Tak sąd otworzył furtkę dla związków partnerskich w Polsce. "Stało się coś bardzo ważnego"
– To jest krok w dobrym kierunku. Pokazuje, że potencjalnie można wprowadzić związki osób tej samej płci na poziomie związków partnerskich i pewnie nawet małżeństw, i to zwyczajną ustawą – tak dr hab. Jakub Urbanik, prawnik z UW, tłumaczy w rozmowie z naTemat znaczenie wykładni sądu, który stwierdził, że ustawa zasadnicza nie zabrania małżeństw jednopłciowych.
Dr hab. Jakub Urbanik, dyrektor Instytutu Historii Prawa Wydziału Prawa i Administracji UW: – Z fragmentu tego uzasadnienie wynika, że ustawodawca może zinstytucjonalizować związki partnerskie albo inne formy współżycia zwykłą ustawą i nie będzie to sprzeczne z artykułem 18 Konstytucji. Czyli, że nie zakazuje on takiej możliwości. To zresztą podnoszono już w doktrynie prawa konstytucyjnego, czynili tak m.in. prof. Ewa Łętowska, prof. Mirosław Wyrzykowski, ale również - co ciekawe - prof. Zaradkiewicz, co zresztą napytało mu biedy z posłanką PiS Krystyną Pawłowicz w kontekście nominacji do Sądu Najwyższego.
Przypomnijmy, że art. 18 mówi: “Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. Przyjmijmy na chwilę optykę tych, którzy uważają, że małżeństw osób tej samej płci ten przepis zakazuje, bo ich nie wymienia, obok “małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny”. Jeśli tak, to równie dobrze należałoby przyjąć, że zakazana jest ochrona relacji ojcostwa, bo i o nim artykuł 18 nie wspomina. To przecież absurdalne. I dlatego nie dziwi stanowisko WSA.
Czyli ta wykładnia sądu otwiera furtkę dla małżeństw osób tej samej płci?
To jest krok w dobrym kierunku. Ona pokazuje, że potencjalnie można wprowadzić związki osób tej samej płci na poziomie związków partnerskich i pewnie nawet małżeństw, i to zwyczajną ustawą.
Wystarczy znowelizować Kodeks rodzinny i opiekuńczy z 1964 roku.
To byłoby prawnie i legislacyjnie najbardziej eleganckie i skuteczne rozwiązanie.
W przypadku, o którym mówimy, sąd rozpatrywał skargę Dawida i Jakuba, którzy wzięli ślub w Portugalii. Za granicą noszą wspólne nazwisko Mycek-Kwieciński, ale w Polsce nie mają takiej możliwości, bowiem ich małżeństwo nie jest oficjalnie uznawane. Od roku obaj starają się, by to zmienić.
Panowie zawarli związek małżeński pod prawem portugalskim. Od razu uściślijmy, że zmiana nazwiska nie musi być uzasadniona zawarciem małżeństwa, dokonuje się "z ważnych przyczyn” – ale to oczywiście kwestia ocenna, więc uznanie małżeństwa tę sferę uznaniową by zmniejszyło. Panom Mycek-Kwieciński zależy na transkrypcji aktu obcego prawa do polskich akt stanu cywilnego: to jeszcze nie jest automatyczne uznanie wszystkich skutków takiego aktu, tylko wpisanie ich statusu jako zamężnych do akt.
Czy to jest podobny casus do pańskiego. Pan ze swoim partnerem też procesowaliście się przed polskimi sądami.
Tylko częściowo. Myśmy z moim wieloletnim partnerem "utknęli” na etapie znacznie wcześniejszym. Chcieliśmy postąpić lege artis i dostarczyć do hiszpańskiego urzędu zaświadczenie o zdolności do zawarcia małżeństwa zagranicą. Wyjaśnijmy, ze takie zaświadczenie wymagane jest prawie przez wszystkie kraje europejskie po to, by na ich terenie obywatele obcego państwa mogli zawrzeć małżeństwo. Nie ma tu żadnej różnicy między parami tej czy odmiennej płci. Historycznie chodziło przede wszystkim o zapobieżenie bigamii. Mnie tego zaświadczenia odmówił warszawski Urząd Stanu Cywilnego, uznając że zawarcie małżeństwa na terenie Hiszpanii i pod hiszpańskim prawem naruszy artykuł 18 polskiej Konstytucji.
A zdanie to podtrzymały sądy pierwszej i drugiej instancji. Abstrahując już od innych argumentów: to przecież absurdalne, by twierdzić że polską Konstytucję stosuje się w Królestwie Hiszpanii. A zatem wraz z naszym adwokatem, dr. Pawłem Marciszem, podnosiliśmy argument o niezakazującym charakterze art. 18 w stosunku do prawa polskiego tylko pomocniczo. Cieszę się, że WSA dziś takie twierdzenie potwierdził. Bo skoro nie ma takiego znaczenia w Polsce, to tym bardziej poza nią. Przy czym automatycznie to stwierdzenie na naszą sprawę się nie przenosi, nasza droga była drogą postępowania cywilnego, sprawa transkrypcji to sąd administracyjny, a w dodatku polskiemu prawu obca jest bezwzględnie wiążąca moc precedensów. Na nasze rozstrzygnięcie jeszcze trochę poczekamy: sprawa obecnie jest w Strasburgu, po skardze złożonej przed Europejskim Trybunałem Prawa Człowieka.
Wróćmy do orzeczenia WSA w Warszawie. Jaka jest jego waga?
Otóż stało się coś bardzo ważnego: do tej pory artykuł 18 przez władzę państwową – tak wykonawczą, jak i bardzo często sądową – używany był jako tarcza przed jakimkolwiek uznaniem skutków związków jednopłciowych w Polsce. Dotyczyło to między innymi nabywania polskiego obywatelstwa przez dzieci par tej samej płci, spłodzone czy adoptowane za granicą lub w parach o mieszanym statusie obywatelskim. Do przełomowych orzeczeń NSA w października zeszłego roku dzieciom tym odmawiano obywatelstwa polskiego, powołując się właśnie na rzekomą wyłączność małżeństwa heteroseksualnego konsekrowaną artykułem 18. To przecież absurd. Od dziś taka argumentacja słusznie zostanie wyrugowana.