Wolne miejsce przy stole to nie pusta tradycja. "Przygarnęłam kobietę. Okazało się, że podrywała mi męża"
Niespodziewany gość z RosjiKiedy miałam ok. 15 lat, przed wieczerzą zapukał samotny starszy pan. To były jedne z pamiętnych świąt... Ten pan już umarł , ale w naszych sercach nadal jest ten obraz, jak wchodzi i prosi czy nie mógłby zjeść z nami.
Opowieść Leny zaczyna się na dwa dni przed Wigilią. – Moja koleżanka z pracy wracając pociągiem z Warszawy do Łodzi, poznała w pociągu Rosjanina, który jechał na święta. Zaprosił go kolega, z którym studiował – zaczyna Lena. – Koleżanka wymieniła się z Rosjaninem numerem telefonu, żeby podczas jego pobytu u nas jeszcze się spotkać na pogaduchy – opowiada.
– W wigilię jesteśmy w pracy, Rosjanin dzwoni do koleżanki, że kolega go wystawił do wiatru. Nie ma go, wyjechał na święta, a rodzice jego nic nie wiedzieli o gościu. Przenocowali go jedną noc, wzięli prezenty i pożegnali. Ta moja koleżanka mówi do mnie trzeba człowiekowi pomóc, ale jak? Mieszkam z babcią, nie przyprowadzę obcego, w dodatku Rosjanina, do domu – opowiada.
Lena opowiedziała o wszystkim mężowi. – Chłopak był Nam wdzięczny i bardzo Nam dziękował. Mówił, że nie może uwierzyć, że po tym, jak go potraktował kolega, obcy ludzie tak go przyjęli. Tak było, a przy każdej wigilii wspominamy tamta pamiętną z przygodę – zakończyła swoją "opowieść wigilijną" internautka.Więc ja, niewiele myśląc, mówię: OK, nasi rodacy zachowali się jak świnie... Ja go zabiorę do domu na wigilię i święta. Możecie sobie wyobrazić minę mojego męża, gdy wróciłam w wigilię z pracy z obcym facetem - w dodatku Rosjaninem - i powiedziałam, że będzie u nas w święta.
Seryjni gospodarze wigilijni
Zachowanie pustego talerza w imię tradycji, to był oczywiście żart. Wielu z nas po prostu boi się wpuszczać do domu nieznajomych.
– Można nie wpuścić obcego, bo chodzi dużo oszustów i naciągają starszych, naiwnych ludzi albo po prostu kradną. Nie wiem jakbym zareagowała. Myślę, że w domu pełnym ludzi czułabym się pewniej i prawdopodobnie bym zaprosiła do domu. A jeżeli nie, przynajmniej zaproponowałabym jedzenie "na drogę" – pisze Małgorzata.
Są jednak osoby, które mają więcej zaufania do ludzi i goszczą obcych co święta. Nawet jeśli do kościoła im nie po drodze.
Drudzy z kolei krzewią tradycję za granicą.W moim rodzinnym domu bardzo wielu samotnych wędrowców przewinęło się w świąteczne dni i nie tylko. Ot, taka tradycja, choć z Kościołem nie byliśmy i nie jesteśmy w przyjaźni... bo żarliwa modlitwa to nie człowieczeństwo, ale za to spora hipokryzja owszem.
"To było dla mnie coś oczywistego"Ja prawie co roku mam u siebie kogoś na Wigilię. Przez te wszystkie lata w Niemczech nazbierało się trochę tego. Czasem były to panie, które przyjeżdżały do opieki nad starszymi osobami, czasem znajomi, którzy zostali sami w Wigilię. Nie zawsze byli to Polacy. U nas drzwi są otwarte dla każdego.
Pani Bożena, z którą miałem okazję porozmawiać, miała interesującą przygodę pod koniec 90. – Do sąsiadki przyjechała kuzynka z okolic Łodzi. Spotkałam ją przypadkiem, kiedy wyszłam z mieszkania. Zauważyłam, że strasznie długo stała pod drzwiami. Zapytałam po co, bo sąsiedzi wyjechali – mówi moja rozmówczyni. Nieznajoma przyznała, że jest "nietutejsza". Pani Bożena postanowiła jej pomóc i przenocować.
Drugiego dnia, w Wigilię, poszły na dworzec PKS, by dowiedzieć się jak dojechać do wsi, w której miała się spotkać z sąsiadką Bożeny. – Okazało się, że już nie ma tam żadnych połączeń, więc zaprosiłam ją do siebie na Wigilię. To było dla mnie coś oczywistego, tak powinno się postąpić – wspomina. Na drugi dzień zabłąkanej kobiecie już udało jej się dotrzeć do sąsiadki.
Pani Bożena opowiedziała o tym swojemu mężowi. Nie był zdziwiony. – Powiedział, że kuzynka podrywała go w naszym domu! A wiedziała, że jesteśmy małżeństwem. Byłam naiwną idealistką, ale takie są niektóre kobiety – wspomina ze słodko-gorzkim uśmiechem.