Hołdys: "Jeżeli Polska jest gwałcona, to w jej obronie mogę krzyczeć, co mi ślina na język przyniesie"

Daria Różańska-Danisz
– Gliński zaszantażował ECS, sądząc, że jak nie da pieniędzy, to ECS uklęknie i nie będzie miał czym oddychać. A może się okazać, że ludność zrzuci się i ECS przetrwa, nabierze rozmachu i zrealizuje to, co Paweł Adamowicz zapragnął, czyli: prawdziwe, uczciwe względem historii i społeczeństwa obchody rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 roku. Tęsknię za nimi od lat. To powinno być najważniejsze święto narodowe – mówi nam muzyk Zbigniew Hołdys.
Zbigniew Hołdys na Twitterze apeluje do Polaków, by dorzucili się do zbiórki na Europejskie Centrum Solidarności, dzieło tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Fot. Krzysztof Szatkowski / Agencja Gazeta
Dlaczego "pękło panu serce" i dlaczego tak zażarcie walczy pan o Europejskie Centrum Solidarności i o fundusz na obchody 30-rocznicy częściowo wolnych wyborów?


Chodzi o wolność i o prawdę. 4 czerwca 1989 roku byłem szefem promocji kampanii wyborczej.

Ale w Warszawie?

Tak. W Warszawie przy placu Konstytucji w kawiarni Niespodzianka była cała centrala kampanii wyborczej Komitetu Wyborczego Lecha Wałęsy. To był punkt, w którym wszyscy zbiegali się z datkami, darami i głowami pełnymi pomysłów.

Jako muzyk przez lata stawiający się władzy miałem jakiś respekt wśród ludzi opozycji, których w tamtym czasie poznałem. Poprosili, bym się zajął promocją, czyli tym wszystkim, co dziś nazwalibyśmy marketingiem politycznym. Siedziałem w tej Niespodziance po 20 godzin na dobę.


Pamiętam, że w pewnym momencie przyszło dwoje trzęsących się staruszków. Mogli mieć po 90 lat. Przynieśli dwie kajzerki i woreczek foliowy mleka. Powiedzieli, że nic więcej nie mają i chcą nam to ofiarować. Przejmujące. Takich sytuacji było mnóstwo. Ciągle spieraliśmy się z władzą. Wprawdzie pozwolili drukować "Gazetę Wyborczą", ale nie dali papieru, nie godzili się na nasze ogłoszenia w ich gazetach.

Widzi pan analogię do tego, co dziś dzieje się np. na linii włodarze Europejskiego Centrum Solidarności-resort kultury, którym kieruje minister Gliński?

Kiedy lata temu, gdy PiS był pierwszy raz u władzy, powiedziałem, że przypomina mi to czasy komunizmu. Wtedy wszyscy pukali się w czoło, że tak sobie rzucam słowami. A oni nazwali nas, w tym mnie, Targowicą.

Na pewno PiS przekroczył wszelkie granice, które były właściwie PZPR-owi. PZPR nie krzyczał na naród, nie straszył z mównic całych grup społecznych. Kłamstwo, które zostało zaprzęgnięte w ostatnich miesiącach, jawne szczucie jednych na drugich – tego nie było za czasów komunizmu. Poza rokiem 1968.

Ostatnie dni pokazały, że przez wiele lat pan Kaczyński opracowywał strategię, która jest niezwykle spójna, zwarta i na swój sposób przerażająco-informująca.

Żeby zdobyć władzę totalną trzeba uwalić Trybunał Konstytucyjny, żeby móc wywalić sędziów i wstawić tych, którzy będą zasądzali na korzyść PiS. Później trzeba zdobyć władzę w Warszawie i wybudować sobie wieżowiec, by zarabiać na nim 80 milionów rocznie i wtedy zlikwidowanie finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Tylko oni mogliby istnieć, dyktat na miarę Ceaușescu.

Myśli pan, że dzieło tragicznie zmarłego Pawła Adamowicza – Europejskie Centrum Solidarności – czeka taki sam los jak Muzeum II Wojny Światowej?

Muzeum II Wojny Światowej zostało zawłaszczone przez tę władzę. To samo mogą zrobić z ECS-em. Mogą też zrobić inną rzecz, co właściwie już się dzieje – przygotować edukację w szkołach, z której wynika, że Lech Wałęsa nie odegrał istotnej roli, a Bogiem był Lech Kaczyński. Zmienić, wygumkować, dodać, wyrzucić, stworzyć nową historię z nimi, jako bohaterami.

