Pokojowa nagroda Nobla dla Kim Dzong Una. Istnieje świat, w którym jest to możliwe

Karolina Pałys
Dyktatorzy nie powinni być zabawni. Mało kto potrafi jednak powstrzymać sarkastyczny uśmieszek na widok pulchnej twarzy Kim Dzong Una pozdrawiającego setki histerycznie rozentuzjazmowanych towarzyszy i towarzyszek podczas pochodu pierwszomajowego.
Fot. Wikipedia / Ryuugakusei
Niewielu potrafi również z kamiennym wyrazem twarzy przeczytać newsa o frekwencji wyborczej, która wyniosła 99,9 procent, a to tak naprawdę jeden z subtelniejszych przejawów północnokoreańskiego absurdu. Chcecie naprawdę się pośmiać? Zacznijcie od sprawdzenia ich strony internetowej.

Ambasada Korei Północnej w Warszawie
Pod adresem krld.pl znajduje się prawdziwa gratka dla poszukiwaczy internetowych skansenów. Ten, utrzymany w estetyce Windowsa 3.11, jest dodatkowo wypełniony dokładnie tymi atrakcjami, których moglibyście oczekiwać po stronie administrowanej przez człowieka czerpiącego informacje o świecie z dziennika prowadzonego przez „Pink Lady”.
Kadr ze strony www.krld.pl
Mamy więc życzenia z okazji majowych świąt („Towarzysze i Towarzyszki!
Z okazji Wspaniałego Święta Pierwszego Maja, w imieniu wszystkich wolnych, zjednoczonych ludzi pracujących dla wspólnego dobra narodu i głoszących rewolucyjne socjalistyczne idee”). Mamy też program telewizyjny, składający się z bloków informacyjnych i przerywników patriotyczno-muzycznych, a także najświeższe relacje wideo z udziału najwyższego przywódcy w różnorodnych akcjach propagandowych, znaczy — motywacyjnych.


Śmieszne? Polska jest jednym z niewielu krajów, w których władze z Pjongczangu mają swoją reprezentację. Jeśli chodzi o Europę, strony stworzone w podobnej estetyce mają jeszcze tylko Bułgaria, Czechy, Niemcy, Szwecja i Wielka Brytania. Pytanie, czym owocuje utrzymywanie stosunków dyplomatycznych z komunistycznym? Bo nie chodzi raczej o płynny przepływ międzynarodowej myśli technicznej.

Lifestyle po północnokoreańsku: albo life, albo style
W Polsce ukazała się niedawno książka, która w odróżnieniu od wielu pozycji na temat kraju Kima, dość mało miejsca poświęca rozbieraniu na czynniki pierwsze politycznych zależności, w jakie uwikłany jest komunistyczny reżim. „Tajemnice Korei Północnej” opowiada o tamtejszym życiu z bardziej „lifestylowej” perspektywy.
Fot. materiały prasowe
Stwierdzenie to trzeba jednak brać w spory nawias, bo omawiane przez Daniela Tudora i Jamesa Pearsona zagadnienia z typowo zachodnimi modowo-plotkarskimi rozterkami nie mają dużo wspólnego.

Zamiast rozważać bowiem różnice pomiędzy stylem ubierania się poszczególnych grup społecznych, dostajemy informację o tym, że Koreanki przyłapane na ulicy w spodniach typu „dzwony” mogą zostać skierowane do specjalnego obozu pracy (choć na tego typu akty tekstylnej dywersji patrzy się ostatnio przez palce — inna sprawa, gdyby dżinsy były obcisłe, albo, nie daj Kimie, niebieskie).

Z drugiej strony, uważny czytelnik dostrzeże pomiędzy wierszami „Tajemnic Korei Północnej” pewne nawiązania do trendów uniwersalnych. Okazuje się na przykład, że nawet w Korei Północnej mamy do czynienia ze swego rodzaju feministyczną rewolucją:
Tajemnice Korei Północnej

To głównie kobiety prowadzą stragany, sprzedają jedzenie, zajmują się importem i eksportem na małą skalę albo wynajmują rodziny dom na godziny zakochanym parom. Wszystko to ma z kolei wpływ na rolę kobiet w społeczeństwie, a także na liczbę rozwodów.

