Policja przedstawia inną wersję wydarzeń ws. pobicia studentki. "Z relacji nie wynikało tło seksualne"

Mateusz Marchwicki
Mediami społecznościowymi wstrząsnęła historia pobitej na jednej z łódzkich ulic studentki. Jej wpis rozszedł się w błyskawicznym tempie. Głos w sprawie skandalicznej interwencji policji zabrała Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi. I przedstawia inną wersję, tego co działo się po przyjeździe radiowozu.
W sprawie pobitej studentki z Łodzi, głos zabrała tamtejsza policja. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta, screen z facebok.com/aleksandra.szulejko
Przypomnijmy, do brutalnego pobicia i próby gwałtu wracającej o 5:30 rano studentki miało dojść nieopodal jednego z akademików w Łodzi. Według pokrzywdzonej patrol policji, który przyjechał na miejsce, praktycznie nie zainteresował się jej stanem, karetka została wezwana dopiero po kilkunastu minutach, a na komisariacie czekało na nią kilka upokarzających wyjaśnień. Teraz swoją wersję tego, co działo się po przyjeździe na miejsce zdarzenia patrolu policji przedstawia łódzka policja.


– Niezwłocznie po przeczytaniu postu zamieszczonego na portalu społecznościowym Pani Aleksandry komendant zlecił przeprowadzenie czynności kontrolnych co do zastrzeżeń, które opisano w publikacji – pisze w oświadczeniu rzeczniczka łódzkiej policji Joanna Kącka.

Z ustaleń wynika, że po zgłoszeniu dotyczący pobicia, otrzymanym przez Wojewódzkie Centrum Powiadamiana Ratunkowego (112), "niezwłocznie" wysłany został na sygnale uprzywilejowany partol (policjant i policjantka), który "dotarł na miejsce w ciągu 5 minut od przekazania nam informacji".

Według rzeczniczki, jeżdżenie z pokrzywdzoną po okolicy po zdarzeniu to normalna procedura, która "daje szansę na zatrzymanie podejrzanego". Ze zgłoszenia miało także nie wynikać tło seksualne tego, co stało się nad ranem. W związku z tym czynności były wykonywane pod kątem pobicia.

– W związku z pogarszającym się samopoczuciem i narastającymi dolegliwościami zostało przez dyżurnego wezwane pogotowie ratunkowe. Decyzją medyków przewieziono Panią Aleksandrę na badania do szpitala, po których została zwolniona do domu – twierdzi rzeczniczka.

Zaprzeczyła również, że wyjaśnienia musiały zostać złożone kilku policjantom. Kącka zapewniła też, że policja prowadzi "wszystkie możliwe czynności wykrywcze, aby ustalić sprawcę napaści i pociągnąć go do odpowiedzialności karnej".