"Nie można ulegać jednej grupie nacisku". To ona będzie u Biedronia twarzą likwidacji kopalń

Aneta Olender
Robert Biedroń deklaruje, że do 2035 zlikwiduje wszystkie kopalnie w Polsce. Odpowiedzialna za ten postulat jest Beata Maciejewska, jego ekspertka ds. zrównoważonego rozwoju. To ona zapewne stanie się dla górników twarzą tego radykalnego programu. – Gwarantuję, że żadnych ludzi nie zostawimy samych sobie, ale nie będziemy ulegać jednej grupie nacisku, tylko dlatego, że ona ma mocniejsze narzędzia protestu – przekonuje w rozmowie z naTemat.
Beata Maciejewska w drużynie Biedronia ma odpowiadać za zmiany w energetyce Fot. archiwum prywatne
Chcecie zamknąć wszystkie kopalnie funkcjonujące w Polsce do 2035 roku. "To jest nierealne" – takie komentarze słychać dziś najczęściej.

Zawsze się tak mówiło. Za każdym razem kiedy dotykamy tematu wykorzystywania węgla, to pojawiają się podobne argumenty. Że to jest niemożliwe, że nie mamy innych zasobów, że to pogrąży naszą gospodarkę. Takie głosy są w pewnym sensie zrozumiałe, bo bronią pewnego interesu.

Chciałabym jednak przypomnieć, że obecnie dopłacamy do tej gałęzi przemysłu około 8,5 miliarda złotych rocznie. Te koszty rosną i będą rosnąć w kolejnych latach bo wzrasta koszt wydobycia rodzimego węgla; coraz więcej płacimy za emisję CO2.


Co więcej, jeśli nie zaczniemy zwiększać udziału odnawialnych źródeł energii (OZE) w naszym miksie energetycznym, to już w 2020 roku będziemy musieli zapłacić 8 mld zł kary. Nie licząc oczywiście strat w zdrowiu wynikających z zanieczyszczenia powietrza, obniżenia jakości życia, degradacji środowiskowej.

Energetyka to jest wielki biznes. Ogromna część gospodarki, tylko że jest to część bardzo już przestarzała. Dlatego trzeba wykorzystać dostępne narzędzia, które pozwolą zmienić system energetyczny. Nie możemy tego zrobić w ciągu jednego dnia, ani nawet w ciągu 5 lat. Będziemy to robić długo, do 2035 roku. Do tego czasu, to wielu pokładów węgla w Polsce może już nie być - tak jak podaje Najwyższa Izba Kontroli.

Jak w takim razie ma wyglądać proces zmian, skoro dziś około 80 proc. energii w Polsce wytwarzanej jest z węgla?

Z jednej strony mamy bardzo rozbudowany i przestarzały przemysł, a z drugiej strony mamy 38 milionów osób mieszkających w Polsce, z których większość może na własne potrzeby produkować energię ze źródeł odnawialnych.

Zanim jednak zaczniemy mówić o OZE, trzeba zadbać o inne elementy. Nasz plan zakłada trzy filary energetyczne. Po pierwsze oszczędność energii, którą w ogóle się nie zajmujemy, po drugie efektywność energetyczna i dopiero po trzecie OZE.

Czyli nie o Odnawialne Źródła Energii tutaj chodzi?

OZE nie jest tutaj najważniejsze, to jest trzeci element. Przede wszystkim ważne jest oszczędzanie i efektywne wykorzystywanie energii. Trzeba zmienić myślenie o energii. Jesteśmy nastawieni na to, że będziemy tej energii produkować i zużywać bardzo wiele, zapotrzebowanie przecież rośnie.

Szef resortu energetyki, minister Tchórzewski, przy okazji prezentacji planów dotyczących budowy elektrowni w Ostrołęce, mówił, że dziennie przyjadą tam 4 składy, po 70 wagonów węgla i to będzie spalane w tej elektrowni, będzie to wielki sukces… To nie jest już ten wiek.

Dziś sukcesów w przemyśle nie liczy się liczbą wagonów spalanego węgla, ale tym w jaki sposób nie marnować energii i produkować ją tak, aby podnosiła jakość życia, wpływała na dobre powietrze, oszczędność pieniędzy i jednocześnie dawała komfort. I dzisiejsze technologie dają taką możliwość.

