w reklamówce
Ze wstępnych wyników sekcji zwłok: żywe dziecko urodziło się w domu, to była dziewczynka. 30 listopada Aleksandra J. włożyła niemowlę do plastikowej reklamówki, zawiązała ją i udusiła swoją córkę. Prokurator nie zdradza, gdzie 27-letnia kobieta ukryła zwłoki noworodka.
Miejscowi powtarzają, że miała spalić je w piecu. A później wskazać policji miejsca, w których pogrzebała swoje poprzednie dzieci – trójkę niemowląt. Zwłoki miały być w różnym stanie rozkładu. – Rok w rok aż przez trzy lata to robiła. W opiece mówiła, że oddaje dzieci od razu do adopcji, a zakopywała je pod domem – mówi nam mieszkanka okolicznej miejscowości.
Aleksandrze J. prokuratura postawiła na razie zarzut zabójstwa jednego dziecka. Śledczy przeszukują teraz teren wokół domu. – Ona mieszkała w Ciecierzynie dopiero od pięciu lat, wcześniej w rodzinnej wsi – Bogacicy. I policja tam też szuka, bo są pewne podejrzenia – słyszę.
Jest prowadzone śledztwo sprawie zabójstwa jednego dziecka płci żeńskiej. Wczoraj do Sądu Rejonowego w Kluczborku został skierowany wniosek o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. I dziś sąd zadecydował o tymczasowym aresztowaniu tej kobiety na trzy miesiące.
Ciążowy brzuch
To pracownicy opieki społecznej zauważyli ciążowy brzuch Aleksandry J. Chociaż – jak informowały media – kiedy w pracy koleżanki pytały o ciążę, wypierała się. Mówiła, że jest po prostu krągła albo chora.
– Ona najpierw twierdziła, że nie jest w żadnej ciąży, że jest taka gruba. A sąsiadom mówiła, że dzieci były zabierane do adopcji. I to samo powtarzała w opiece, że dzieci oddała już w szpitalu. Widzieli ją z brzuchem, a później dziwili się, że nie ma dziecka – mówi jedna z mieszkanek.
Pracownicy OPS z Byczyny (cztery kilometry od Ciecierzyna) sprawę przekazali policji. – Tak, to my zawiadomiliśmy policję o możliwości popełnienia przestępstwa. Na dzień dzisiejszy żadnych innych informacji nie udzielę ze względu na toczące się śledztwo – rzuca tylko Arleta Jańczak, dyrektor OSP.
Okazuje się, że rodzina Aleksandry J. nie korzystała ze świadczeń pomocy społecznej. Policja też nie bywała w ich domu. – Nie wykonywaliśmy wcześniej tam żadnych czynności – zapewnia asp. sztab. Dawid Gierczyk.
"Straszna patologia"
Aleksandra J. na facebookowym profilu zamieszcza zdjęcia z sześcioletnim blondynkiem. Wychowywała go z Dawidem W., synem byłego sołtysa., który w Ciecierzynie mieszka od urodzenia.
– Jego często nie ma, jest kierowcą tira, wyjeżdża. Dzisiaj dopiero go ściągnęli, będzie przesłuchiwany przez prokuraturę w Kluczborku. Wydawali się w miarę normalną rodziną, chociaż nie byli małżeństwem – słyszę od mieszkańca wsi.
Inny rozmówca opowiada o domu rodzinnym 27-latki. – To była straszna patologia, dziecko rodziło się za dzieckiem. Ona ma jeszcze siostry, jedna z nich mieszka we Włoszech z czwórką dzieci. Matka ją wyrzuciła z domu. Nie miała lekko. Ale to, co zrobiła jest niepojęte, nosić własne dziecko pod sercem, a potem odebrać mu życie? Dlaczego jej mężczyzna na to pozwolił? Jak można nie wiedzieć, że kobieta jest w ciąży? – zasypuje mnie pytaniami mieszkanka okolicznej wsi.
Co nią kierowało?
Mieszkańcy Ciecierzyna i okolicznych wsi nie mogą uwierzyć w to, co zrobiła Aleksandra J. Nikt nie jest w stanie tego zrozumieć, zwłaszcza, że przecież "jest 500+ i państwo pomaga, jak ma się dzieci”.
Mieszkanka Byczyny: – Mam prawie 70 lat, przeżyłam biedę, ale nie wiem, jak można zabić swoje dzieci. To zwyrodnienie tej matki! Jest termin w psychologii na to? Co kierowało tą matką? Przecież tym samotnym matkom się pomaga... Jak zabijała pozostałe dzieci, to nie było 500+, ale opieka społeczna i ludzie zawsze by pomogli.
Inna rozmówczyni dodaje oburzona: – Ona miała coś z głową. I nie wiem, dlaczego taka kobieta pracowała w przedszkolu z dziećmi. Sama mam dwójkę dzieci i nie wyobrażam sobie czegoś takiego. To jest nie do opisania...
Pracownicy przedszkola nie chcą tego komentować. Media informują, że Aleksandra J. pracowała także w świetlicy wiejskiej.