Zaskakujące fakty o zabójcy Adamowicza. Rodzina Stefana W. miała dostać mieszkanie od prezydenta
"Dziennik Bałtycki" przybliża swoim czytelnikom dokładniejszą sylwetkę Stefana W., zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Fakty, które udało się ustalić gazecie, uzupełniają luki w życiorysie nożownika, o których do tej pory nikt prawie nie wiedział. Zaskakujący jest zwłaszcza wątek jego miejsca zamieszkania.
Rozmówca gazety przyznaje, że Stefan W. lubił na ulicy wyrywać kobietom torebki, czy kraść telefony komórkowe, z czym za bardzo się nie krył.
– Na forach w internecie chwalił się nawet, że obrobił bank i wyjeżdża na wakacje. Śmieszy mnie, że policja przy napadach na banki tak długo go rozpracowywała, kiedy wszyscy wokół wiedzieli. Wiem, że dostał łomot przy zatrzymaniu za tę sprawę. Później niejednokrotnie mówił: "pozabijałbym wszystkich, którzy mnie wpakowali do pierdla". On tego nie mówił "dla jaj", tylko na poważnie – dodał gdańszczanin.
"Dziennik Bałtycki" ustalił także, że zabójca prezydenta Gdańska "umiał posługiwać się nożem" i był "fanatykiem broni".
– Z tego co wiem, nigdy nigdzie nie pracował. Nie pochodzi z rodziny patologicznej. Rodzice i rodzeństwo są normalni. Najczęściej spotykało się go naćpanego albo pijanego w "siódemkach", czyli salonach gier z automatami. Szczególnie takim, który stał na pętli tramwajowej w Oliwie. Można powiedzieć, że on praktycznie tam mieszkał – opowiadał anonimowy rozmówca gazety.
Przyznał nawet, że przed świętami widział Stefana W. Miał być nieobecny i dziwnie się zachowywał. – Na pewno zmieniło go więzienie czy raczej siedzący tam ludzie. Zachowywał się dziwnie, nienaturalnie, tak jakby nie był do końca obecny. Wyglądał, jakby był świeżo naćpany. Nie panował nad swoimi ruchami, wzrok mu uciekał – dodał.
W. mieszkał z rodziną na pierwszym piętrze w kamienicy w Gdańsku Oliwie. Mieszkańcy budynku przyznają, że to lokum komunalne, na których przydział przyznaje zgodę... prezydent Gdańska.
– Mieszkanie komunalne wcześniej zajmował mężczyzna nadużywający alkoholu, który w końcu został eksmitowany. Dopiero teraz do mnie dochodzi, że W. mogli zawdzięczać przydzielenie lokalu prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi. Potem ojciec Stefana W. zginął w wypadku samochodowym. Matka została sama z dziećmi. Jakiś czas temu wyprowadziła się z córką, synowie zostali sami w lokalu – opowiada jeden z nich.
Stefan W. po dokonanej zbrodni na Pawle Adamowiczu trafił do policyjnego aresztu. Został przesłuchany. Nie przyznaje się do winy. Służby poinformowały, że W. chorował na schizofrenię.
Źródło: "Dziennik Bałtycki"