Możemy mieć pieniądze na inwestycje w energię nie poprzez budowanie nowych węglowych bloków energetycznych, tylko właśnie nie budowanie ich, ograniczenie zużycia energii. Koniecznych jest kilka kroków, m.in.: wstrzymanie inwestycji w energetykę węglową, wsparcie dla oszczędności i zastępowanie węgla odnawialnymi źródłami oraz gazem.

W naszych domach robimy to samo: wymieniamy sprzęt elektryczny na lepszy i tańszy w eksploatacji, termostatami regulujemy ciepło, termomodernizujemy nasze domy. Dzięki temu możemy zaoszczędzić kilkadziesiąt procent tego, co do tej pory wydawaliśmy. Takich czynności zwiększających efektywność energetyczną możemy wykonać dziesiątki.

Myśli Pani, że to jest możliwe?

To jest absolutnie możliwe i dzieje się. Podam jeden przykład: kiedy współpracowaliśmy jako Słupsk z firmą IKEA, założyliśmy na dachu schroniska dla bezdomnych mężczyzn panele fotowoltaiczne i rozpoczęliśmy w tym budynku transformację energetyczną. Położenie tych paneli na budynku przynosi oszczędności rzędu 30 proc., a to było przed wymianą sprzętu.

Trzeba też pamiętać, że promienie słoneczne czy wiatr są darmowe. Za wydobycie węgla musimy płacić i jak ktoś przywozi tonę węgla do kogoś do domu, to ta tona kosztuje daną kwotę. Natomiast za promienie słoneczne nie płacimy. Płacimy tylko za urządzenia do pozyskiwania energii ze słońca czy z wiatru. A te tanieją z roku na rok.

Żeby zacząć oszczędzać , trzeba najpierw zainwestować. Niemcy też odchodzą od energetyki węglowej i przeznaczają na to ogromne pieniądze. Ministerstwo energetyki w Polsce wyliczyło, że transformacja, którą planuje ten rząd, ma kosztować 400 mld złotych, a w grę wchodzi zmniejszenie udziału węgla, a nie całkowite go wyeliminowanie. Jakie są więc koszty planowanej przez Was transformacji?

Obecny rząd jest bardzo “węglocentryczny”, więc podchodziłabym do nich z pewną ostrożnością. Nasz program zakłada całkowite odejście od węgla do 2035 roku. Jeżeli te 400 mld podzielilibyśmy na 16 lat, jakie mamy na jego realizację, to wtedy wychodzi nam 25 mld rocznie. Dla porównania - 150 mld złotych to obecne koszty smogu.

Są tzw. koszty niebezpośrednie czyli np. straty górnicze. Wystarczy pojechać do Bytomia, żeby zobaczyć jak to miasto zostało zniszczone. Czy ktoś to w rachunku ekonomicznym górnictwa ujmuje, że górnictwo rujnuje miasta, że smog zmniejsza ceny nieruchomości tam, gdzie występuje. Czy ktoś ujmuje koszty leczenia ludzi, którzy chorują od smogu? Czy ktoś zastanawia się, że 45 tysięcy ludzi rocznie umiera w Polsce od smogu?

Poza tym, jeśli dopłacamy 8,5 mld rocznie do tego przemysłu, to coś to oznacza. Gdyby tę samą kwotę przeznaczyć na zakup paneli fotowoltaicznych, to mielibyśmy około 400 tys. instalacji fotowoltaicznych na domach rocznie. To raczej niemało, prawda?

A my poniesiemy jakieś koszty? Zobaczymy wyższe rachunki?

Wyższe rachunki będziemy płacić wtedy, jeśli rząd będzie dalej chaotycznie i na ostatnią chwilę regulował ceny prądu. Nie wiemy nawet czy tym razem im się to uda ze względu na wątpliwości Komisji Europejskiej.

Nasze propozycje to uniknięcie 9 mld zł opłaty. Zaniechania w tym temacie będą nas kosztować o wiele więcej niż działanie. Samodzielne wytwarzanie energii to niższe rachunki nawet o 15% - sprawdzaliśmy to już w Słupsku.

Muszę jednak zatrzymać się przy tym temacie. Mówiła Pani, że każde gospodarstwo domowe powinno stać się producentem energii. To jest znowu inwestycja.

