"Polska zapisała się do partii wojennej". Ekspert wyjaśnia, jaki sygnał płynie z konferencji w Warszawie
– Premier Netanjahu powiedział otwartym tekstem, że ta "konferencja przybliża nas do wspólnego celu jakim jest wojna z Iranem”. Taka jest racja stanu Izraela, który musi doprowadzić do wojny z Iranem (niekoniecznie prowadzonej przez siebie), albo do przewrotu w tym kraju, ale realiści wiedzą, że to jest bardzo mało prawdopodobne – mówi w rozmowie z naTemat dr Wojciech Szewko, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
Kto tworzy taki przekaz?
Taki przekaz jest tworzony przede wszystkim przez Izrael i przez USA. Stany Zjednoczone chcą pokazać, że stworzyły koalicję państw, które przez samą swoją obecność na tej konferencji wspierają stanowisko amerykańskie mówiące, że Iran jest państwem sponsorującym terroryzm i destabilizującym inne kraje. Dlatego sekretarz Pompeo powiedział, że "konfrontacja z Iranem jest kluczem do pokoju na Bliskim Wschodzie". Przypomina to retorykę sprzed wybuchu wojny z Irakiem.
Premier Izreala mówił wprost o wojnie z Iranem.
Tak, premier Netanjahu powiedział otwartym tekstem, że ta "konferencja przybliża nas do wspólnego celu jakim jest wojna z Iranem". Taka jest racja stanu Izraela, który musi doprowadzić do wojny z Iranem (niekoniecznie prowadzonej przez siebie), albo do przewrotu w tym kraju, ale realiści wiedzą, że to jest bardzo mało prawdopodobne.
Z internetu znikają jednak ślady tej wypowiedzi. Czy to normalna praktyka dyplomatyczna?
Nie, to nie jest normalne. Ale także w Polsce są media i z lewej, i z prawej strony, które potrafią się poddać autocenzurze w duchu mediów izraelskich, które zmieniały słowa swojego premiera.
Jakie słowa z tej konferencji wzbudziły jeszcze pana uwagę?
Tak wygląda nasza pozycja w tym sojuszu.
Amerykanie mówią to przecież od pewnego czasu. A jeśli ktoś nie usłyszał, to pani ambasador Mosbacher chętnie o rozmaitych żądaniach USA w ramach kwitnącej współpracy pisze. Ich stanowisko jest proste, jasne i nie podlegające wątpliwości. Mocarstwo to nie organizacja charytatywna, a imperia nigdy nie były i nadal nie są budowane na rozdawnictwie czegokolwiek – a wręcz przeciwnie.
Tym bardziej że działania wobec Polski nie kosztują nic USA. Nasze odwdzięczanie się ma natomiast bardzo dobrze policzalny wymiar ekonomiczny. Za niewiele kosztujące deklaracje przyjaźni zapłaci polski podatnik. Nasi politycy natomiast i niektóre nasze media próbują jak sądzę oszczędzić naszym obywatelom takiej wiedzy, bo jest niepoprawna politycznie. Może wtedy polski podatnik zacząłby zadawać władzy jakieś niewygodne pytania.
Dr. Wojciech Szewko, jest ekspertem ds Bliskiego Wschodu•Fot: Twitter
Zostaliśmy, jak wiemy, postawieni przed faktem dokonanym i wmanewrowani w wojenną retorykę USA i Izraela. Tracimy w ten sposób to, co jest specjalnością tzw. "krajów średniej wielkości" – zdolności mediacyjne i koncyliacyjne, które pozwalają takim krajom odgrywać jakąś rolę międzynarodową. Niestety można odnieść wrażenie, że dość ochoczo idziemy dalej i jesteśmy wmanewrowywani nie tylko w deklaracje polityczne, ale też w udział w kolejnym konflikcie na Bliskim Wschodzie.
Jeśli do wojny z Iranem faktycznie dojdzie, to mam nadzieję, że naszym rządzącym pozostanie odrobina instynktu samozachowawczego i nie wyślą na tę wojnę polskich żołnierzy. Naturalnie tłumacząc to jak zwykle "robieniem dobrego wrażenia" i "sojuszniczymi zobowiązaniami". Przy okazji – NATO to sojusz regionalny, a nie globalny. Sojusze o zasięgu globalnym są zakazane w systemie ONZ.
Czego należy się jeszcze spodziewać po tej konferencji?
Oczekujemy na plan Kushnera dla Palestyny, bo konflikt izraelsko-palestyński jest dla większości konfliktów na Bliskim Wschodzie konfliktem pierwotnym i ich praprzyczyną lub przynajmniej elementem. Inna sprawa, czy faktycznym, czy przywoływanym tylko dla celów chwilowego zysku politycznego. Ten plan będzie bardzo istotny.
A jakie będą geopolityczne konsekwencje tego spotkania dla Polski?
Dla Polski oznacza to oczywiste wypisanie się z obozu UE w kontekście polityki wobec Iranu i "zapisanie się do partii wojennej" razem z Izraelem, USA i nie wiemy czy także z Arabią Saudyjską, bo ostatnio król Salman zdaje się zmieniać nieco front w tej sprawie. Oprócz potwierdzenia stereotypu, że nasz związek z polityką zagraniczną UE jest coraz bardziej nikły i że w każdej chwili jesteśmy gotowi do podejmowania akcji rozbijających jedność europejską tak jak w przypadku JCPOA (dealu atomowego). Moim zdaniem, zmieni się również nasza długoterminowa percepcja wśród krajów arabskich, co odbierze nam zdolność do prowadzenia aktywnej samodzielnej polityki na Bliskim Wschodzie.
Iranem rządzą fanatycy.
Iran to teokracja, niedemokratyczna i mająca niewiele wspólnego z naszą zachodnią percepcją praw człowieka. Ale czym różni się w tym Iran od Arabii Saudyjskiej ? Iran sponsorował i wspierał organizacje, które my aktualnie nazywamy terrorystycznymi. Podkreślam "my" i "aktualnie" żeby wskazać na pewien relatywizm w tej kwestii, bo np. dla Kataru, gościa na konferencji, Hamas to ruch oporu, a nie terroryści, organizacja, której kierownictwo gościł u siebie przez lata. Hezbollah to partia polityczna w Libanie z wielkim wpływem na politykę tego kraju, sprzymierzona z partiami chrześcijańskimi. Iracki Hezbollah natomiast otrzymywał amerykańską broń podczas wojny z Państwem Islamskim i to tak zaawansowaną jak czołgi Abrams.
Iran natomiast zaczął wygrywać wojny peryferyjne (czy "zastępcze") z USA i jego sojusznikami – wygrał wojnę w Syrii, wygrywa (lub raczej - nie przegrywa) wojny w Jemenie, wpływa na politykę Libanu, Iraku. To istotne i wcale nie iluzoryczne zagrożenie dla interesów USA. Poza tym i to najważniejsze – chce eksportować swoją wizję rewolucji islamskiej do innych krajów muzułmańskich. Podstawowym elementem tej rewolucji jest obalenie monarchii w tych krajach. Nic dziwnego więc, że osią owego antyirańskiego paktu warszawskiego są monarchie – Arabia Saudyjska, Bahrajn, Zjednoczone Emiraty, Oman, Jordania..