Po to PiS postanowił zmienić Muzeum II Wojny Światowej i wycofać apel harcerzy z Westerplatte, by w zamian wygłosić apel smoleński. To są paranoicy. Ale my jako społeczeństwo tak – jak możemy – musimy walczyć z tą paranoją.

Stąd pana apel do Polaków, by wpłacali na ECS?

Tak. Chodzi o to, żeby powstrzymać tsunami nienawiści płynące z polskiej telewizji. Dlatego, kiedy tylko możemy, to musimy zbierać się sami, żeby się ratować. Adekwatnie do sytuacji.

Wie pani, za komuny ludzie na wyżymaczkach od pralki drukowali gazetki. Inni je roznosili. Próbowaliśmy się jakoś organizować, żeby mieć własne źródła informacji. Teraz nadszedł ten sam czas.

Myśli pan, że mobilizacja Polaków i datki na ECS mogą powstrzymać ministra Glińskiego?

Sumy już wpływają ogromne, gdy rozmawiamy na koncie ECS i drugim, prowadzonym przez tę fantastyczną dziewczynę od "Puszki Adamowicza", jest już około miliona złotych.

Moim zdaniem to nie ma znaczenia. Gliński z kasą się nie liczy. Pamiętajmy, że chciał promować Polskę na środku Pacyfiku. Teraz zaszantażował ECS, sądząc, że jak nie da pieniędzy, to ECS uklęknie i nie będzie miał czym oddychać.

A może się okazać, że ludność zrzuci się i ECS przetrwa, nabierze rozmachu i zrealizuje to, co Paweł Adamowicz zapragnął, czyli: prawdziwe, uczciwe względem historii i społeczeństwa obchody rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 roku. Tęsknię za nimi od lat. To powinno być najważniejsze święto narodowe.

A jak – pana zdaniem – wyglądałyby te obchody, gdyby zorganizował je polski rząd?

Musimy zdać sobie sprawę, że oni zorganizowaliby obchody, podczas których padłoby, że Wałęsy w ogóle nie było albo, że SB go przywiozło motorówką.

Widziała pani Andrzeja Gwiazdę, którego ta władza hołubi, jak podszedł do protestujących pod Trybunałem ludzi i pukając się w czoło pytał kto im płaci? Tak postrzega walczących o demokrację obywateli.

Żeby uratować rzeczywisty obraz, zaprosić wszystkich uczestników negocjacji, oddać im cześć i honor – do tego potrzebny był śmiały i otwarty człowiek. Człowiek, który z jednej strony był konserwatystą, a z drugiej – szedł na czele "Marszu Równości". Dziś dopiero ujawniają się te fakty, dziś wiemy, że to był człowiek na miarę XXI wieku, bardzo nowoczesny przywódca. Szkoda go strasznie.

Znał pan Pawła Adamowicza?

Nie, myśmy tylko sporadycznie kontaktowali się na Twitterze. Trochę ubolewam nad tym. Nie zdawałem sobie sprawy z formatu tego człowieka.

W ostatnich dniach dzwonił do pana z podziękowaniem brat Pawła Adamowicza.


Piotr Adamowicz zadzwonił i podziękował za wszystko, za słowa o ECS. Siedziałem na kanapie i gdy się przedstawił, to wstałem... Taki mam dla nich szacunek. Zdaję sobie sprawę, w jakim położeniu znajduje się ta rodzina. To koszmar. Wszystko, co możemy zrobić, to okazać szacunek na wszystkie możliwe sposoby.

Okazało się, że mój wpis sprzed kilku dni, który opublikowałem w internecie zaraz po tym, jak Gliński odmówił 3 milionów złotych na rzecz ECS, poruszył ludzi.

Patrycja, która stworzyła puszkę Adamowicza napisała do mnie, że gdy go przeczytała, natychmiast postanowiła zbiórkę wprowadzić w czyn, zadzwoniła do prezydent Aleksandry Dulkiewicz i zbiórka już hula od kilku godzin. Wiruje, aż miło. Uwielbiam taki świat, świat dobrych ludzi.

Spontanicznie zaaranżował pan zbiórkę, którą zorganizowali włodarze Gdańska.

Tak. ECS też uruchomił specjalne subkonto. Nie wolno się poddawać. Trzeba robić swoje. Sadzić swoje drzewka. Stawiać swoje pomniki, choćby z kartonu. A jeżeli oni (rząd – red.) nie chcą, to nie będą w tym brali udziału i to wszystko. Społeczeństwo musi swoje mieć. Musimy mieć swoją pamięć, nawet jeśli próbują ją zalewać smołą, czy betonem. Musimy o tę swoją pamięć i prawdę walczyć.