System rozliczeń jest dziś już bardzo korzystny. Jeśli ktoś jest właścicielem domu i kupuje sobie panele fotowoltaiczne, spłaca je, ale jednocześnie jego rachunki za prąd są minimalne, więc cena rachunku jaką zapłaciłby za prąd idzie na spłatę raty za instalację. Są też ulgi podatkowe, które pozwalają nam na odpisanie od podatku inwestycji tego typu. Z samego tylko ekonomicznego punktu widzenia to jest dobry kierunek.

A mieszkańcy bloków?

Brakuje prawodawstwa, jeśli chodzi o możliwości korzystania z energetyki odnawialnej na budynkach wielorodzinnych. Nie mamy tego jeszcze.

Przestawienie się na OZE może być problemem. Jest to niestabilne źródło energii ze względu na warunki pogodowe w Polsce.

Jesteśmy sąsiadem Niemiec, które czerpią ogromne ilości energii z OZE – już 36% i ten odsetek szybko rośnie. Poza tym zamykają elektrownie węglowe. Pomiędzy Polską a Niemcami nie ma jakiejś kurtyny klimatycznej, która sprawia, że oni mają więcej słońca, wiatru czy biomasy. Dlaczego więc my nie mielibyśmy tego robić?

Przy OZE po prostu trzeba inaczej myśleć o energetyce, to nie jest jedno źródło energii, które cały czas będzie wykorzystywane, tylko to musi być miks i to musi być zbilansowane.

Najważniejszą rzeczą jest zmiana myślenia o energetyce, nie poprzez pryzmat górników. Bardzo wielu górników nie pracuje już w godnych warunkach i powiedzmy sobie to szczerze, mamy rok 2019, a ludzie nadal giną pod ziemią i pracują w skrajnie trudnych warunkach. Ich praca powinna być po prostu godna i dostosowana do współczesnych realiów. Musi dawać poczucie stabilizacji, a nie zmuszać do ciągłych buntów i walki.

Boi się Pani spotkań z górnikami? Nikt do tej pory tak z nimi nie rozmawiał. Tak kategorycznie nie mówił im, że to koniec górnictwa.

Mówi się o tak zwanej uczciwej dla ludzi transformacji. Robert Biedroń też to podkreśla, żeby nie zostawiać ludzi w tyle i że jego naczelną zasadą jest wyrównywanie szans. Chodzi o to, aby górnicy nie tracili na takich zmianach, jak to było np. w przypadku ludzi pracujących w PGR-ach. Pewnego dnia jednym zdaniem zostali wykreśleni z rzeczywistości.

Jaka jest więc dla nich alternatywa?

Jest masa rozwiązań. Na przykład praca związana ze zmianami w energetyce, inwestycje związane z nowego rodzaju budownictwem, nowe technologie, instalacje OZE. Stworzymy około 200 tysięcy miejsc pracy w sektorze odnawialnych źródeł energii. Zapewnimy górnikom, dzięki programom dostosowawczym, bezpieczną i dobrze płatną pracę lub zasłużoną emeryturę.

Gwarantuję, że żadnych ludzi nie zostawimy samych sobie, ale nie będziemy ulegać jednej grupie nacisku, tylko dlatego, że ona ma mocniejsze narzędzia protestu.

Tworzymy jedno społeczeństwo i musimy myśleć o wszystkich. Jesteśmy naczyniami połączonymi i powinniśmy brać współodpowiedzialność za stan naszej wspólnoty, a nie każdy ciągnąć w swoją stronę.

Nie musimy też tkwić w ubiegłowiecznym klimacie, i chwalić się ile wagoników węgla zostanie dziennie spalonych i tym mierzyć nasz stopień rozwoju. Bo to nie jest stopień rozwoju. Ilość spalonych wagoników węgla, to jest miara naszego zacofania.

Niektórzy mówią, że Pani nie rozumie problemów Śląska, ponieważ do tej pory działała Pani na Pomorzu.

To jest inny region Polski, ale pewne mechanizmy są podobne. Myślę, że głownie chodzi o to w takich czy podobnych komentarzach, że ludzie są przyzwyczajeni do pewnej tradycji i że to jest inna mentalność, ale mam nadzieję, że uda się nam dojść do porozumienia. Węgiel nie jest sprawą Śląska, węgiel jest sprawą całej Polski i każdej osoby, która wychodząc rano z domu zastanawia się czy może głęboko odetchnąć.

Nie możemy mówić o tym, że wy nie rozumiecie naszych problemów. To są wszystko nasze wspólne problemy i musimy wspólnie usiąść do stołu i je rozwiązać tak, żeby to było jak najbardziej efektywne.