Inż. Mamoń nie byłby zachwycony: Toyota kończy z graniem starego, znanego przeboju. RAV4 ma być zupełnie nowym hitem
Na rynku pojawia się piąta generacja samochodu, od którego – w roku 1994 – zaczęła się wielka moda na SUV-y. Przyjrzeliśmy się Toyocie RAV4 w jej nowym wcieleniu. Bardzo nowym, jeśli uwzględnić, że samochód nie ma praktycznie nic wspólnego z dotychczasową, oferowaną od roku 2012, konstrukcją.
W tym przypadku projektanci zaczęli od pustej kartki papieru. Albo może raczej: od nowej platformy TNGA; tej samej, która zostanie wykorzystana w nowej Corolli, Priusie oraz C-HR.
Nieco niższa linia dachu plus czarne wstawki w dolnej części karoserii znacznie wysmukliły auto•Fot. mat. prasowe
Mniej znaczy więcej
Choć nowa generacja – wbrew współczesnym trendom – jest krótsza (mierzy 4,6 metra, czyli o 5 milimetrów mniej, niż do tej pory), to w przypadku wymiarów wewnętrznych mamy do czynienia z naprawdę zauważalną poprawą stanu rzeczy. Zwiększyły się rozstaw osi (o 30 milimetrów, teraz wynosi 2690 milimetrów) i szerokość (o 10 mm, do 1885 milimetrów), w efekcie zapewniając znacznie więcej miejsca pasażerom.
Urósł także bagażnik. Jego pojemność wynosi 580 litrów (79 litrów więcej, niż do tej pory), a to rekordowa wartość w tej klasie samochodów. Dodatkowo przestrzeń bagażowa wydłużyła się o 6 centymetrów i jest całkowicie płaska.
Zapakujesz tu naprawdę sporo bagażu•Fot. mat. prasowe
O tym, że mamy do czynienia z samochodem naprawdę przystosowanych do współczesnych realiów świadczą takie elementy wyposażenia, jak chociażby ładowarka indukcyjna oraz aż 5 portów USB (z dwóch skorzystają pasażerowie tylnej kanapy), oferujących natężenie ładowania równe aż 2,1 A.
Bardziej kanciasty tradycjonalizm
Stylistyka? Rzeczowa, spokojna. Projektanci znów pamiętali, że RAV4 ma być przede wszystkim rozsądnym pojazdem rodzinnym. Jeżeli wodotryski wizualne są dla ciebie ważniejsze, niż aspekty praktyczne, wyjeżdżasz z salonu mniejszym modelem C-HR.
W piątej generacji samochodu postawiono na bardziej zdecydowane przetłoczenia karoserii. Choć daleko do tego, aby uznać, że nadwozie zostało ociosane siekierą, to jednak w porównaniu z poprzednikiem wyraźnie widać tutaj miękkich, delikatnych, "japońskich" linii nadwozia. Przez jednych odbieranych jako urocze, przed drugich jako nijakie.
W kabinie: bez większych ekstrawagancji. Wszystko "po toyotowemu" rozłożone w sposób rozsądny, przemyślany. Znajdziesz tu zarówno elementy kojarzące się z Corollą, jak i smaczki nawiązujące np. do świętej pamięci modelu FJ Cruiser, takie jak wielkie, pokryte gumą pokrętła. A więc nawet jeżdżąc RAV4 po bułki do sklepu, możesz wyobrażać sobie, że właśnie zdobywasz za jej kierownicą koło podbiegunowe i niektórymi funkcjami możesz sterować nawet w grubych rękawicach na dłoniach.
Wnętrze zachwyci raczej miłośników zdrowego rozsądku, niż odjazdowych eksperymentów stylistycznych•Fot. mat. prasowe
Poza asfaltem
Firma bardzo mocno skupiła się na tym, aby nowa RAV4 była naprawdę dzielna po zjechaniu z asfaltu. Na szczęście nikt nie zaczyna mi wmawiać, że ten samochód posiadł możliwości prawdziwych terenówek, lecz ponoć w świecie SUV-ów ma oferować zupełnie nową jakość. Ma to być zasługą m. in. systemu nazywanego – bez skojarzeń prosimy – Auto LSD (Automatic Limited-Slip Differential), znanego chociażby z wielkiej Tacomy.
Chodzi tu o autorskie rozwiązanie Toyoty, w którym silnik elektryczny zastępuje blokadę mechanizmu różnicowego – momencie uślizgu któregoś z kół, skutecznie przekazuje moment obrotowy tam, gdzie przysczepność została zachowana. W sytuacjach podbramkowych może przydać się jeszcze jeden szczegół techniczny: nowa RAV4 może przekazywać na tylną oś aż 80 procent momentu obrotowego (do tej pory było to 60 procent).
Życie i zdrowie: w cenie
Na pokładzie znajdziesz najnowszą wersję systemu Toyota Safety Sense, czyli pakiet, w skład którego wchodzą m. in. system antykolizyjny PCS (reaguje nie tylko na inne pojazdy mechaniczne, lecz także rowerzystów i pieszych – również po zmroku) czy też asystent pasa ruchu LTA. Ten drugi potrafi kontrolować tor jazdy przy pomocy delikatnych korekt położenia kierownicy, również na zakrętach. To część rozwiązań, dzięki którym – jak twierdzi Toyota – nowa RAV4 jest samochodem pół-autonomicznym.
Zestaw czujników na bieżąco monitoruje sytuację na drodze•Fot. naTemat
Pamiętasz, aferę dotyczącą zacinających się pedałów gazu w samochodach Toyoty? Jej efektem – na szczęście – było nie tylko 8 milionów samochodów wezwanych do serwisów lub wycofanych z rynku oraz wielki kryzys wizerunkowy. To właśnie ta sytuacja zapoczątkowała bezprecedensową, realizowaną od roku 2015, decyzję koncernu z Kraju Kwitnącej Wiśni: za bezpieczeństwo nie będziemy żądać od klienta dodatkowych pieniędzy (doprecyzujmy: w niektórych modelach może to być co najwyżej niewielka kwota, porównywalna z dopłatą do lakieru metalicznego).
No to jazda!
Jesteś miłośnikiem silników wysokoprężnych? A więc salony Toyoty wciąż możesz omijać szerokim łukiem – w tym SUV-ie nie znajdziesz żadnego diesla. Co z "benzynowymi tradycjonalistami"? Ci otrzymują dwulitrowy, 173-konny, motor, który może być zesparowany albo ze skrzynią manualną, albo bezstopniową przekładnią Direct Shift CVT.
W przypadku tego modelu hybrydy dzielą i rządzą•Fot. naTemat
W przypadku nowego SUV-a zespół hybrydowy (z jednostką benzynową o pojemności 2,5 litra i przekładnią wyłącznie automatyczną) wytwarza 221 Nm maksymalnego momentu obrotowego oraz moc równą albo 218, albo 222 KM, w zależności od tego, czy jest to wersja 4x2 czy 4x4.
Za podstawową wersję nowej Toyoty RAV4 (benzyna, napęd na przednią oś, manualna skrzynia biegów, wyposażenie Active) przyjdzie zapłacić 109 900 zł. Za równo 10 tysięcy więcej dostaniesz do tego napęd na wszystkie koła. Natomiast dokładając do ceny bazowej 20 tysięcy, otrzymasz najtańszą hybrydę 4x2. Na szczycie oferty znajduje się hybryda z napędem na wszystkie koła i pakietem wyposażenia Executive – wyceniono ją na 179 900 zł.