Wolne miejsce przy stole to nie pusta tradycja. "Przygarnęłam kobietę. Okazało się, że podrywała mi męża"

Bartosz Godziński
Co roku na wigilijnym stole zostawiamy puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. Niektórzy są tak wierni tradycji, że nie wpuszczają nikogo. Pusty talerz ma być przecież... pusty. Wśród nas są jednak samarytanie, którzy w myśl powiedzenia "Gość w dom, Bóg w dom" przyjęli nieznajomego na kolację.
Puste miejsce przy wigilijnym stole to jedna z najważniejszych tradycji Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Pod naszym artykułem o youtuberze, którzy wcielił się w rolę wędrowca i dzwonił od drzwi do drzwi z prośbą o przygarnięcie go do środka, pojawiło się sporo komentarzy, które pomagają odzyskać wiarę w ludzkość. Jeśli kiedyś zastanawiałeś się, czy takie historie się zdarzają, to teraz masz dowody.
Paulina

Kiedy miałam ok. 15 lat, przed wieczerzą zapukał samotny starszy pan. To były jedne z pamiętnych świąt... Ten pan już umarł , ale w naszych sercach nadal jest ten obraz, jak wchodzi i prosi czy nie mógłby zjeść z nami.

Niespodziewany gość z Rosji
Opowieść Leny zaczyna się na dwa dni przed Wigilią. – Moja koleżanka z pracy wracając pociągiem z Warszawy do Łodzi, poznała w pociągu Rosjanina, który jechał na święta. Zaprosił go kolega, z którym studiował – zaczyna Lena. – Koleżanka wymieniła się z Rosjaninem numerem telefonu, żeby podczas jego pobytu u nas jeszcze się spotkać na pogaduchy – opowiada.


– W wigilię jesteśmy w pracy, Rosjanin dzwoni do koleżanki, że kolega go wystawił do wiatru. Nie ma go, wyjechał na święta, a rodzice jego nic nie wiedzieli o gościu. Przenocowali go jedną noc, wzięli prezenty i pożegnali. Ta moja koleżanka mówi do mnie trzeba człowiekowi pomóc, ale jak? Mieszkam z babcią, nie przyprowadzę obcego, w dodatku Rosjanina, do domu – opowiada.
Lena

Więc ja, niewiele myśląc, mówię: OK, nasi rodacy zachowali się jak świnie... Ja go zabiorę do domu na wigilię i święta. Możecie sobie wyobrazić minę mojego męża, gdy wróciłam w wigilię z pracy z obcym facetem - w dodatku Rosjaninem - i powiedziałam, że będzie u nas w święta.

Lena opowiedziała o wszystkim mężowi. – Chłopak był Nam wdzięczny i bardzo Nam dziękował. Mówił, że nie może uwierzyć, że po tym, jak go potraktował kolega, obcy ludzie tak go przyjęli. Tak było, a przy każdej wigilii wspominamy tamta pamiętną z przygodę – zakończyła swoją "opowieść wigilijną" internautka.

Seryjni gospodarze wigilijni
Zachowanie pustego talerza w imię tradycji, to był oczywiście żart. Wielu z nas po prostu boi się wpuszczać do domu nieznajomych.

– Można nie wpuścić obcego, bo chodzi dużo oszustów i naciągają starszych, naiwnych ludzi albo po prostu kradną. Nie wiem jakbym zareagowała. Myślę, że w domu pełnym ludzi czułabym się pewniej i prawdopodobnie bym zaprosiła do domu. A jeżeli nie, przynajmniej zaproponowałabym jedzenie "na drogę" – pisze Małgorzata.

Są jednak osoby, które mają więcej zaufania do ludzi i goszczą obcych co święta. Nawet jeśli do kościoła im nie po drodze.
Renata

W moim rodzinnym domu bardzo wielu samotnych wędrowców przewinęło się w świąteczne dni i nie tylko. Ot, taka tradycja, choć z Kościołem nie byliśmy i nie jesteśmy w przyjaźni... bo żarliwa modlitwa to nie człowieczeństwo, ale za to spora hipokryzja owszem.

Drudzy z kolei krzewią tradycję za granicą.
Anna

Ja prawie co roku mam u siebie kogoś na Wigilię. Przez te wszystkie lata w Niemczech nazbierało się trochę tego. Czasem były to panie, które przyjeżdżały do opieki nad starszymi osobami, czasem znajomi, którzy zostali sami w Wigilię. Nie zawsze byli to Polacy. U nas drzwi są otwarte dla każdego.

"To było dla mnie coś oczywistego"
Pani Bożena, z którą miałem okazję porozmawiać, miała interesującą przygodę pod koniec 90. – Do sąsiadki przyjechała kuzynka z okolic Łodzi. Spotkałam ją przypadkiem, kiedy wyszłam z mieszkania. Zauważyłam, że strasznie długo stała pod drzwiami. Zapytałam po co, bo sąsiedzi wyjechali – mówi moja rozmówczyni. Nieznajoma przyznała, że jest "nietutejsza". Pani Bożena postanowiła jej pomóc i przenocować.

Drugiego dnia, w Wigilię, poszły na dworzec PKS, by dowiedzieć się jak dojechać do wsi, w której miała się spotkać z sąsiadką Bożeny. – Okazało się, że już nie ma tam żadnych połączeń, więc zaprosiłam ją do siebie na Wigilię. To było dla mnie coś oczywistego, tak powinno się postąpić – wspomina. Na drugi dzień zabłąkanej kobiecie już udało jej się dotrzeć do sąsiadki.
Fot. Tomasz Wiech / AG
Historia ma jednak drugiego dno. Po wszystkim pani Bożena porozmawiała z sąsiadką o kulisach sprawy. – Obie jechały tym samym pociągiem na święta. Kuzynka zadurzyła się jednak w konduktorze... i nie wysiadła na właściwej stacji z sąsiadką. Pojechała za mężczyzną w siną dal. Byłam z zszokowana – opowiada.

Pani Bożena opowiedziała o tym swojemu mężowi. Nie był zdziwiony. – Powiedział, że kuzynka podrywała go w naszym domu! A wiedziała, że jesteśmy małżeństwem. Byłam naiwną idealistką, ale takie są niektóre kobiety – wspomina ze słodko-gorzkim uśmiechem.