Hejt na Magdalenę Adamowicz pokazał coś ważnego. Tak często traktujemy wdowy
Magdalena Adamowicz zawiodła. Zawiodła tych, którzy oczekiwali, że zachowa się jak stereotypowa wdowa. Powinna przecież niewiele mówić, być cicha i wycofana. Już wieki temu społeczeństwo stworzyło taki właśnie model wdowy. Tej tradycji akurat się trzymamy. Doskonale wiemy, co powinna, a czego nie powinna robić kobieta, która właśnie straciła męża. W rzeczywistości te zasady są jednak zupełnie inne.
Pisząc o "zasadach", mam na myśli... brak zasad. Nie ma idealnego rozwiązania, dopasowanego do wszystkich schematu, jak przeżywać żałobę. To może być banał, ale tak jak każdy z nas jest inny, tak każdy ma prawo inaczej radzić sobie ze stratą.
Michaela Dłużniewska, psycholożka z Fundacji "Nagli Sami", przyznaje, że jako społeczeństwo mamy w głowie różne wyobrażenia żałoby, które wynikają z naszych doświadczeń i z historii naszego życia.
– Zapominamy, że ta konkretna osoba ma również swoje potrzeby i swoje wyobrażenia na temat tego, jak chce opłakać śmierć. Czy chce ją opłakiwać, czy nie chce tego robić, czy chce rozmawiać, czy nie chce, czy chce wychodzić do ludzi czy nie – mówi.
Nasze przekonania dotyczące tego, co może, a czego nie może wdowa, bywają krzywdzące. Rozmówczyni naTemat przyznaje, że do Fundacji często przychodzą ludzie, którzy mówią o tym, że nie są w stanie sprostać oczekiwaniom bliskich.
– Wdowa może usłyszeć od swoich bliskich, że ma chodzić przez cały rok na czarno ubrana, nigdzie nie wychodzić i nie cieszyć się z życia. Mogą pod jej adresem paść też komentarze typu: "ile można płakać, minęły przecież trzy miesiące, powinnaś się ogarnąć" i to są dwa sprzeczne komunikaty – podkreśla Dłużniewska.
Osoba, która traci kogoś bliskiego, jest w kryzysie, to pewne. Dlatego zdaniem niektórych wdowa może tylko płakać. Obraz jest wtedy spójny. Zgrzyta natomiast, kiedy zamiast siedzieć w domu kobieta wychodzi do ludzi i mówi… Opowiada o tym co czuje, opowiada o bliskim, który nie żyje. Nikt nie ma jednak pojęcia, ile kosztuje ją wstanie z łóżka, wyjście na zakupy czy zrobienie dzieciom obiadu.
Mówienie, zwłaszcza o bliskim, którego już nie ma, może też być jednym z elementów, który pomoże podnieść się po stracie. – Chce to jakieś jego przesłanie życia tchnąć dalej, chce z tego wydobyć coś dobrego i to jest tak, że ma do tego prawo i najprawdopodobniej taka reakcja jest jej w tym momencie najbardziej potrzebna. Ona z tych relacji czerpie sama dla siebie wsparcie – tłumaczy Michaela Dłużniewska i dodaje, że nie powinniśmy zapominać, że taka osoba jest ekspertką od własnego życia, a inni powinni po prostu ją wspierać.
Każdy ma prawo przeżywać żałobę tak jak tego potrzebuje•Fot. Pixabay
Żałoba trwa rok. Tak uznaliśmy. Uznaliśmy, bo nikt nigdy nie powiedział, że po takim czasie spokój jest gwarantowany. 12 miesięcy to 365 dni ochrony dla osoby, która stara się uporać z brakiem kogoś najbliższego. Pierwsze Boże Narodzenie w mniejszym gronie, pierwsze imieniny, urodziny, pierwsze wakacje. Ten pierwszy rok jest najtrudniejszy.
Choć tu znowu trzeba powtórzyć, że nie ma żadnej reguły, która pozwoliłaby określić, ile ten czas ma trwać. Nie powinno się więc oczekiwać, że w takich emocjach ktokolwiek będzie starał się dopasować do oczekiwań innych. W trudnych sytuacjach każdy radzi sobie inaczej. Najgorsze jest mówienie: "weź się w garść". Wystarczy być, towarzyszyć i akceptować.
