To miasto stało się "siedliskiem nacjonalistów". Zamach w Nowej Zelandii ujawnił poważny problem
Atak na meczety w Christchurch wstrząsnął światem. Nowa Zelandia nigdy nie kojarzyła się z terrorem. Również Australia, z której pochodzi zamachowiec. Tymczasem zamach, w którym zginęło blisko 50 osób, pokazał, jak straszne mogą być antyislamskie nastroje nawet tam, na końcu świata. I jak
Dlaczego zaatakował akurat w Nowej Zelandii? Chciał pokazać, że nigdzie nie jest bezpiecznie i najeźdźcy są wszędzie, nawet w najodleglejszych częściach świata. "Nigdzie nie jest bezpiecznie od masowej imigracji" – napisał.
"To przez muzułmańskich imigrantów"
Wśród jego ofiar byli mi.in. syryjscy uchodźcy. – To potworne, że pokonali tak długą drogę z Syrii do Nowej Zelandii, wierząc, że to dla nich bezpieczny raj. Uciekali przed śmiercią i torturami, a zostali zabici tutaj – informował przedstawiciel Syrian Solidarity, syryjskiego stowarzyszenia w Nowej Zelandii.
W tym czasie jeden ze skrajnie prawicowych, australijskich senatorów, połączył zamach w Christchurch z rosnącą liczbą muzułmanów w obu krajach. To nie nacjonalizm, jak stwierdził, jest winny. To muzułmańscy imigranci, których jest coraz więcej. "Prawdziwą przyczyną dzisiejszego rozlewu krwi jest program imigracyjny, który zezwala muzułmańskim fanatykom, na przybycie do Nowej Zelandii" – napisał na Twitterze Fraser Anning, a jego wpis wywołał burzę. Australijski premier Scott Morrison uznał jego słowa za obrzydliwe.
Chcąc nie chcąc Fraser pokazał jednak jakie mogą być nastroje w obu krajach. Że nie jest pięknie i różowo, jak z perspektywy Europy może nam się wydawać. I nie wszyscy witają migrantów z otwartymi ramionami.
Zwiększają liczbę uchodźców
W ostatnich latach i Nowa Zelandia, i Australia, przyjęły ich tysiące. Dosłownie kilkanaście dni przed zamachami, ponad 300-tysięczne Christchurch, oficjalnie witało u siebie grupę 22 uchodźców z Afganistanu i Erytrei, którym pozwolono się tu osiedlić w ramach programu relokacji.
W 2016 roku premier Nowej Zelandii ogłosiła, że zwiększa liczbę przyjmowanych uchodźców do tysiąca rocznie. Była to pierwsza taka decyzja nowozelandzkiego rządu od 1987 roku.
Jacinda Ardern jednak na tym nie poprzestała. Ogłosiła, że od 2020 roku kraj przyjmie ich jeszcze więcej – 1500. Decyzję obwieszczono wcześniej, by samorządy mogły się przygotować. Łatwo się domyślić, że wywołało to różne emocje.
Część uchodźców miała trafić do miasta Levin. Zaledwie kilka tygodni temu burmistrz mocno zaprotestował. Stwierdził, że miasto jest nieprzygotowane na "zalew cudzoziemców", a jego mieszkańcy sami nie mogą znaleźć pracy czy mieszkań.
Zupełnie jakbyśmy byli w Polsce lub w innych krajach Europy.
"Christchurch siedliskiem ekstremizmu"
I teraz okazuje się, że nawet spokojna Nowa Zelandia nie jest wolna od radykalnych nastrojów.
Portal stuff.co.nz rozmawiał na ten temat z wieloma ekspertami. Z ich relacji wynika, że samo Christchurch, gdzie doszło do zamachów, od dłuższego czasu było siedliskiem nacjonalistów, w mieście dochodziło do gwałtownych incydentów, a skrajnie prawicowe grupy były szczególnie atrakcyjne dla młodych mężczyzn.
Paul Spoonley z Uniwersytetu Massey latami badał to zjawisko. Po ataku w Christchurch przypomniał, że właśnie tu działali skinheadzi, neonaziści i inne grupy ekstremalne. Jednymi kierował antysemitym, inni głosili ideologię wyższości białej rasy, jeszcze inni zwracali się przeciwko Maorysom. I tak było od lat 80. "A potem był zamach 11 września. I antysemityzm zastąpiła islamofobia" – pisze na stronie The Conversation.
Rośnie populacja Australii
W Nowej Zelandii nie słychać jednak o protestach skrajnej prawicy jak w Australii. W styczniu kilkuset nacjonalistów tak protestowało przeciwko imigrantom w Melbourne.
W Nowej Zelandii nie słychać też hejtu, publicznej mowy nienawiści skierowanej w muzułmańskich imigrantów tak jak w Australii. "Każdego dnia muzułmanie są atakowani przez polityków i przez nich demonizowani" – po zamachu w Christchurch wielu daje w sieci upust swoim emocjom. Wymieniane są m.in. dwa nazwiska nacjonalistycznych polityków – Fraser Anning i Pauline Hanson.
Dziś media przypominają, że w ciągu ostatnich 10 lat populacja Australii zwiększyła się o 2,5 mln ludzi. I tylko ubiegłym roku o 400 tys., z czego ponad 60 procent stanowili imigranci.
Sondaże pokazują, że większość Australijczyków widzi pozytywny wkład imigrantów w społeczeństwo i gospodarkę kraju.