Polacy pokazali, że są hojni i potrafią się zjednoczyć. Do ostatniej puszki Adamowicza "wrzucili" w sumie 16 mln złotych. Ta sama krawcowa z Gdańska zbiera teraz na ECS, o czym pan wspomniał.


I to jest jeden z polskich fenomenów, który socjologowie próbują badać i nie są w stanie tego ogarnąć. Są takie momenty, że się organizujemy. Nie wiadomo dlaczego. Nagle dzieje się coś, na co nikt nie liczy i mamy Czarny Marsz. Obłędny. Pokochałem dziewczyny wówczas miłością dozgonną. Polska ma w sobie płomyk niepodległości, którego nie da się zgasić.

Politycy nie pociągają za sobą tłumów, a Patrycja chcąc zebrać tysiąc złotych, uzbierała kilkanaście milionów... W narodzie zaczyna buzować, sprzeciwiamy się tej poniewierce, jaką przed śmiercią zafundowano Adamowiczowi, jego bliskim, sprzeciwiamy się tej zbrodni. I wrzucamy do puszki.

Sukces tej zbiórki na ECS może się powtórzyć?

Myślę, że tak. Może przerosnąć nasze oczekiwania i mocno przeskoczyć potrzebne trzy miliony. Ludzie mają większą świadomość. Bo z jednej strony chcemy ocalić ECS, czyli "dziecko Adamowicza", z drugiej musimy bronić własnej pamięci. Myślę, że te trzy miliony szybko zostaną zebrane.

Wojuję na Facebooku i Twitterze od kilku dni. I otwarcie powiem: nie przestanę. Poświęcam na to kilkanaście godzin dziennie. Nie będę pisał o muzyce i innych rzeczach, dopóki tych trzech milionów nie uzbieramy.

Magdalena Adamowicz powiedziała wprost, że jej męża zabiły słowa. Kilka dni później uderzano także w nią, pisząc, że "promuje się na trumnie męża". Ojciec Wiśniewski apelował, żebyśmy skończyli z mową nienawiści. Niektórzy i panu zarzucają: "Hołdys hejtuje". Obrażał pan np. Patryka Jakiego.

Patryka Jakiego? Z jakiego powodu?


Nazwał go pan "półgłówkiem".


To możliwe, ale to nie jest hejt, tylko ocena. Przecież on obiecywał pięć linii metra w pięć lat. Hejt to inna rzecz. Podam przykład: siedziałem w domu i oglądałem mecz, jeden z piłkarzy wjechał z całych sił Lewandowskiemu w nogę. Komentując to, napisałem na Twitterze: "To skurwysyn!".

I od razu pojawił się wpis: "Ale ty nienawidzisz Kaczyńskiego". To jest moja odpowiedź na pytanie, czym jest rzekomy hejt. Mnie w tym czasie obiecano uruchomienie pieca w Auschwitz i blety na moje smażenie. We mnie nie ma nienawiści, a hejt to nienawiść. Nienawiść to nie wkurzenie, rzucenie talerzem, komentarz, to nie jest samoobrona. Nienawiść to jest: "Zniszczę cię, zabiję za to, że żyjesz, lewaku".

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że jeżeli kobieta jest gwałcona, to ma prawo krzyczeć najstraszniejsze rzeczy pod adresem swojego oprawcy. I to nie jest hejt. Jeżeli Polska jest gwałcona, a jest, to ja w obronie Polski mogę krzyczeć, co mi ślina na język przyniesie.

Mnie i Jaki, i Kaczyński nie interesują, ja w ogóle się nimi nie zajmuję. To strata czasu. Ja po prostu piszę i mówię swoją opinię na temat tego, co spotyka mnie w tym kraju. Jeżeli widzę, że ktoś opowiada idiotyzmy, np. że zbuduje 500 kilometrów metra w tydzień, że wszyscy to komuniści i złodzieje, że Tusk zorganizował zamach w Smoleńsku, to sorki, logika podsuwa mi słowo "półgłówek", albo te inne, na "ch" czy "s".

A czy według pana hejtem jest pisanie o pani Adamowicz, że "promuje się na trumnie męża"?


W bestialski sposób zamordowano jej męża, co usprawiedliwiłoby każde, nawet najbardziej histeryczne zachowanie. Ona zachowała się godnie, powiedziała, że nie życzy sobie, by osoby, które niszczyły jej męża pojawiły się na jego pogrzebie. To nie jest hejt. Ja bym wynajął bramkarzy.

To jasne. Pytałam o reakcje niektórych internautów na medialne wystąpienia Magdaleny Adamowicz.

Atak na Magdalenę i Antonię Adamowicz nie jest niesmaczny, jest haniebny i pokazuje, jak dalece zdegradowało się nasze społeczeństwo.