To on powalił zabójcę Adamowicza na scenę. Teraz opisał przerażający moment

Rafał Badowski
Człowiek, który obezwładnił Stefana W., nie czuje się bohaterem. – Absolutnie nie. Rozmawiałem z kolegami z branży i wiem, że każdy z nas po prostu zrobiłby to sam – powiedział w TVN24 mężczyzna, który powalił na scenę mordercę Pawła Adamowicza.
To pracownik techniczny powalił Stefana W., zanim podbiegli do niego pracownicy ochrony. Fot. Screen Facebook / Radio Gdańsk
Stefan W. wszedł na scenę gdańskiego finału WOŚP i zadał ciosy nożem prezydentowi Gdańska. Mało kto zdawał sobie wówczas sprawę z tego, co się stało. Zamachowiec jeszcze kilkadziesiąt sekund triumfalnie chodził po scenie.

Gdy pracownik techniczny obezwładniał Stefana W. nie wiedział, że prezydent Gdańska został zaatakowany. Zobaczył jednak człowieka z nożem i to zdecydowało, że postanowił go obezwładnić. Podkreślił, że nie wiedział, "jakie (Stefan W. - red.) ma zamiary i co chce zrobić".

– W momencie, kiedy wychodziłem z boku sceny, on jeszcze stał przodem do widowni i miałem moment zawahania, w momencie, w którym on się do mnie odwrócił – tłumaczy. Zobaczył jednak, że mężczyzna "już szedł, więc już trzeba było coś zrobić". 


Według jego relacji, Stefan W. nie stawiał większych oporów. – Czy się poddał, czy jemu się kolana ugięły, czy moje szarpnięcie było na tyle mocne, że on się przewrócił, nie wiem – relacjonuje. Jak mówi, jako technik i realizator jest nauczony tego, żeby przede wszystkim zachować spokój. – To na nas wszyscy polegają, że mamy naprawić wszystkie niedogodności, aby przedstawienie trwało dalej – wyjaśnia.

Już na drugi dzień po zamachu na prezydenta Gdańska było wiadomo, kto obezwładnił Stefana W., który zadał śmiertelne ciosy nożem Pawłowi Adamowiczowi. Pracownik techniczny jako pierwszy podbiegł do sprawcy ataku, zanim zrobili to pracownicy ochrony, nie chciał jednak stawiać się w roli bohatera. Przygotowywał scenę dla muzyków i gości. Nie podajemy jego danych, gdyż prokuratura zobowiązała go do zachowania anonimowości.

"Bardzo dziękuję za miłe słowa, aczkolwiek nie chcę się stawiać w roli żadnego bohatera. Bardzo proszę, trzymajmy kciuki za człowieka by z tego wyszedł. A mi dajcie proszę chwilę na oddech i niedrążenie tematu" – napisał na Facebooku na drugi dzień po zajściu, jednak potem usunął wpis.

Źródło: TVN24