Netflix nakręcił średniaka, który jest hitem. Fenomenu "Nie otwieraj oczu" nie da się przeoczyć

Bartosz Godziński
Thriller "Nie otwieraj oczu" trafił na Netflixa dwa tygodnie temu i wciąż wywołuje ogromne poruszenie w sieci. Trudno nie natknąć się gdzieś na wzmiankę o filmowym przeboju lub mema z Sandrą Bullock. Niektórzy uważają, że cała otoczka to efekt akcji marketingowej, a film bije kolejne rekordy.
"Nie otwieraj oczu" stało się hitem m. in. za sprawą memów Fot. Netflix / Materiały prasowe
"Nie otwieraj oczu" ("Bird Box") możemy oglądać od 21 grudnia 2018 roku. Oryginalna produkcja Netflixa prezentuje post-apokaliptyczną wizję świata, w której tajemnicza siła wybija ludzkość. Jedyną szansę na przeżycie zdradza polski tytuł filmu.

Umiarkowane recenzje w internecie

Średnia ocen widzów jest nieco powyżej średniej - na Filmwebie ma 6,5/10, a na IMDb - 6,8/10. Krytycy są bardziej surowi.
Średnia ocen krytyków w serwisie to 5.4/10Screen z mediakrytyk.pl
Screen z Rotten Tomatoes
Dla mnie film ma w sobie niewykorzystany potencjał. Nie można otwierać oczu? Koncept brzmi podobnie jak w "Cichym miejscu", gdzie bohaterowie musieli być cichutko jak mysz pod miotłą, ale nie został tak pomysłowo zrealizowany.

Film jest płytki i ma pełno dziur w scenariuszu, a napięcie jest rujnowane mało logicznym, a raczej głupim zachowaniem bohaterów. Nużący, dwugodzinny seans ma do tego rozczarowującą i błahą końcówkę. Skojarzyło mi się to z inną produkcją Netflixa z zeszłego roku - "Anihilacją".

Wysyp memów

Recenzje filmu nie zachęcały do włączenia przycisku odtwarzania. Co innego memy! Na Twitterze są ich tysiące. Powstają nawet artykuły o obrazkach z tego filmu. I podobnie jak wielu innych widzów - chciałem zrozumieć nie tylko memy, ale na własne oczy przekonać się, o co takie wielkie halo. Niektórzy uważają, że to szeroko zakrojona akcja samego Netflixa. Teorie spiskowe zostawiam innym. Faktem jest, że "Nie otwieraj oczu" odniosło ogromny sukces i memy się do tego przyczyniły. "Czarne Lustro: Bandersnatch" również podbiło w ostatnim czasie internet, ale produkcja prezentuje zupełnie inną jakość.

Nowy rekord Netflixa

Producent pochwalił się świetnym wynikiem już tydzień po premierze. Został wyświetlony przez 45 milionów kont i ustawia nowy rekord dla debiutującego filmu na platformie. Można przypuszczać, że film włączyło przynajmniej 45 milionów osób... ale czy obejrzeli go do końca? Netflix zapewnia, że oglądalność jest liczona, gdy przekroczone zostaje 70% całkowitego czasu produkcji. Nie ma tu więc mowy o przypadkowych kliknięciach lub odpaleniu filmu na chwilę.


Jednak nie trzeba być Nostradamusem, by przewidzieć, że rekord zostanie podbity jeszcze w tym roku - na platformę trafi "The Irishman" Martina Scorsese z oszałamiającą obsadą (Robert De Niro, Al Pacino, Harvey Keitel, Joe Pesci). To póki co najdroższa produkcja Netflixa - jej budżet wynosi 175 mln dolarów.

Reakcje milenialsów mówią wszystko

Niektórzy młodzi widzowie nie zdają sobie sprawy kim jest aktorka, która wciela się w główną rolę. Jeden z internautów nazwał zdobywczynię Oscara... "tą panią z 'Nie otwieraj oczu'". I porównał ją do Michaela Jacksona. Można poczuć się naprawdę staro.
Film został też przez okrzyknięty przez internautów mianem "przerażającego". Ach ta dzisiejsza młodzież... Memy u niektórych weszły za mocno i organizują tak zwane "Bird Box Challenge" - zakładają sobie opaski na oczy, spacerują po mieście i... przechodzą przez ulicę. Za zadanie mają przetrwać tak przez 24 godziny.
Brzmi i wygląda to szalenie niebezpiecznie. Sam Netflix zaapelował na Twitterze o zdrowy rozsądek i nie podejmowanie wyzwania.

Wycięta scena będzie jeszcze większym hitem

Na koniec rzecz, która mogłaby spowodować jeszcze większe zamieszanie w internecie. Owa tajemnicza siła ukazała się bohaterce granej przez Sandrę Bullock. Usunięto ją z filmu. I nie ma co się dziwić. "To był zielony facet z przerażającą twarzą dziecka" – przyznała aktorka.

Postać, która przypominała skrzyżowanie węża z grubym bobasem, miała z pewnością sens na kartce scenariusza, ale w praniu wyszło co innego. Mam nadzieje, że ta scena kiedyś wypłynie do sieci.