Wdowa w kościele
Ci którzy oczekiwaliby, że Kościół potraktuje wdowy bardziej rygorystycznie, będą rozczarowani. Tu też nie ma nakazów, ani zakazów. Wdowa, w świetle prawa, może natomiast bez przeszkód wziąć w przyszłości ślub z kimś innym. Ma taką samą pozycję jak panna. Gorzej jednak, jeśli chodzi o wymiar obyczajowy.
– Gdyby np. wdowa wyszła za mąż po 3 miesiącach od śmierci męża, z punktu widzenia prawa nie ma żadnej przeszkody. Tylko… sąsiedzi, otoczenie, środowisko. Nawet jeśli to był związek już tylko czysto formalny, żadnych relacji nie było, to właśnie taka obyczajowość determinuje działania. Od kobiet wymaga się więcej – mówi ks. Michał Tunkiewicz
Wdowy od lat były i są filarem, podporą działalności duszpasterskiej. – Bardzo często osoby te, wierzące, a jednocześnie przeżywające tęsknotę za mężem, angażują się w pomoc w kościele, w działalność w jakichś ruchach czy wspólnotach. Nawet w większych parafiach korzysta się z ich doświadczenia – podkreśla nasz rozmówca.
Ks. Tunkiewicz przyznaje także, że wdowy często kończą kursy poradnictwa, żeby działać w poradniach rodzinnych, które funkcjonują przy parafiach. Zdaniem rozmówcy naTemat, wdowy częściej niż wdowcy chcą pogłębiać swoją wiedzę. To bywa sposobem na wypełnienie pustki.
Historia wdowy
To, co teraz wypada bądź nie, miało swoje początki dawno temu. Zwyczaje sprzed 500 lat są refleksją towarzyszącą nam i dziś. Znane uproszczenia są łatwiejsze niż zastanowienie się, co tak naprawdę czuje wdowa.
Wracając jednak do historii. Rolą wdowy w XVII wieku zajmowała się dr Urszula Kicińska. Z jej opracowania wynika, że to w tamtym czasie właśnie wdowa, a nie np. zaradna gospodyni, cieszyła się w społeczeństwie największym uznaniem.
Uznanie mogła sobie jednak zagwarantować, jeśli spełniała kilka zasad. W baroku wdowa musiała być pobożna i hojna, musiała wyrzec się jakichkolwiek uciech i rozrywek. Zgodnie z prawem, mogła wziąć ponowny ślub dopiero rok po śmierci małżonka. To jednak zazwyczaj się nie opłacało.
Wdowieństwo dawało takiej kobiecie więcej swobody i samodzielności, niż jakikolwiek inny stan, dlatego też kobiety decydowały się na samotność. Wykluczone oczywiście były ekstrawaganckie zachowania.
Mile widziane natomiast było wspieranie Kościoła i dobroczynna działalność. Podsumowując, model idealnej wdowy składał się z następujących elementów: pobożna, roztropna, bogobojna, rzeczowa, zrównoważona i skromna, powściągliwa i pokorna.
To otoczenie często wymaga od wdowy, aby ta przeżywała stratę w ciszy•Fot. Pixabay
O tym, że historia nie jest tylko historią, świadczą komentarze dotyczące wdów dziś. To powinna, tamtego nie powinna. Na to jest za wcześnie, a na to za późno. – Pamiętam jak dwa miesiące po stracie chciałam wyjść do teatru, ale zastanawiałam się czy tak wypada. Myślałam, co inni pomyślą i czy ja sama nie będę miała do siebie pretensji. Ten obraz tak bardzo tkwił w mojej głowie – przyznaje jedna z moich rozmówczyń, kobieta, która straciła bliską osobę.
Zamiast oceniać, warto się zastanowić, dlaczego akurat taka forma przeżywania żałoby jest dla danej osoby najlepsza. Kiedy w grę wchodzą takie emocje jak, smutek, żal, poczucie ogromnej pustki i wyrwy w sercu, nie ma żadnych zasad.
– My używamy często metafory maski w samolocie. Stewardessa mówi, że jak coś się dzieję, to tę maskę trzeba założyć najpierw sobie, dopiero później ludziom dookoła. Trochę w tej żałobie jest właśnie tak, że najważniejsze to najpierw zadbać o siebie – podkreśla Michaela Dłużniewska z Fundacji "Nagle Sami".