Ludzie masowo udostępniają teorię spiskową w sprawie Adamowicza. "Ten ktoś sieje zamęt"

Katarzyna Zuchowicz
Anonimowy wpis udostępniło już mnóstwo internautów. Jego autor napisał tylko, że pracował w wojsku i w policji, i sugeruje, że w tym zdarzeniu nic nie było przypadkowe. "Trzeba ćwiczyć tygodniami, żeby takim nożem zadać takie ciosy" – twierdzi. Niektórzy komentują, że to sensowna diagnoza, inni nazywają to bzdurą. – Ktoś dorabia propagandę do tego, co jest pospolitym bandytyzmem – reaguje w rozmowie z naTemat były dowódca GROM gen. Roman Polko.
W internecie już pojawiają się teorie spiskowe na temat ataku na prezydenta Pawła Adamowicza. Fot. Bartosz Bańka/Agencja Gazeta
Anonimowy internauta analizuje precyzję, z jaką uderzył napastnik. Twierdzi, że albo trzeba być wyszkolonym, albo mieć szczęście. "Ostrze miało około 15 cm długości. Trzeba ćwiczyć tygodniami, żeby takim nożem zadać takie ciosy" – pisze.

Dalej porównuje, jak uderzają nożownicy amatorzy, dochodzi do wniosku, że ten z Gdańska musiał mieć ponadprzeciętną wiedzę z anatomii i technik walki. Musiał być wyszkolony, a ciosy były zadane w takiej kolejności, jak uczą się komandosi. "To nie był amator po prostu" – konkluduje.

"Żerowanie na pamięci prezydenta"
Pod postem osoby, która trafiła w sieci na tę teorię znajduje się blisko 5 tys. komentarzy. Ma 22 tys. udostępnień, rozchodzi się również na Twitterze.

Jakie wywołuje reakcje, łatwo się domyślić. Część już doszukuje się prawdy, inni wołają o pomstę do nieba. Anna Mierzyńska, specjalistka od social media, proponuje na Twitterze dużą ostrożność przy jego rozpowszechnianiu. "Ten post jest rozpowszechniany w sieci w specyficzny sposób. Otóż nie ma autora" – zwraca uwagę.


Na początku pisze on, że pracował w wojsku i policji, ale dalej w innym miejscu , że zna statystyki jako były protokolant. Czyni analogię do ugodzeniu Jezusa włócznią przez setnika. Twierdzi też, że twarz napastnika nie była widoczna na nagraniach i wydaje mu się to podejrzane.

Tu jeden z internautów odpowiada: "W czasie finału WOŚP to był mój obowiązek. Kamery były ustawione na szerokim planie, bo odliczaliśmy światełko do nieba, które pokazuje się w szerokim planie właśnie".

– Ktoś, kto pisze takie rzeczy zasługuje na potępienie. Nie podpisał się pod tym, sieje zamęt. To wredne w obliczu śmierci pana prezydenta. Pseudonaukowe dywagacje, normalny człowiek takich bzdur nie pisze. Mamy do czynienia z żerowaniem na pamięci św. pana prezydenta. Wręcz nazwałbym to bezczeszczeniem jego pamięci. Ktoś dorabia propagandę do tego, co jest pospolitym bandytyzmem – reaguje w rozmowie z naTemat były dowódca GROM gen. Roman Polko.

Jak szkolą się używać noża
Zapytaliśmy byłych oficerów GROM, co o tym sądzą, gdyż autor wpisu pisze wprost, że ciosy były dwa, "dokładnie w takiej kolejności jak uczą się komandosi". Czy tak byli szkoleni?

– Komandosów uczy się myślenia, strzelania, taktyki, działania. A ciosów nożem, można uznać, hobbystycznie. To jest jeden z elementów, na który podczas szkolenia nie zwraca się specjalnie uwagi. W ogóle trudno mówić o jakiejś jednolitej szkole tego, jak komandosi są szkoleni. Nie ma żadnego schematu, według którego szkoliliby się z posługiwania nożem. A jeśli mówimy o komandosach to o których? Z Lublińca? Z GROM-u? – odpowiada gen. Polko.

