Filmowcy przypomnieli sobie o dzieciach. W Polsce kręci się coraz więcej familijnych produkcji "à la Spielberg"
Powoli się to zmienia. Za sprawą reżyserów-specjalistów i nowego źródła finansowania. W najbliższym czasie premiery będą mieć dwa takie filmy: "Władcy przygód. Stąd do Oblivio" i "Dzień czekolady".
Niepotrzebna ujma na honorze
Oczywiście, co jakiś czas do kin wchodzą filmy pokroju "Magicznego drzewa" z 2008 roku. Dzieci są na nich wpatrzone w ekrany jak zaczarowane, choć dorośli mogą się lekko nudzić (choć nie wszyscy). Jednak od niedawna, regularnie powstaje w Polsce przynajmniej jedna wysokobudżetowa produkcja młodzieżowa.
Tak zwane "Kino nowej przygody" spod znaku Stevena Spielberga, George'a Lucasa czy Roberta Zemeckisa na dobrą sprawę nigdy nie miało w Polsce swojego pełnoprawnego przedstawiciela. O dziwo, nie rozbijało się to o pieniądze.
– Na razie powstaje zaledwie jeden taki film w roku, to oczywiście wspaniała sprawa, ale nie mówiłbym jeszcze o renesansie, lecz o odradzaniu się kina dziecięcego. Coś na pewno zaczyna się dziać – zapewnia Jacek Piotr Bławut, syn znanego operatora i reżysera.
– Przez wiele lat ten rynek był zupełnie niedoceniany, a widzom wystarczały produkcje amerykańskie. Dojrzeliśmy jednak do chodzenia na polskie tytuły i mamy większe wotum zaufania dla rodzimej kinematografii – dodaje.
Tymczasem filmy dziecięce też mogą być uznane przez krytyków. Doskonałym przykładem jest właśnie "Dzień czekolady" Jacka Bławuta. Oprócz dziecięcych aktorów, występują w nim m. in. Tomasz Kot, Katarzyna Kwiatkowska, Dawid Ogrodnik i Magdalena Cielecka. Film był pokazywany na Festiwalu w Gdyni w konkursie Inne Spojrzenie, a w zeszłym tygodniu dostał nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Kina Dziecięcego w Montrealu.Pojawiają się młodzi ludzie, którzy chcą robić takie produkcje, ale też i duże nazwiska. Kiedyś tak wcale nie było, pomimo postulatów o tym, że należy kręcić filmy dziecięce. Było to uznawane za kino drugiego sortu, nie tak wielka sztuka, którą każdy ambitny filmowiec powinien uprawiać. Dużo musi się jednak zmienić, zwłaszcza pod względem promocji takich filmów, by powstawały one nie jedynie z misji, ale i potrafiły na siebie zarabiać..
– To przewrotne love story. Opowiada o relacji chłopca i dziewczynki, którzy spotykają się w trudnym okresie: przeżywają stratę bliskiej osoby i nie dostają pomocy ze strony rodziców. Odnajdują wsparcie u siebie, wzajemnie, i uciekają w świat magii. To kino baśniowe, które porusza trudny temat. Chciałem, by po seansie dzieci i rodzice mogli porozmawiać o czymś ważnym – zdradza reżyser.
"Dzień czekolady" wchodzi do kin 31 maja. Jacek P. Bławut pracuje nad kilkoma projektami dla dzieci i młodzieży, jednym z nich jest proekologiczny film science-fiction.
Kino nowszej przygody
Prawdziwą jaskółką zwiastującą wiosnę był "Klub Włóczykijów" z 2015 roku. Film z Tomaszem Karolakiem na podstawie książki Edmunda Niziurskiego (autora m. in. "Sposobu na Alcybiadesa") przyciągnął do kin 131 tys. widzów. Ta produkcja była przełomowa dla odrodzenia gatunku - po niej w państwowej kasie znalazły się pieniądze na kino dziecięce.
– Moja przygoda z takimi produkcjami zaczęła się od Disneya. Zaproponowano mi reżyserię serialu "Do dzwonka". Poczułem, że sprawia mi to frajdę, więc chciałem zekranizować jedną z moich ulubionych książek z dzieciństwa. Byłem święcie przekonany, że skoro nie powstają takie filmy, to wszyscy przyjmą mnie z otwartymi ramionami. Zderzyłem się wtedy ze smutną rzeczywistością. Nikt w Polsce nie był zainteresowany kinem dziecięcym – wspomina reżyser Tomasz Szafrański.
– Potem w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej powstał priorytet dla filmów familijnych. PISF nawet nas dofinansował po fakcie – przyznaje Szafrański. Później powstały kolejne filmy przygodowe, które okazały się strzałem w dziesiątkę.
W następnym roku dużym sukcesem okazał się film "Za niebieskimi drzwiami" - do kin poszło na niego ponad 247 tys. widzów. Jego twórcy ekranizują teraz kolejną książkę Marcina Szczygielskiego i niedługo ruszają zdjęcia to filmu "Czarny młyn", również w reżyserii Mariusza Paleja.
W 2017 roku hitem dla młodzieży był film "Tarapaty", który w sumie obejrzało niemal 319 tysięcy widzów. To naprawdę niesamowity wynik jak na kino gatunkowe w naszym kraju - był na 11. miejscu polskiego box office.
Powszechnie uważa się, że rodzimi twórcy nie potrafią kręcić takich filmów. – To duży problem, bo wszyscy patrzą na nas z pobłażliwością i brakiem zaufania. Nie uważa się też, że polscy aktorzy dziecięcy są w stanie podołać zadaniom. To oczywiście bzdura, bo wcześniej pracując dla Disneya i teraz kręcąc moje filmy, robiąc wielomiesięczne castingi w całej Polsce, wiem, że mamy świetne dzieciaki, które grają równie dobrze co amerykańskie – przyznaje Tomasz Szafrański.
– W kinie dziecięcym jest duży potencjał komercyjny. Pod względem cieszenia się tym, co dzieje się na ekranie, nie ma zbytniej różnicy pomiędzy pójściem na komedię dla dorosłych, a film dla młodzieży. Są często bardziej wybuchowe, dynamiczne, zrobione z większą fantazją i większym poczuciem humoru – zapewnia mój rozmówca. 21 marca do kin wchodzi jego najnowsze dzieło: "Władcy przygód. Stąd do Oblivio".
Mam ambicje tworzyć filmy przygodowe dla wszystkich. Po premierowym seansie "Władcy przygód. Stąd do Oblivio" podeszła do mnie 60-latka, która została zaciągnięta na seans przez wnuczkę wbrew swojej woli. Była przekonana, że film jej się nie spodoba, bo jest dla dzieci i ma elementy science-fiction. Film ją na tyle wciągnął, rozbawił i podniósł na duchu, że postanowiła mi osobiście podziękować.
Reżyser już pracuje nad kolejnymi tytułami - sequelem "Stąd do Oblivio" i komedii dla młodzieży o podróżach w czasie. Patrząc na listę filmów, które dostały dofinansowanie z PISF, można sądzić, że kolejne lata przyniosą wysyp produkcji dla dzieci i młodzieży.