Sprawca ataku na Adamowicza dostał napadu drgawek, ma złamany nos. Spędził noc w szpitalu

Rafał Badowski
Stefan W., który zaatakował podczas finału WOŚP prezydenta Pawła Adamowicza, nie spędził nocy w policyjnej celi. Dostał ataku drgawek i przewieziono go do jednego ze szpitali. Miał też złamany nos i uraz ręki, których doznał prawdopodobnie wtedy, gdy był obezwładniany tuż po ataku na prezydenta.
Stefan W. zaatakował nożem prezydenta Adamowicza. Na zdjęciu z prawej podczas napadu na bank. Fot. Zdjęcia z monitoringu / Policja

Aktualizacja z 14.01.2019 z godz. 14.40
Pomimo starań lekarzy i wielogodzinnej walce o życie prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zmarł w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Gdańsku. Czytaj więcej

Stefan W. spędził kilka godzin na SOR-ze w jednym z gdańskich szpitali – podaje Wyborcza.pl. Trafił tam w asyście policji po tym, jak dostał ataku drgawek.

– Miał też złamany nos i uraz ręki, obrażenia otrzymał prawdopodobnie jeszcze na scenie w chwili, gdy był obezwładniany, a być może także przy sprowadzaniu go z podestu – powiedział portalowi jeden ze śledczych.

Około 3:00 nad ranem policjanci przewieźli nożownika na konsultację do jednego z gdańskich szpitali psychiatrycznych. Jak podaje nieoficjalnie Wyborcza.pl jako nastolatek miał być leczony psychiatrycznie w jednym ze specjalistycznych szpitali w Gdańsku. Zastępca prokuratora generalnego Krzysztof Sierak powiedział wcześniej, że są wątpliwości co do poczytalności Stefana W.


Prezydent Adamowicz został zaatakowany podczas Światełka do Nieba WOŚP w Gdańsku.
– Mężczyzna, który zaatakował prezydenta, chodził jeszcze przez dobre 20 sekund po scenie i wymachiwał ostrym narzędziem. W pewnym momencie wrócił do leżącego Pawła Adamowicza – i jeszcze się nad nim pochylił. To też potwierdzają filmiki – relacjonował reporter Radia Gdańsk.

– Raz wpadł, zakręcił się, prawdopodobnie podskoczył do prezydenta. Wrócił się, panu prowadzącemu wyrwał mikrofon, miał w ręku czarny sztylet, ja bym go tak nazwała. Ochrona mu go wyrwała. Nóż upadł mi pod nogi, potem ochrona na niego nadepnęła. Nie było policji – wspominała mieszkanka Gdańska, która stała najbliżej sceny.

źródło: Wyborcza.pl