Płk Andrzej Kruczyński, były oficer GROM uprzedza, że nie przywiązywałby do tego większej wagi. A rasowym komandosom nóż służy do czegoś zupełnie innego, nie do walki. – Do walki służy pistolet, karabinek, inne rzeczy – zaznacza w rozmowie z naTemat. Nie słyszał o walce komandosów na noże.

– Nie wszyscy żołnierze w siłach specjalnych czy innych formacjach są tak świetnie wyszkoleni, żeby walczyć ostrym nożem. To czysta teoria. W Polsce jest może kilkunastu pasjonatów, którzy robią to perfekcyjnie, ale nie doszukiwałbym się tutaj głębszego dna. Myślę, że ta teoria jest bardzo naciągana. To jeden z głosów w dyskusji, było ich już mnóstwo – uważa.
Atak na prezydenta Gdańska, 13 stycznia 2019.Fot. Bartosz Bańka/Agencja Gazeta
Wcale nie musiał się szkolić
Pytam, czy jednak komandosi mogą być szkoleni tak, jak wymienia autor wpisu. – Komandos ma na sobie kamizelkę kuloodporną, czy nawet nożoodporną. Trudno ją przebić. Jeśli byłbym uczony, że mam dźgać w serce, to byłbym idiotą dźgać w serce w starciu "komandos z komandosem", czy z rasowym terrorystą, który też potrafi założyć kamizelkę – odpowiada.

Jak tłumaczy, walka nożem wygląda inaczej: – Polega na tym, że robi się pozorne, niewinnie nacięcia w czułych miejscach. Efekt jest taki, że ten ktoś po prostu się wykrwawi. Nie muszę dostać się do serca, do innych ważnych narządów, by tak się stało.

Nasi rozmówcy twierdzą, że napastnik wcale nie musiał się szkolić, by zadać takie ciosy, jakie zadał.

"Wyszkolony w więzieniu"
Mężczyzna, który zaatakował pana prezydenta, spędził kilka lat w więzieniu, tam mógł się zradykalizować. Więzienie ma swoją specyfikę, człowiek przebywa z różnymi osobami. Im się potwornie nudzi, mogą pewne umiejętności opanować do perfekcji. Jeśli się uczył, to myślę, że w zakładzie karnym, rozmawiając ze współwięźniami. Dostęp do wszystkich programów telewizyjnych również jest tam ograniczony – ocenia płk Kruczyński.

Gen. Polko mówi, że noże kosztują 100-200 zł i są ogólnie dostępne. Instrukcje terrorystów, w jaki sposób uderzać, jakim nożem, i jakie rany mogą okazać się śmiertelne, można znaleźć w internecie. Wcale napastnik nie musiał ćwiczyć tygodniami.

– Nie potrzeba super specjalnego szkolenia komandosów. To jest mit. Nie musiał ćwiczyć tygodniami. Ale nie posądzam go o to, by korzystał z instrukcji dla terrorystów pisanych przez ISIS, które w ten sposób nawołuje do ataków za pomocą noża. To zwykły bandyta, który wziął długi nóż i z niepospolitą determinacją mocno ugodził ofiarę – podkreśla generał.

Przypadkowe uderzenia
13 stycznia wszyscy widzieliśmy, jak szybko napastnik zaatakował. To były sekundy. Jak to możliwe, że ciosy były tak dokładne?

Sytuacja była dynamiczna, na pewno po stronie atakującego była adrenalina. Były emocje, tysiące osób, które patrzą. Gdyby chciał, mógłby dźgnąć jeszcze kilkanaście razy, nie tylko prezydenta, ale również inne osoby. Pamiętajmy, jak wyglądała sytuacja na scenie. Prezydent stał prostopadle do publiczności, napastnik zaatakował go lekko pod kątem, z boku. Zaatakował na takiej wysokości, na jakiej był. To był przypadek – ocenia płk Kruczkowski.

Podkreśla, że nie doszukiwałby się żadnego podtekstu, ani drugiego dna.

Gen. Polko: – Prezydent stał, miał lewą rękę podniesioną. Poniekąd wyeksponował to najczulsze miejsce i chyba z tego względu ten cios tam wylądował. To przypadek.