Śmieszne? Koreańskie równouprawnienie ma inne niż na zachodzie podłoże. Chodzi nie tyle o to, aby żyć godnie na tych samych zasadach, co mężczyźni — raczej o to, aby żyć w ogóle: „Co niezwykle ważne głód przyczynił się do emancypacji północnokoreańskich kobiet, które zaczęły aspirować do czegoś więcej niż tylko rola gospodyń domowych” — czytamy w „Tajemnicach Korei Północnej”.

W latach 1994-1998 klęska głodu zabiła od 200 tysięcy do 3 milionów obywateli.
Fot. Pixabay.com / 589724
Noworoczny prezent? Kryształy (metaamfetaminy)
Okres świąteczny to żniwa dla kulturoznawców i socjologów. Japońskie świętowanie wigilii fastfoodowym kubełkiem kurczaków z Kentucky jest jednak niczym w porównaniu z prezentowym zapotrzebowaniem, jakie Koreańczycy zgłaszają z okazji obchodów nowego roku.

Najbardziej popularnym i pożądanym prezentem jest bowiem metaamfetamina. Jak informuje Radio Free Asia, większość młodych Koreańczyków nie wyobraża sobie, że na obchodach jednego z najważniejszych świąt w roku pojawi się bez podarunku w tej właśnie postaci.

— Narkotyki to najpopularniejszy prezent. W okresie świątecznym dostawcy nie nadążają z realizacją zamówień — potwierdza źródło cytowane przez RFA. — Kiedyś handel odbywał się potajemnie. Dzisiaj nikt już nie przejmuje się dyskrecją w tej kwestii — dodaje.

Śmieszne? Producenci metaamfetaminy są w Korei Północnej karani śmiercią. Ryzyko odstrasza niewielu. Brak jakichkolwiek innych perspektyw tak szybkiego i tak dużego zarobku to pokusa, której trudno się oprzeć.

Kim nominowany do nagrody Nobla. Pokojowej
Prawdopodobieństwo, że ktokolwiek z Komitetu Noblowskiego wymówi nazwisko przywódcy Korei Północnej na głos podczas dyskusji nad nominacjami, jest niewielkie — ale teoretycznie istnieje. I tego postanowiła trzymać się północnokoreańska propaganda.

Po spotkaniu z prezydentem USA, Donaldem Trumpem, w Wietnamie i zerwanych rozmowach na temat całkowitego rozbrojenia nuklearnego odtrąbienie zwyczajowego sukcesu okazało się na tyle problematyczne, że trzeba było wytoczyć najcięższe działa.

Obywatele zaczęli więc otrzymywać „materiały edukacyjne”, z których wynika, że najwyższy wódz ma spore szanse na wygraną. Problem w tym, że Koreańczycy z Północy nie mogą po prostu wpisać hasła „Pokojowa Nagroda Nobla” w wyszukiwarce, żeby dowiedzieć się, jak bardzo Kim Dzong Un się do niej nie kwalifikuje — dostęp do internetu jest w tym kraju nielegalny.

Śmieszne? Korea Północna to państwo, w którym znajduje się obóz pracy o powierzchni trzy razy większej niż stolica USA. Przetrzymywanych jest w nim 20 tys. osób — zarówno skazanych, jak i ich rodzin.

W tych rzadkich momentach, gdy życiem za jedną z ostatnich żelaznych kurtyn na świecie zaczynają interesować się masy, a nie tylko garstki rozsianych po świecie aktywistów na rzecz ochrony praw człowieka, warto mieć się na baczności. Wtedy robi się trochę śmieszno, trochę straszno, jakby powiedział klasyk. I tu właśnie tkwi problem — z jednej strony się z tej reżimowej gimnastyki podśmiewamy, z drugiej — raz na jakiś czas wpadamy w zadumę nad losem „tych biednych ludzi”. Sytuacja w Korei Północnej nie zmieni się, jeśli dalej będziemy pozostawać w takim poznawczym rozkroku.

Artykuł powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal.