Owsiak szczerze o ataku na Adamowicza. "Ostatnie cztery godziny finału WOŚP były najtrudniejsze w moim życiu"

Ola Gersz
Podczas tegorocznego finału po raz pierwszy się coś rozsypało. Nic już nie było takie jak kiedyś. O tym, że zamierzam zrezygnować, powiedziałem w fundacji 10 minut przed konferencją – wyznał Jerzy Owsiak w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Owsiak powrócił na stanowisko prezesa WOŚP Fot. Adam Stępięń / Agencja Gazeta
Atak nożownika Stefana W. na Pawła Adamowicza podczas finału WOŚP w Gdańsku oraz śmierć prezydenta w szpitalu wstrząsnęły całą Polską. Oczy wszystkich zwrócone były i na to położone w żałobie miasto, i na Jerzego Owsiaka, który niespodziewanie zrezygnował z prowadzenia fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jednak w pewnym sensie Polacy nie pozwolili Owsiakowi odejść. W rezultacie po pogrzebie prezydenta Gdańska ogłosił, że wraca i będzie pracował "10 razy bardziej mocniej". Teraz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Owsiak wyznał, co czuł w tych dramatycznych godzinach. Jak wyjawił, cztery ostatnie godziny finału były najtrudniejszymi godzinami w całym jego życiu.


– Powiedzieli mi ludzie z naszej ekipy – powiedział o ataku na Adamowicza podczas światełka do nieba. – Nie chwyciłem powagi sytuacji. Pierwsza myśl: ktoś wpadł na scenę i zrobił burdę, będzie o tym głośno, przed nami dużo roboty – opowiedział.

Od razu do Owsiaka zaczęły napływać jednak nowe wiadomości. – Nasi lekarze dzwonili do kolegów z Gdańska, by dowiedzieć się więcej. Ale to Danek (kardiochirurg, prof. Bohdan Maruszewski, członek zarządu WOŚP – red.) uzmysłowił nam, jak poważna jest sytuacja – powiedział Owsiak.

Na pytanie dlaczego zrezygnował z prowadzenia Orkiestrą, odpowiedział, że tak "podyktowało mu serce", bo "po raz pierwszy coś się rozsypało". – Stół, za którym siadam na konferencji po finale, jest zawsze kolorowy, ugina się od przedmiotów przekazywanych na aukcje. Tamtego dnia był czarny. Nic już nie było takie jak kiedyś. Ten widok przeważył. O tym, że zamierzam zrezygnować, powiedziałem w fundacji 10 minut przed konferencją – wspominał.

Jurek Owsiak podkreślił również, że czuł się odpowiedzialny wobec innych pracowników fundacji. – Nie miałem pewności, czy będą chcieli ze mną dalej pracować. Równie dobrze za jakiś czas mogli powiedzieć, że nie sprawdziłem się, skoro do czegoś takiego doszło – zaznaczył.

O tym, że wraca, zdecydował spontanicznie. – W poniedziałek po rezygnacji jak co tydzień poprowadziłem wieczorną audycję w Antyradiu. Przyjechali tam po mnie współpracownicy i poprosili, bym wrócił z nimi do fundacji. Czekała tam niemal cała ekipa. Ludzie chcieli być razem. Nieprawdopodobnie scalająca sytuacja. Gadaliśmy, ja ryczałem, oni ryczeli – szczerze opowiedział Owsiak.

Emocje wzięły górę po pogrzebie prezydenta. – Kiedy po pogrzebie wyszliśmy z kościoła, czekała na nas cała fundacyjna ekipa. Sami się zorganizowali i przyjechali, aby być z nami. Popatrzyłem na nich wszystkich i to poczułem. Odprowadziliśmy ich do autobusu. W drodze do hotelu, przy Motławie, powiedziałem do Krzycha (Krzysztof Dobies, rzecznik prasowy WOŚP –red.): "Masz sprawny telefon? To nagrywamy". Powiedziałem "wracam" – relacjonował prezes WOŚP.


Jak wyjawił Owsiak, w tym momencie spadł mu kamień z serca. – Nie było w tym żadnej kalkulacji! To jest nasza fundacja, a ja poczułem, że chcę z nią być – podkreślił. Zaznaczył również, że "dystansuje się do wszystkich dyskusji o charakterze politycznym w kontekście tragedii w Gdańsku".

Co dalej z WOŚP? – Nie wprowadzimy nowych zasad, dodatkowych ochroniarzy ani jednostek specjalnych. Życie pokazuje, że choćbyśmy nie wiem jak chronili lotniska, jak np. to w Brukseli, i maratony, jak np. ten w Bostonie, to jeżeli jest samotny wilk, który chce dokonać zamachu, to zrobi to. (...) Uważam, że prośby o bezpieczeństwo bardziej musimy kierować do ludzi. By byli uważni, by reagowali – podkreślił.

źródło: Gazeta Wyborcza